Koszalińskie Konfrontacje rozpoczęte

3. Koszalińskie Konfrontacje Młodych "m-teatr"

Festiwal "Koszalińskie Konfrontacje Młodych m-teatr", choć oficjalnie otwarty dopiero we wtorek wieczorem przez wiceprezydenta Koszalina, wszedł w życie Koszalinian już dzień wcześniej. Akcja promocyjna rozpoczęła się w poniedziałek w centrum handlowym, a kontynuowana była we wtorek na rynku. Co więcej, od poniedziałku mają miejsce warsztaty teatralne dla młodzieży, które są doskonałą okazją do poznania samego siebie, innego sposobu pracy w grupie i dotknięcia istoty teatru

Aktor Wojciech Rogowski szkolił młodocianych artystów w technice gry aktorskiej, ćwiczył z nimi dykcję i tworzył zdarzenia sceniczne. Znakomity reżyser Piotr Ratajczak uchylił uczestnikom rąbka tajemnicy teatru, zapoznał ich z mechanizmem działania reżysera, które w dużej mierze polega na dociekliwej obserwacji rzeczywistości, podsuwającej sytuacje bardziej dramatyczne niż najbujniejsza wyobraźnia. Zadane przez niego ćwiczenia na zaufanie oraz improwizacyjne na długo zostaną w pamięci młodzieży.

Festiwal m-teatr to jednak przede wszystkim spotkanie w teatrze, gdzie grupy z całej Polski prezentują swoje emocje i historie. Codziennie przez pięć dni o 19.00 i 21.00 widzowie będą zbierać się w holu Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, by obejrzeć jedno z dwóch przedstawień.

Pierwszy spektakl powinien otworzyć festiwal z hukiem, jednak okazał się być niewypałem. „Proces” Teatru Polskiego w Bielsku-Białej w reżyserii Jacka Bały niestety zawiódł oczekiwania widzów. Teatr Polski nie udźwignął ciężaru „Procesu” Kafki - więcej: zniszczył go w stopniu zadziwiającym. Interesująca byy jedynie: scenografia Joanny Braun i rozwiązanie sceniczne zastosowane w momencie, gdy Józef K. błądził w budynku sądu. Tekst scenariusza był wierny powieści, jednak już jego sceniczna wymowa absolutnie nie dorównała oryginałowi. Można powiedzieć, że „Proces” Bały to „Proces” Kafki zreinterpretowany przez kategorię seksualności. Jak w kafkowskiej powieści do postaci Najwyższej Instancji przyrównywaliśmy Boga czy władze totalitarne, tak u Bały bohater uwięziony jest przez własne popędy płciowe. Ciężko znaleźć postać, z którą Józef K. nie ma dwuznacznych stosunków, nawet Titorelli jest gejem, a jedynym bohaterem, którego nie sprowadzono do roli erotycznej zabawki jest ksiądz, przedstawiony tu jako pełen godności ślepiec. Prezentowany na każdym kroku w spektaklu seks jest czymś ohydnym, stracił funkcję tworzenia relacji.

Bohaterowie nie przekonują, a spektakl się dłuży. Szkoda, że wszystkie mądre, kafkofskie dialogi zostały przez aktorów wykrzyczane bez przemyślenia, a do tego niewyraźnie. Role damskie polegały na wypinaniu biustu i kręceniu biodrami, w czym aktorki sprawdziły się doskonale, bo nie można odmówić im urody. Jedynym momentem, kiedy reżyser pozwolił widzom na zadumę była opowieść księdza, która zachowała trochę magii z oryginału.

Zawiedzionych widzów zaskoczyła za to Ewelina Marciniak, reżyserka, która wygrała zeszłoroczną edycję m-teatru. Z tym samym teatrem (a co lepsze, z prawie tą samą obsadą!) stworzyła genialny, skrzący się dowcipem, a jednocześnie psychodeliczny i przejmujący spektakl, który zawładnął wyobraźnią widzów. To „Zbrodnia” (na podstawie dramatu Michała Buszewicza inspirowanego opowiadaniem Gombrowicza), której tematem przewodnim była psychika ludzka. Oglądając spektakl odnosi się wrażenie, że zostaliśmy wrzuceni do laboratorium, w której umysł zostaje poddany najcięższym eksperymentom.

Już sam początek stanowi mocn euderzenie. Widzowie wchodzą na widownię, na scenie jest już dwójka bohaterów. U Żony (Marta Gzowska-Sawicka, w „Procesie” grała Woźną) i córki Cecylii (Jaśmina Polak, „Zbrodnia” to jej drugi spektakl, a pierwszy z tak dużą rolą) w samym chodzie widać toksyczność relacji, po samej analizie zachowania domyślić się można panujących między nimi relacji. Co więcej, mimo że Jaśmina Polak nie epatuje dziwacznością zachowania w kreowaniu Cecylii, bez pudła można stwierdzić, że bhaterka przez nią kreowana była wykorzystywana seksualnie. Gdy rozległa się złowieszcze pukanie, zmieniające się powoli w donośne walenie do drzwi, atmosfera jeszcze gęstnieje, a matka pokazuje swoją dominację nad córką. Żona jest nienaturalna, próbuje się schować za kilogramami makijażu i wierzy, że jej jedynym argumentem w rozmowach z mężczyznami jest ciało.

Marta Gzowska-Sawicka zręcznie balansowała między tragizmem a farsą, a to żonglowanie nastrojem sprawiło, że widzowie przeżyli pewnego rodzaju wykańczające oczyszczenie. Gdy do gry w niszczenie psychiki wkracza detektyw kreowany przez Tomasza Drabka (w „Procesie” grał Józefa K. i był irytującym cwaniakiem), tempo niebezpiecznie wzrasta, a widz siedzi jak na szpilkach. Widać, że mężczyzna jest inteligentny, zręczny, diablo niebezpieczny, a przybył by wyjaśnić tajemnicze zniknięcie ojca rodziny razem z dwudziestoma tysiącami złotych firmy, w której pracował. Drwiąco podchodził do obu kobiet, a genialny duet stworzył z Cecylią, która okazała się być mniej niewinna i pokrzywdzona niż się wydawała. Przerażający był chory umysłowo brat grany przez Rafała Sawickiego, który rysował na ścianach psychodeliczne rysunki postaci mordowanych scyzorykiem i dopełniał on horroru spajającego tę rodzinę. Bo poza strachem chyba nic ich nie wiązało.

W czasie spektaklu widzowie zostają zarzuceni rozwiązaniami tej kryminalnej zagadki: każdy z bohaetrów obwinia inną osobę i właściwie każdy może być winny. Jedyne, co nie ulega wątpliwości to fakt, że trup ojca jest martwy, matka czuje się winna, a córka zachowuje się bezczelnie. Widz ma wrażenie, że prawidłowe rozwiązanie zagadki zostaje podane na końcu spektaklu przez detektywa. Przez całe dochodzenie robił on notatki, wkładał do charakterystycznych, aluminiowych woreczków kolejno tabletkę uspokajającą Żony, gumę do żucia Cecylii, na końcu zaś przedstawił, że cała rodzina została zadźgana scyzorykiem przy obiedzie przez ojca, który po tym czynie popełnił samobójstwo. Spektakl jawi się więc jako wyimaginowana rozmowa detektywa z trupami, który, na podstawie tego, co znajduje, buduje portrety psychologiczne i wyciąga wnioski.

Wszyscy ktorzy prześcigali się talentem, jednak na pierwszy plan wysunęła się doskonała Jaśmina Polak w roli Cecylii. Jej gra wydawała się być bardzo dopracowana. Aktorka wręcz kipiała od emocji, dzięki czemu stworzyła postać tak barwną i żywą, że przyćmiła wszystkich. Reżyserce zaś trzeba pogratulować genialnych rozwiązań scenicznych. Marciniak udowodniła, że aktorzy są świetnym materiałem i źródłem inspiracji i, poprowadzeni przez dobrego reżysera, mogą na scenie zrobić wiele.

Smuci fakt, że „Zbrodnia” jest jedynie spektaklem towarzyszącym festiwalowi, nie bierze więc udziału w konkursie. Wielka szkoda, bo byłaby faworytem. Widzowie, którzy zrezygnowali z oglądania meczu Polska-Rosja na rzecz „Zbrodni” na pewno nie byli zawiedzeni. Młodzieży pozostaje czekać do środy do godziny 14.00, kiedy to odbędą się warsztaty teatralne z Żanettą Gruszczyńską-Ogonowską. Widzowie zaś do środowego wieczora czekają na kolejne spektakle i (mam nadzieję) kolejne katharsis. Może będzie wśród nich kolejny genialny reżyser lub świetny aktor?

Anna Dawid
Dziennik Teatralny Koszalin
14 czerwca 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia