Kościuszko w przezroczystej bluzeczce nie wystarczył

"Berek Joselewicz" - Teatr Polski we Wrocławiu

\'Berek Joselewicz\' Remigiusza Brzyka i Tomasza Śpiewaka zrealizowany na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego nuży. Pikanterii nie jest mu w stanie dodać nawet fakt, że Tadeusza Kościuszkę gra kobieta z odsłoniętym biustem, a żydowski oddział jazdy konnej tworzą mimowie

Historia Berka Joselewicza, żydowskiego bohatera powstania kościuszkowskiego, miała posłużyć twórcom spektaklu do opowieści o tym, jak pamięć wpływa na kształt historii. Ale ambitny w założeniu zamiar nie powiódł się. Niedopowiedzenia towarzyszą niemal każdej ze scen spektaklu.

Jedna z pierwszych scen to grane w jidysz spotkanie kochanków - Żydówki Ruchli i Józefa Joselewicza, syna tytułowego bohatera. Ona w białej tiulowej sukni wygląda niczym skrzyżowanie Ewy Demarczyk z japońską gejszą. On jak każdy z żołnierzy ubrany jest w mundur z reprodukcją Panoramy Racławickiej Styki i Kossaka. Młodzi zapewniają się o swojej miłości i żegnają. Chwilę później poznajemy Żydów - bojaźliwych i nieskorych do walki, którzy odpowiadają na odezwę Berka Joselewicza, by przyłączyć się do insurekcji, ale bardziej niż żołnierzy Kościuszki przypominają samurajów. Adam Poniński, skłócony z historią mężczyzna, uznawany jest za zdrajcę winnego klęski pod Maciejowicami, choć istnieją dowody na to, że jest niewinny. Naczelnik Kościuszko - w ciele kobiety (???), na szkielecie konia i w mocno prześwitującej bluzce - pojawia się niczym duch. Prawdopodobnie wszystko to miało widzom powiedzieć coś o historii Polski, ale nawet zakładając, że twórcy spektaklu wiedzieli, co chcą przekazać, zrobili to nieskutecznie.

Plan stworzenia spektaklu o tradycji Polski wielokulturowej, różnorodnej etnicznie i tolerancyjnej nie powiódł się. Niewiele poza opowiedzianą za pomocą scen-klisz historią Żyda patrioty oraz tragicznym wątkiem szalonej Ruchli, którą zakochany Poniński gwałtem bierze za żonę, dowiemy się o współistnieniu Polaków i Żydów. Spektakl mimo przedpremierowych deklaracji w niewielkim stopniu jest też opowieścią o pamięci i zapominaniu. Dotyczy ona zarówno historii żydowskiego oddziału walczącego o wolność Polski, jak i losu Sceny Kameralnej, w latach 1949-1968 siedziby Dolnośląskiego Teatru Żydowskiego, odebranej Żydom po marcu 1968 roku. Gdy aktorzy grający w "Berku" kłaniają się po zakończeniu spektaklu, na ekranie ustawionym obok sceny widać żydowskich aktorów. Przed rozpoczęciem "Berka..." słuchamy opowieści Andrzeja Mrozka (gra Amstera) o wydarzeniach roku 1968, która ostatecznie jednak okazuje się nieprawdziwa. Przekonujemy się, jak łatwo powstają mity i jak szybko giną.

Nagromadzenie środków i odniesień powoduje, że "Berek..." po niezłym początku zaczyna szybko nudzić. Zmieniające się senne obrazy pod koniec stają się już trudne do zniesienia. I choć jak zwykle w Teatrze Polskim są w przedstawieniu świetne role: Wiesława Cichego jako Berka, Wojciecha Ziemiańskiego w roli Pałkina i generała Fersena czy Michała Majnicza jako Józefa Joselewicza, to jednak ze spektaklu powinno wynikać coś więcej niż tylko najlepsze nawet popisy aktorskie.

** Spektakl "Berek Joselewicz" na podstawie "Roku 1794" Zenona Parviego i "Berka Joselewicza" Jakuba Waksmana. Reżyseria: Remigiusz Brzyk, utwór sceniczny i dramaturgia: Tomasz Śpiewak, scenografia i kostiumy: Justyna Łagowska, ruch sceniczny i opracowanie muzyczne: Izabela Chlewińska. Premiera 19 lutego 2010 roku

Katarzyna Kamińska
Gazeta Wyborcza Wrocław
22 lutego 2010

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...