Koprodukcja z sukcesem

"Samson i Dalila" - reż: M. Znaniecki - Opera Wrocławska

Najnowsza premiera Opery Wrocławskiej "Samson i Dalila" Camille Saint-Saëns\'a to pierwsza koprodukcja z trzema innymi teatrami z Bolonii, Liege i Triestu, a akże druga realizacja w historii tej instytucji.

Bardzo rzadko w Polsce sięga się po te najznakomitsze dzieło operowe francuskiego kompozytora, a szkoda, ponieważ sama kompozycja zawiera w sobie ogrom stylów muzycznych, jak np. orientalne motywy w III akcie i oratoryjny wstęp chóru w akcie I. W zasadzie wszystko w tym spektaklu jest doskonałe. Począwszy od muzyki po reżyserskie wizje.

Scenografia jest dość prosta, ale jakże oryginalna. Faktycznie, czujemy się jak pod Palestyną w Gazie. Podobnie jak teraz mamy do czynienia z konfliktem. Koncepcja reżyserska doskonale opiewa na charakter dzieła. Kompozytor przywołuje w „Samsonie i Dalili” tradycje oratoryjne, a także francuskie tradycje opery-baletu, wywodzące się z wieków XVII i XVIII. Reżyser stosuje się do tej różnorodności partytury Saint-Saëns’a w wierny sposób.

I tak powstał świetnie przygotowany przez Małgorzatę Orawską piękny i podniosły wstęp chóru w I akcie, a w III doskonale zrealizowana baletowa scena - bachanalie (choreografia autorstwa Aline Nari). Dramatyczne zakończenie II aktu, kiedy Dalila symbolicznie wbija nożyce w oczy niewinnego Samsona i obcina mu włosy, a ze źródeł z głębi sceny wypływa krew, wyszło doskonale.

Pomysł Michała Znanieckiego na pokierowanie wszystkimi występującymi artystami – a było ich sporo: soliści, chór, balet, statyści – była bardzo udana. W zasadzie wszystkie elementy, zarówno te pierwszo, jak i drugoplanowe, spokojne rozpoczęcie i katastrofalne zakończenie tworzyły spójną i przemyślaną całość. Udało się stopniować i potęgować dramatyzm, ukazać toczący się konflikt pomiędzy Izraelitami a Filistynami , a co najważniejsze wyeksponować przebiegły charakter tytułowej Dalili. Połączenie tak dobrej reżyserii z doskonale wyreżyserowanymi światłami przez Bogumiła Palewicza, niezwykle oryginalnymi, pełnymi przepychu kostiumami Isabelle Comte  i oryginalną scenografią Tiziano Santi zaowocowało barwnym i cieszącym oko widowiskiem.  

Najważniejszym premierowym atutem okazali się jednak wspaniali soliści. W rolę Samsona wcielił się Włoch Antonello Polombi, śpiewający m.in. w Deutsche Oper w Berlinie i La Scali. Już samo jego wejście w I akcie ukazało wspaniały warsztat wokalny tego artysty. To śpiewak dysponujący pięknym, ciemnym tenorem dramatycznym. Prawdziwy popis swojego talentu zaprezentował w brawurowo wykonywanych ariach, a przede wszystkim w słynnej Mon coeur s\'ouvre à ta voix, dochodząc do wysokiego B. Towarzysząca mu Edyta Kulczak (Dalila), na co dzień śpiewająca w nowojorskiej MET, dotrzymała wysokiego poziomu wokalnego, choć momentami nasuwało się pytanie, czy artystka dokładnie wie, co ma robić na scenie. Wspomniany duet miłosny wypadł zatem pięknie brzmieniowo, ale nie aktorsko. Cieszy fakt, że najbardziej operowy u Saint-Saëns’a II akt, zarezerwowany tylko dla pary solistów, został tak pięknie zaśpiewany. Na pochwałę zasługuje także gościnnie występujący Mariusz Godlewski (Arcykapłan), dysponujący bardzo ładnym barytonem. Niezwykle wymownie zaśpiewał z Edytą Kulczak w finale opery, w krótkim przemarszu z pochodniami.

Kierownictwo muzyczne zostało powierzone japońskiemu dyrygentowi Chikarze Imamurowi, niegdyś laureat Konkursu Dyrygenckiego im. G. Fitelberga i w Mediolanie. Wydobył on z partytury wszelkie niuanse brzmieniowe. Niezwykle pięknie brzmiały zwłaszcza instrumenty dęte blaszane. Całość poprowadził z ogromną precyzją i pełnym zaangażowaniem. Zaowocowało to bezbłędnym wręcz wykonaniem trudnego materiału partytury. Ze strony muzycznej spektakl został przygotowany znakomicie.  

Pierwsza w historii Opery Wrocławskiej koprodukcja z aż trzema europejskimi teatrami operowymi okazała się wielkim sukcesem: reżyserskim i muzycznym.

Maciej Michałkowski
Dziennik Teatralny Wrocław
11 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia