Krakowska „Aida" czyli wspaniałe widowisko
„Aida" - komp. Giuseppe Verdi - reż. Giorgio Madia - Opera KrakowskaW „Aidzie" Giuseppe Verdiego są stare, odwieczne dylematy, związane z miłością, zazdrością, zdradą, rywalizacją kobiet o jednego mężczyznę, ale najważniejsza tu jest miłość i lojalność wobec ojczyzny, do której jest zobligowana każda ze stron. To dodaje rangi utworowi.
Ponieważ widziałam transmisję „Aidy" z Metropolitan Opery niewiele wcześniej, więc siłą faktu porównywałam. Oczywiście tam były olbrzymie przestrzenie, nieporównywalne pieniądze na scenografię i kostiumy, głosy genialne, z naszą dumą na czele – Piotrem Beczałą. Ciekawa byłam bardzo tej inscenizacji – i co? Byłam zachwycona już od pierwszego momentu. Uderzyła mnie asceza w scenografii, a równocześnie nieprawdopodobny przepych w strojach – i to było cudowne! Efekt był niesamowity. Kolumny kojarzyły mi się z monumentalnymi egipskimi budowlami, gdzie wnętrza były puste, sufity niebotycznie wysokie i władcy razem ze świtą ubrani w złote szaty lub mieli tylko kołnierze i nakrycia głowy, kapiące złotem, co symbolizowało władzę i pieniądze.
U Azteków złoto nawet oznaczało boskość. Siła złota była tak wielka, że wiadomo, co zrobił Cortes z Montezumą dla tego kruszcu. Okazało się, że Aztek znacznie przewyższał go moralnie. Zawsze mam skłonność do dygresji... Ale wracając do rzeczywistości: w scenografii były wspaniałe ruchome ściany, które odsłaniały wnętrza na przemian oświetlone i ciemne, gdzie wyłaniał się tłum wojowników, przemieszczających się w równym szyku, którzy demonstrowali swą odwagę, siłę i chęć zniweczenia przeciwnika. To przemieszczanie było płynne. Cudowne punktowe światła liczyły ich głowy. Świetna była też ciemność, z której wyłaniali się żołnierze etiopscy, i światełka na głowach, które im towarzyszyły. Widowisko było inspirujące. Powiedziałabym nawet, że rozładowywanie tłumu było lepsze niż w Metropolitan.
Byłam na premierze w Operze Krakowskiej 14 marca 2025 roku z obsadą: Oksana Nosatova (Aida), Giorgi Sturua (Radames), Olesya Petrova (Amneris), Rafał Siwek (Ramfis), Sebastian Marszałowicz (Faraon), Mikołaj Zalasiński (Amonasro), Paula Maciołek (Kapłanka) oraz Vasyl Grokholskyi (Posłaniec). Wspaniale zabrzmiały zwłaszcza głosy Nosatovej, Petrovej i Siwka. To była uczta duchowa!
Balet i choreografia rzuciły mnie na kolana. Taneczne partie solowe zatańczyli: Gabriele Togni (Radames), Malika Tokkozhina (Aida/Amneris) oraz Yauheni Raukuts (Kapitan). Jakaś ekwilibrystyka, rytm, zaskakujące marsze do tyłu na czworakach – to było bardzo dowcipne i wymagające dużej zwinności. Inscenizacja bitwy na dzidy Etiopczyków z Egipcjanami była namiastką wojny. Podobał mi się też pomysł, by niewolników umieścić za opasującą ich szarfą, która symbolizowała doskonale ich odrębną grupę. Cały czas towarzyszyła potęga muzyki Verdiego i głosów wspaniałych solistów oraz chórów Opery i Filharmonii Krakowskiej, przy współudziale orkiestry pod świetną dyrekcją maestra Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego. Orkiestra spisała się doskonale. Światła były niezwykle dobrze dostosowane do sytuacji. Ogólnie to było wspaniałe widowisko.
Niezwykła była wyobraźnia Giorgio Madii – reżysera, scenografa i reżysera świateł oraz Domenico Franchi – scenografa i kostiumografa. Reżyser i scenograf to oczywiście Włosi, a wiadomo, że ten kraj wydał na świat wspaniałych muzyków, poetów, malarzy, architektów. Te geny chyba dalej krążą. Realizacja tej opery zapadnie w pamięć widzów na długo. Brawo i gratulacje! Wszystko to odbyło się dzięki profesorowi Piotrowi Sułkowskiemu i kierownictwu muzycznemu profesora Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego, którzy są niezwykle kreatywni i kompetentni w tym, co robią. Życzę dalszych sukcesów, dziękuję za zaproszenie.