Koralina w krainie ciemności

"Koralina" - reż: Włodzimierz Fełenczak - Teatr Miniatura w Gdańsku

Polska prapremiera "Koraliny" w Teatrze Miniatura to wydarzenie artystyczne, jakiego nie było w tym teatrze od czasów Piotra Tomaszuka i Tadeusza Słobodzianka. Trudno jednak wskazać właściwego odbiorcę przedstawienia, bo młodsze dzieci prawdopodobnie wyjdą z teatru przestraszone. Ja bawiłem się świetnie.

Na podstawie książki "Koralina" Neila Gaimana, reżyser Włodzimierz Fełenczak wyczarował mroczny (dosłownie) świat, w którym tytułowa bohaterka musi walczyć o uratowanie rodziców. Porwali ich... jej rodzice, tyle że z alternatywnej rzeczywistości. Poetyka sennego koszmaru, dominująca w świetnej scenografii Mikołaja Maleszy i inscenizacji Fełenczaka, wiernie odwzorowuje klimat twórczości Gaimana, opartej na grozie i komiksowej wyobraźni. 

Koralina (Magdalena Żulińska) jest odważną, ale i rozkapryszoną dziewczynką, dla której rodzice nie mają czasu. Któregoś dnia Koralina, która bez wahania mówi do dorosłych "cześć" zamiast "dzień dobry", odkrywa w swoim domu nie używane drzwi. Po przejściu przez nie, nic nie jest takie jak wcześniej. 

Atmosfera grozy pojawia się przy spotkaniu z drugimi rodzicami i utrzymuje się niemal do końca spektaklu. Spotykane przez Koralinę postacie są coraz potworniejsze. Łudząca początkowo dziewczynkę swoją uwagą i poświęceniem druga matka (bardzo dobra kreacja Edyty Janusz-Ehrlich) staje się z czasem prawdziwą złowrogą wiedźmą. Także sposób poruszania się drugich rodziców początkowo dziwnie kanciasty i nieco śmieszny, staje się z czasem prawdziwą karykaturą ludzkiego zachowania. Między innymi w ten sposób reżyser misternie buduje obraz z krzywego zwierciadła ("Koralina" nieprzypadkowo nazywana jest współczesną wersją "Alicji w krainie czarów"). 

Sceny pełne napięcia poprzeplatane są weselszymi, które łączą się z wizytami Koraliny u przyszywanych, mocno zwariowanych ciotek - Panny April (Jadwiga Sankowska) i Panny Miriam (Hanna Miśkiewicz). Przy ciastkach i herbacie prowadzą one swoje nudne rozmówki lub wspominają dawne czasy (jedna ciągle odgrywa etiudy z Szekspira). To właśnie od nich dziewczynka otrzymuje magiczny kamyk, który w drugiej krainie staje się amuletem i chroni od wszechobecnego zła. 

Oprócz planu żywego podziwiamy też lalki. Pełno jest tu szczurów prowadzonych przez ukrytych w mroku aktorów, co jakiś czas zobaczymy pieski salonowe z którąś z ekscentrycznych starszych panien lub myszy-pacynki. Sama Koralina niekiedy również maleje do rozmiarów laleczki, choćby wtedy, gdy rozmawia z duszyczkami uwięzionymi przez drugą matkę. W finale przedstawienia rewelacyjny koncert daje "The Mouse Band", nawiązujący do słynnego "The Muppet Show". 

Ten niezwykle udany spektakl traktuje młodego widza po partnersku. Pozwala mu się wystraszyć, umożliwia też łatwą identyfikację prawidłowej postawy, którą prezentuje główna bohaterka. By w scenie finałowej wzbudzić szczery zachwyt. Problemem dla najmłodszych może być "dorosły" czas przedstawienia (trwa prawie dwie godziny). Ponieważ panujące przez całe przedstawienie ciemności mogą małe dzieci zmęczyć, dlatego propozycja Miniatury kierowana jest do starszych dzieci, w wieku 9-12 lat. 

Oby ta inscenizacja gdańskiej Miniatury stała się przełomem dla teatru, który był do niedawna najbardziej anachroniczną sceną w Trójmieście. "Koralina" to powiew świeżości i tryumf mądrego, chociaż niełatwego w odbiorze dla dzieci teatru.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
30 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia