Koniec świata krytyki

niepostrzeżenie ducha wyzionęła krytyka teatralna

Tydzień temu wszyscy emocjonowali się końcem świata. Ileż to było żartów na ten temat w mediach. Karierę zrobił przy okazji wiersz Miłosza z nieśmiertelną frazą: „Innego końca świata nie będzie". Co bardziej przenikliwi felietoniści formułowali myśl, że przecież każdego dnia świat się kończy. Nie chciałbym się wdawać w spekulację, czy wszystko się jednakowo kończy, bo mam wrażenie, że niektóre przejawy świata są żywotne i coraz bardziej żywotne, i to życie wydaje się bardziej męczące niż śmierć. Ale trzeba też stwierdzić z pewną dozą obiektywizmu, że w istocie niektóre rzeczy dobiegają kresu, może nawet już dobiegły, i stało się to jeszcze przed 21 grudnia. Nie wiem, czy to kończenie się jest zauważalne i szczególnie przykre, ale jednak jest. W każdym razie mnie jest trochę smutno, że tak niepostrzeżenie ducha wyzionęła na przykład krytyka teatralna.

Przejrzałem, co w dziale „Recenzje" zamieszczono w ostatnich tygodniach na wortalu e-teatr.pl. Daje on niewątpliwie wgląd w to, co w recenzenckiej trawie piszczy. I rzeczywiście są to piski myszy. Z zestawu opublikowanych tekstów wynika, że podstawowym miejscem uprawiania krytyki teatralnej jest dzisiaj portal Teatr dla Was. Napisałem „uprawiania", choć może lepiej byłoby określić tę działalność mianem: „wprawiania". W przeważającej bowiem mierze są to szkolne próbki recenzji, których styl czasami nadawałby się do dawnej Przekrojowej rubryki „Humor zeszytów". Oczywiście godny wsparcia jest sam fakt, że młodym ludziom chce się pisać o teatrze. Pamiętam też, co studentom Wiedzy o Teatrze mówił Jerzy Koenig: trzeba napisać sto tekstów złych, żeby wreszcie powstał jeden dobry. Portal Teatr dla Was daje więc taką szansę ćwiczenia, choć nie wiem, czy wszyscy musimy być tych wysiłków świadkami. Gorzej, że te amatorskie próby stają się surogatem profesjonalnej krytyki teatralnej. A tak się dzieje w momencie przedrukowania tekstów na e-teatrze.

Stało się tak, że niektóre przedstawienia nie mają żadnego innego omówienia poza recenzjami z Teatru dla Was. Rzecz jasna nie jest winą czeladników, że wchodzą w rolę majstrów. Bo majstrów po prostu nie ma albo potracili swoje warsztaty. Krytyka teatralna, jak wiadomo, narodziła się wraz z prasą. Wieszczy się teraz koniec prasy drukowanej. Jeśli to rzeczywiście nastąpi, to już jedną z oznak procesu jest zrzucanie przez redakcje niczym balastu recenzji (nie dotyczy to tylko teatralnych). W dziennikach ogólnopolskich tekstów recenzenckich jest tyle co kot napłakał. Nagminne się stało, że wiele premier nie jest odnotowanych. Pomijam fakt, że w „Gazecie Wyborczej" spektakle omawiane są pod względem zgodności z wyrazistym światopoglądem recenzenta – co sprawia, że bez trudu można rozpoznać, jakie przedstawienia w ogóle zostaną zrecenzowane i na pewno pozytywnie, jakie się nie spodobają, a jakie będą pominięte. (A propos „Gazety": jej dodatek warszawski już od dłuższego czasu nie publikuje recenzji. Jakże miłym zaskoczeniem był więc fakt, że popremierowego tekstu doczekał się najnowszy spektakl Teatru Syrena Halo Szpicbródka. A jeszcze większą niespodzianką było to, że recenzję napisał Witold Sadowy – niestrudzony autor pośmiertnych wspomnień o ludziach teatru. Można by to jakoś dowcipnie skomentować, ale daruję sobie.)
Zamiera krytyka teatralna na łamach opiniotwórczych tygodników. Jaką potęgą jeszcze niedawno wydawał się „Przekrój", mając na swoich łamach kwartet: Nyczek, Sieradzki, Drewniak, Wakar. Dzisiaj ich wszystkich zastąpił Nowak, co ma również pewien wymiar symboliczny. Bo Nowak jest już bodaj jedyną oznaką życia krytyki teatralnej – on akurat jest wszędzie: w prasie, telewizji, radiu, internecie. (Ale o Nowaku nie będę pisał, bo niektóre moje koleżanki bardzo się denerwują, że zbyt wiele mu poświęcam uwagi.) A co z kwartetem? Nyczek wylądował w Teatrze Ateneum. Sieradzki ma parozdaniową rubryczkę w magazynie kobiecym. Drewniak został recenzentem lokalnym. Wakar poszedł do radia, czasami coś opublikuje we „Wprost". W innych tygodnikach sytuacja też jest marna, nawet w „Tygodniku Powszechnym", który nieźle broni się przed skretynieniem, omawiane są premiery filmowe czy książkowe – teatralne tylko od wielkiego święta.
Nie chcę w tym miejscu zajmować się krytyką teatralną na łamach pism specjalistycznych. Krytyka, jeśli ma istnieć i mieć jakiś sens, nie może ograniczać swej obecności do getta środowiskowego. To też jest znak uwiądu.

Oczywiście nowym medium dla krytyki teatralnej może być internet. Zresztą na liście opublikowanych na e-teatrze recenzji większość już ma źródło w sieci, na różnych portalach, blogach etc. Tyle tylko że z obecnością krytyki teatralnej w internecie jest ten sam problem, co z opiniotwórczym dziennikarstwem czy z fachową publicystyką. Zawodowcy jednak się bronią przed internetem, bo kto im będzie tam płacił za porządny tekst? A wiedza też kosztuje. Na razie dzięki łatwości publikacji w internecie każdy, kto napisze parę zdań wrażeń po przedstawieniu może uchodzić za krytyka teatralnego. W ten sposób tworzy się ogromny śmietnik informacji, ocen, z których trudno wyłowić miarodajne opinie. A w końcu o to chodzi również w dobrej krytyce.

I tak krytyka zdycha w starych mediach, w nowych nie może znaleźć jeszcze odpowiedniej formy komunikacji. I dzieje się to wszystko w momencie, gdy wbrew pozorom życie teatralne jest dość bujne, domaga się opisu, interpretacji i oceny.

Wojciech Majcherek
Blog Wojciecha Majcherka
28 grudnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia