Krążące elektrony
„Kopenhaga" - aut. Michael Frayn - reż. Adam Opatowicz – Teatr Polski w SzczecinieKoncert na trójkę aktorów, a w tle pytania o naukę, moralność, a przede wszystkim o wybory, które są miarą naszego człowieczeństwa. Kameralny spektakl Teatru Polskiego w Szczecinie przypomina nam o wartościach i dylematach, nad którymi musimy się pochylać zarówno przy sprawach wielkiej wagi, jak i przy problemach dnia codziennego.
Nauka, która staje się ważniejsza niż życie, pasja silniejsza niż moralność, zdrada względem własnych przekonań lub oczekiwań innych. „Kopenhaga" napisana przez Frayna w 1999 roku, to dramat przepełniony filozoficznymi pytaniami o granice odpowiedzialności ludzi nauki i etyczne źródła naszych decyzji.
Michael Frayn w Polsce jest znany przede wszystkim z komedii „Czego nie widać", która była grana na deskach wielu teatrów, również Teatru Polskiego w Szczecinie. Ale jego twórczość obejmuje dużo szersze spektrum zainteresowań, o czym świadczą nie tylko jego dramaty, ale także eseje i powieści.
Sztuka Frayna „Kopenhaga" opowiada o historycznym wydarzeniu, jakim było spotkanie duńskiego fizyka Nielsa Bohra i jego protegowanego, Niemca Wernera Heisenberga, w 1941 roku, kiedy Dania znalazła się pod okupacją niemiecką. Obaj rozmawiali bardzo krótko, zanim Bohr ze złością zakończył rozmowę i Heisenberg wyszedł. Około dekadę po wojnie Heisenberg utrzymywał, że odwiedził Bohra, aby przedyskutować własne obawy etyczne dotyczące broni jądrowej. Bohr jednak pamięta inaczej. Twierdzi, że Heisenberg wydawał się nie mieć moralnych skrupułów przed tworzeniem broni atomowej dla Niemiec.
Spotkanie po latach nie jest radosnym wydarzeniem towarzyskim. Jest powrotem do przeszłości, która odcisnęła swoje piętno na wszystkich bohaterach. Czas i miejsce spotkania jest niedookreślone, tym bardziej, że już na początku dowiadujemy się, że wszyscy nie żyją. A więc przenosimy się w jakiś nieokreślony wszechświat, gdzie ludzkie dusze krążą w nieokreślonej czasoprzestrzeni. Oniryczny wymiar spotkania podkreślają projekcje filmowe Michała Materny, które pozwalają nam oglądać bohaterów krążących między przeszłością a teraźniejszością. Oddalają się od nas, wracają, przenikają się nawzajem. To bardzo udany zabieg sceniczny.
Dylematy, które bohaterowie przeżywali z poprzednim życiu, ciągle im towarzyszą. Bohaterowie krążą niczym duchy z II części „Dziadów", które nie zaznały spokoju na ziemi i muszą najpierw pozałatwiać swoje sprawy, żeby ostatecznie odpłynąć w niebyt.
Szczeciński spektakl jest to koncert na trzech aktorów. Karol Wróblewski jako Heisenberg dominuje na scenie, bo wokół jego postaci i jego postawy moralnej toczy się akcja. Musi, a właściwie chce, wytłumaczyć się ze swojej postawy. Przyjeżdża do swojego dawnego mistrza, bo szuka akceptacji? Zrozumienia? A może po prostu chce wyciągnąć od niego jakieś informacje dla III Rzeszy? Dawna przyjaźń zamieniła się w nieufność. Jak każdy człowiek, którego uwiera sumienie, który ma poczucie niewłaściwości swojego postępowania, próbuje to ukryć, zagadać, czasami zakrzyczeć. Winny zazwyczaj dużo mówi. Karol Wróblewski również zmusza swojego bohatera do mówienia czy wręcz przemawiania, wygłaszania okrągłych zdań, które mają uratować jego duszę. Taki sposób mówienia często przybiera fałszywe nuty i tak jest w tym przypadku. Karol Wróblewski pokazuje nam bohatera, któremu nie ufamy, który w naszym przekonaniu nie do końca ma czyste intencje. Ale w tym jego gładkim mówieniu skrywa się rozpacz, której powodów możemy się tylko domyślać. Ukazanie tych dwóch warstw emocjonalnych należy niewątpliwie zapisać jako sukces aktora.
W kontraście gra Wojciech Kalarus, którego Bohr jest na początku wyciszony, ale nie ukrywa swoich emocji, zarówno w rozmowie z żoną, jak i z dawnym uczniem. Aktor stworzył najbardziej emocjonalną postać. Piękne uczucie patrzeć jak aktor nadaje swojemu bohaterowi tak bardzo ludzkie oblicze. Pewną naiwność, ale też złość, niechęć dla wątpliwej moralnie postawy Heisenberga, czy złość na żonę, która od początku jest sceptycznie nastawiona do tej wizyty. Wojciech Kalarus, który dużo mniej się przemieszcza po scenie niż Karol Wróblewski, mimo wszystko ma w sobie jakąś wewnętrzną dynamikę, którą przyciąga uwagę bardziej od innych. Każdy gest i każde słowo poruszają, są nasączone prawdą, która niezmiennie towarzyszy Bohrowi w życiu. Jest niezłomny w swojej postawie, nie ukrywa wyrzutów sumienia, które po ludzku mu doskwierają, bo wie, do czego się przyczyni jego praca naukowa. Jego siła w pojedynku na słowa wynika z jego postawy moralnej. Nie jest przygotowanym do rozmowy Heisenbergiem, który cyzeluje słowa, jest człowiekiem niepewnym przyszłości, ale pewnym wartości, po stronie których staje.
Renata Dancewicz jako Margrethe to głos rozsądku. Postawiona pomiędzy dwoma mężczyznami, do tego naukowcami, którym często towarzyszy przekonanie o ich wyjątkowości, musi znaleźć sposób, żeby ochronić męża i siebie. Potrafi spokojnie artykułować argumenty, ale potrafi też być ostra, kiedy uważa, że któryś z panów przekracza pewne granice – naiwności czy wielkości. Aktorka daje ogromną siłę swojej bohaterce. Siłę spokoju i rozsądku. Jako żona (tylko żona) naukowca nie jest opętana wielkimi ideami, co pozwala jej patrzeć bardziej realnie na rzeczywistość. Ale ma też intuicję, która wyłapuje rzeczy, których skupieni na sobie mężczyźni nie zauważają. Renata Dancewicz gra bez wielkich fajerwerków, bo wie, że nie musi. Nie trzeba. Wszystko w tej roli jest wyważone i w punkt.
Aktorzy w pierwszym planie rozmawiają o aktualnej sytuacji, ale dzięki projekcjom filmowym dostajemy nieco bajkowe retrospekcje, które pokazują jak bardzo historia może zmienić relacje między ludźmi. W projekcjach widzimy piękne chwile z przeszłości trójki bohaterów, a po chwili wracamy na pustą scenę z krzesłami, gdzie rzeczywistość wymusza określone zachowania mocno odbiegające od tych dawnych.
Ciekawa jest choreografia w spektaklu, która chwilami przypomina ruchy cząsteczek atomu. Aktorzy krążą niczym elektrony. Zderzają się w rozmowie i oddalają. Niewątpliwie Frayn zafascynował się fizyką i pozwolił swoich bohaterom stać się cząsteczkami we wszechświecie, których zachowania nie do końca są zbadane i przewidywalne. Jak podejmujemy decyzje? Dlaczego są takie, a nie inne? Spektakl na pewno pobudza do refleksji i dyskusji.
Obsada: Margrethe - Renata Dancewicz (gościnnie), Bohr - Wojciech Kalarus (gościnnie), Heisenberg - Karol Wróblewski (gościnnie).
Autor: Michael Frayn, tłumaczenie: Małgorzata Semil, reżyseria: Adam Opatowicz, kostiumy: Katarzyna Banucha, projekcje filmowe: Michał Materna, autor plakatu: Sarah Wiśniewska, zdjęcia: Włodzimierz Piątek.
Premiera 5 kwietnia 2025.