Kosmogonia muszek owocówek

"Space Opera" - reż. Ewelina Pietrowiak - Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu

Mucha czy człowiek - kto powinien czuć się w kosmosie bardziej u siebie? Którakolwiek z proponowanych w "Space Operze" dróg okaże się nam bliższa, najnowsza premiera nie pozostawia wątpliwości, że sam kosmos z powodzeniem rozgościł się na operowej scenie.

Tegoroczne zamówienie kompozytorskie Teatru Wielkiego, czyli "Space Opera" Aleksandra Nowaka do libretta bułgarskiego pisarza Georgija Gospodinowa, okazało się w realizacji przede wszystkim niezwykle spójne - od reżyserii, poprzez scenografię i kostiumy, aż po interpretację materii dźwiękowej. Cały, liczny zespół poznańskiej Opery zwrócił się - niezależnie od upodobań - w jednym kierunku. Dzięki temu publiczność, nie rozpraszana niewątpliwymi trudnościami, jakie niesie ze sobą przygotowanie całkowicie nowego dzieła, mogła podziwiać potoczystą, zwartą i - moim zdaniem - póki co najlepszą w tym sezonie inscenizację.

Plejada wspaniałych głosów

Niewątpliwie jedną z najmocniejszych stron realizacji jest świetna obsada solistów, w tym dwie niedawne debiutantki sceny pod Pegazem. W rolę Ewy wcieliła się znakomita mezzosopranistka Magdalena Wachowska, znana poznańskiej publiczności ze spektaklu "Anioł dziwnych przypadków" Brunona Coli. Jako pierwsza kobieta wybierająca się w międzygwiezdną podróż szczególnie urzekła mnie przejmującą arią, w której podczas ostatniej nocy na Ziemi żegna się z wiatrem i tutejszymi składnikami powietrza. W drodze na Marsa Ewa towarzyszy swojemu mężowi Adamowi (Bartłomiej Misiuda). Razem z nimi - o czym jeszcze nie wiedzą - z ogromną prędkością oddala się od Ziemi Mucha, uosabiana wspólnie przez kontratenora Tomasza Raczkiewicza oraz Martynę Cymerman - sopranistkę, która słusznie zaskarbiła sobie zaufanie Teatru i publiczności rolą Neddy w "Pajacach" Leoncavalla (ostatniej premierze Opery). Wszystko to za pomocą kamer śledzi Producent (Andrzej Ogórkiewicz), sprzedający na Ziemi poprzez puste szkło teleodbiorników podniebną samotność Adama i Ewy.

Imponujące wystąpienia dał także chór, który już w pierwszej scenie zahipnotyzował publiczność wykonaniem prologu, otwierającego bramę do odwiecznego świata muszek owocówek. Partytura "Space Opery", przy całym swym bogactwie barwowym, nieszczególnie obfituje w punkty odniesienia, co - przekonująco realizując założenie, o którym wspominał sam kompozytor - imituje stan nieważkości. Tym większe uznanie należy się wykonawcom, w szczególności właśnie śpiewakom - materia to bowiem kosmicznie trudna, a oni zdołali nie tylko ją okiełznać, ale też artystycznie wznieść się wysoko ponad, kreując wyraźnie odcinające się na Drodze Mlecznej role.

Rodzinna atmosfera na Marsie

Fabuła, osnuta wokół pierwszej załogowej misji na Marsa, opiera się na realnie istniejących planach, mających ziścić się w ciągu najbliższej dekady. Według wizji Georgija Gospodinowa inicjalny krok na Czerwonej Planecie postawi para małżonków. I - jak to w operze - występujący wspólnie na scenie kobieta i mężczyzna nie mogą nie epatować swą damsko-męską relacją.

Adam (z zawodu astronauta) stawia wszystko na jedną kartę, którą stanowi spełniające się właśnie marzenie eksplorowania obcej planety, podczas gdy pełna macierzyńskich uczuć Ewa tęskni za powszednim, ziemskim życiem rodzinnym. Postaci zarysowane są bardzo klarownie. Dosłowności jest jednak trochę zbyt wiele. W połączeniu z przyjemnie zawieszonymi w próżni niedopowiedzeniami stanowią dosyć jaskrawy kolaż - tak jakby autor libretta momentami obawiał się, że jest za mało sugestywny czy też nagle przypominał sobie, że to opera - gatunek, w którym zwykło mówić się do widza ekstremalnie wielkimi literami.

Równolegle do głównej akcji, obserwowanej także w formie telewizyjnego show, rozwija się wątek zwierzęcej kosmogonii. Optyka muszek owocowych, z przymrużeniem fasetki wygłaszających fragmenty swej muszej Genesis czy (nie znajdujące w próżni wybrzmienia) refleksyjne wycie psiej duszy porzuconej w kosmosie Łajki wykazują spory potencjał filozoficzny, który równoważy na szczęście dawkę truizmów, wypływającą ze śmiertelnie poważnych ust Adama i Ewy.

Tembr Wszechświata

Opera nie jest obszerna, sporo czasu poświęca jednak fragmentom czysto instrumentalnym. Wiele z nich stanowią długie sekwencje, przywodzące na myśl nagrane przez NASA dźwięki kosmosu - swoisty śpiew planet, który w symfonicznym ujęciu Aleksandra Nowaka i połączeniu z ilustrującymi go (nie odwrotnie!) projekcjami z perspektywy satelity ma hipnotyczną zdolność zatrzymywania czasoprzestrzeni.

Kompozytor nie wprowadza w swojej operze szczególnie rewolucyjnych technik. Wobec utworów, jakie zdarza się słyszeć w dwudziestym pierwszym wieku, muzykę Nowaka można nawet nazwać bliską, przyjazną, na swój sposób oswajalną. Absolutnie jednak nie eklektyczną - piękne brzmienia, niesamowite, momentami wręcz niemożliwe do zidentyfikowania barwy orkiestry i oryginalna (choć krążąca po nieodległej od znanego nam systemu tonalnego orbicie) melodyka dowodzą, że twórca ma w swoim języku bardzo wiele do powiedzenia.

Magdalena Lubocka
http://Kultura.poznan.pl
19 marca 2015

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia