Koniec kultury

„Znieważeni" - aut. Sándor Márai - reż. Przemysław Bluszcz - Teatr Ateneum w Warszawie

W Teatrze Ateneum 28 stycznia miała miejsce bardzo interesująca premiera. Wystawiono mianowicie adaptację powieści Sándora Máraia pt. „Znieważeni" w reżyserii Przemysława Bluszcza, która przybrała formę monologu głównego bohatera książki, Péteta Garrena. W tę rolę wcielił się Dariusz Wnuk.

Poświęćmy chwilę autorowi oryginału, jak i samej książce. Sándor Márai, urodził się w 1900 roku w Koszycach, z pochodzenia był Węgrem. Studiował dziennikarstwo w Budapeszcie, jednak z powodu obaw represji ze strony Białego Terroru wyemigrował do Niemiec, gdzie ukończył studia. W 1928 roku powrócił na Węgry. Tam też zastała go II wojna światowa, podczas której min. opiekował się żydowskimi dziećmi.

Po zakończeniu wojny, w 1948 roku, kiedy władze na dobre przejęli komuniści, zmuszony został do ponownej emigracji. Przez następne lata często zmieniał miejsce zamieszkania, by ostatecznie w 1980 roku osiąść w San Diego w USA. Nie mogąc sobie poradzić ze śmiercią najbliższych i samotnością, w wieku 89 lat popełnił samobójstwo.

„Znieważeni" to powieść napisana jeszcze na Węgrzech, w 1947 roku, jednak wydana dopiero 41 lat później. Jej akcja rozgrywa się w Paryżu, na początku lat 30 – tych i obejmuje dwa dni z życia literata Péteta Garrena, który pewnego razu słyszy w radiu agresywne i niecierpliwe przemówienie nawołujące do zmian w Europie (odbiorca książki, jak i spektaklu z łatwością utożsami sobie ten głos z Adolfem Hitlerem, jednak jego nazwisko nie pojawia się ani razu). Po odsłuchaniu przemowy Garren zanurza się w rozważania nad kulturą Europy i jej rychłym upadkiem, oraz zwiastowaniem nieodwracalnych, tragicznych dla świata zmian.

Spektakl porusza zatem niezwykle interesujące zagadnienie – koniec kultury, upadek Europy, jaki, przynajmniej w wymiarze symbolicznym, miał niewątpliwie miejsce w 1939 roku. Sándor Márai nie był zresztą odosobniony w swoich pesymistycznych poglądach. Wielu przedwojennych intelektualistów, jak np. Oswald Spengler, nie kryli się ze swoimi katastroficznymi wizjami, twierdząc, że kultura Europy ma już za sobą okres rozkwitu i dojrzałości i jak każdy organizm przechodzi proces starzenia się, aż wreszcie umiera. Następne pokolenia, niepamiętające już okrucieństw wojny różnie oceniały spuściznę owych „dekadentów": niektórzy widzieli w nich wręcz proroków, inni zaś krytykowali za nihilizm egzystencjalny, czy mizantropię.

Poruszone zostało jeszcze jedno ciekawe zagadnienie. My, ludzie XXI wieku, zwykliśmy mówić: „Nie rozumiem, jak można było głosować na Hitlera", albo „Ja na pewno byłbym przeciwny nazistom". Niezwykle łatwo przychodzi nam sądzić i rozliczać poprzednie pokolenia za błędy, które popełniły. Jednak, zastanawiając się głębiej, coś charakterystycznego musiało być w nastrojach i tendencjach społecznych, co sprytnie wykorzystały ugrupowania totalitarne. W „Znieważonych" dobrze ujmuje to moment, gdy główny bohater wybiera się do jednego z paryskich salonów i opisuje swoje spotkanie z niemieckim publicystą, gorąco wierzącym w słuszność zmian, jakie proklamuje „głos z radia". Opowiada, jak to Niemcy „staną na nogi" i będą dumnie kroczyć ku świetlanej przyszłości.

Dlaczego my nie mielibyśmy myśleć wtedy podobnie? Czy na pewno, na miejscu wielu Niemców, nie reagowalibyśmy z aprobatą na to, co robi NSDAP? Nie bądźmy tacy pewni tego, że łatwo było nie ulec takim poglądom. Rozejrzyjmy się wokół siebie i zastanówmy się, czy dzisiaj ludzie nie ulegają skrajnym tendencjom z równą łatwością jak wtedy? Być może zbyt dużo miejsca w tym tekście zajęły moje refleksje, jednak spektakl mocno do nich prowokuje. Można zatem domyśleć się, że osamotniony na scenie Dariusz Wnuk spisał się znakomicie. Przed wszystkim bardzo dobrze się go słuchało, był także niezwykle przekonywujący w roli paryskiego intelektualisty. Nie wyobrażam sobie kogoś jeszcze poza nim samym na scenie. Po prostu zabrakłoby na niej miejsca. Monolog był niezwykle dynamiczny, ale pojawiały się również subtelnie wplecione momenty przerwy, aby widz miał czas na przyswojenie sobie dosyć sporej ilości przemyśleń głównego bohatera. Całości towarzyszyła klimatyczna scenografia i muzyka, która dawała jeszcze więcej niepokoju i „zagęszczała" atmosferę.

„Znieważeni" to jeden z tych spektakli, na które warto pójść więcej niż jeden raz. Występuje tu niezwykle interesująca tematyka, która skłania do przemyśleń. Jest to także dobra lekcja historii i kultury. Muszę przyznać, że aż mnie nosi, żeby przeczytać książkę Sándora Máraia.

Jeśli jest tak dobra, jak jej sceniczna adaptacja to wiem, że będzie to przyjemna lektura.

Wiktor Skórski
Dziennik Teatralny Warszawa
21 marca 2023

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia