Kot w ustach... Boże, o czym śnią te małe dziewczynki

"Ala ma sen" - reż. Paweł Passini - neTTheatre w Lublinie

„Z popielnika na Wojtusia, iskiereczka mruga, chodź opowiem ci bajeczkę, bajka będzie długa…” – i tym właśnie jest spektakl pt. „Ala ma sen” zespołu neTTheatre – opowieścią – przyjemną dla oka i ucha, zanurzoną w magicznym pyle sceny i widowni, niesamowitą.

Tak dla dorosłych, jak i dla dzieci. Interpretacja dowolna, w zależności od wieku. W swoim najnowszym dziele – Paweł Passini łączy przewrotność i humor słów płynących z pióra Lewisa Carolla z dźwiękami i światłem, które opowiadają dodatkową baśń. Wciąga widza w oszałamiający, nierealny świat.

W zapowiadaną przez twórców spektaklu – atmosferę marzenia sennego – już od początku wprowadza hipnotyczna, grana na żywo muzyka. Odrobinę monotonna, przerywana jedynie krótkimi dźwiękami, przypominającymi odgłos skrzypiącej podłogi, który zakłóca harmonijny oddech śpiącego. W powietrzu unosi się dym. Wielka ciemna płachta – rozłożona na całej powierzchni, będąca jednocześnie sukienką, w którą ubiera się Alicja, intryguje. Wiadomo, że coś skrywa. Po wejściu do onirycznej krainy zaczyna się ruszać, by po kilku delikatnych pociągnięciach głównej bohaterki ukazać kunszt kostiumów: Kapelusznik z czubkami butów na palcach i na pięcie, zdeformowane narządy wewnętrzne (serce) wszyte, czy też doczepione do stroju, odsłaniają różnorodność bohaterów. Karykaturalni i poskręcani w najdziwniejszych pozach, z unikalnymi charakterami, otwierają i zamykają spektakl wspólną, dobrze oraz synchronicznie zatańczoną choreografią. Każda kolejna smuga kolorowego reflektora odkrywa iluzję scenografii, część przedmiotów unosi się w powietrzu. Wszystko utrzymane w półmroku, pokryte drgającym światłem (nad którym czuwał Marcin „Kabat" Kowalczuk), przeplatanym multimedialnymi obrazami, które niczym sportretowane cienie i szepty mogły zaistnieć dzięki Błażejowi Kalinowskiemu i Rafałowi Świechowi.

Łagodny i mruczący głos Pawła Passiniego chwyta widza za rękę i prowadzi przez zakamarki zaczarowanego świata. Wszystko to na tle muzyki, która czasami wchodząc w interakcję ze słowami aktorów, tworzy nowe kształty. Artyści dzięki charakterystycznemu ruchowi scenicznemu budują pełną zawirowań przestrzeń. Wiernie wcielają się w swoje postaci i tworzą nietuzinkowy obraz. Mówią w różnych językach, miauczą, kichają i krzyczą od niechcenia – w końcu to tylko sen, dlaczego więc nie głaskać do snu recytacją fragmentu z „Życia snem" Calderona? Dlaczego nie umiejscowić jednego z bohaterów ponad widownią i pozwolić mu istnieć poza obrębem wzroku Alicji? Dlaczego by nie zamienić myśli w myszy? Na wszystko reżyserskie tak i pozwolenie prosto z urzędu sennego. Tyle tylko, że jak na świat typowo oniryczny granice pomiędzy jednym obrazem, a drugim są dość wyraźne i namacalne. Łatwo wyczuć, gdzie jest koniec, a gdzie początek. Brakuje efektu rozmycia i płynnego przejścia. Zawieruchy, która nagle wyciąga nas za nogi i nie wiadomo jak stawia tysiące kilometrów dalej. Ale może reżyser właśnie w ten sposób śni swoje sny? Może nie zawsze jest tam ładnie i kolorowo? Czasami przecież – zakradają się w baśniowy świat – zmory codziennego dnia, uderzenie matki, ukradkiem zjedzone ciasteczka, potrzeba miłości otwartej, a nie „gdy nikt nie widzi", jakaś choroba, troska czy zmartwienie. Niekiedy aktorka, na którą spada wiele postaci i doświadczeń, nie wie jak reagować i bywa monotonna. Ale to tylko czasami. I już pod sam koniec, kiedy ze snu trzeba powoli wyjść. Bo towarzysze sennej, ale wcale nie nudnej przygody, odchodzą. Zostawiają widza, by sam zdecydował, kiedy chce się obudzić. Sala dopiero po kilku dobrych chwilach zaczyna klaskać...

Spektakl bardzo ciekawy, wzbudzający miłe doznania estetyczne – lula jak słowa śpiewanych kołysanek. Przyjemne efekty, nie tylko dźwiękowe, ale również świetlne oraz taneczne dodatkowo czarują. Obraz niestabilny, chwieje się i faluje, zmieniając rytm, barwę i zagospodarowanie przestrzenią. Cudaczny, nieprawdopodobny, pełen zagadek i niewielu odpowiedzi. Wprowadza coś na kształt intelektualnie – filozoficznej opowiastki, pełnej abstrakcyjnych kostiumów i szalonej scenografii oraz interaktywnych wojaży. Dodatkowo, opatrzony ciekawym komentarzem autora, porywa w trybie natychmiastowym w swój niesamowity wymiar. Bardzo duży plus – za pomysłowość, plastykę, ruch i złamaną konwencję. Za muzykę na żywo i ciepły głos, za nastrój i atmosferę. Za podróż w głąb podświadomości – po drugiej stronie lustra.

Daria Bełch
Dziennik Teatralny Lublin
9 listopada 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...