Król_Duch rapsodyczny

"Król_Duch" - reż.Łukasz Kos - Teatr Nowy w Łodzi

Niedokończona epopeja Słowackiego nie nadaje się do wystawienia. Twórcy łódzkiego "Króla_Ducha" postanowili więc ją odczytać. Wpisali się w trend, w którym słowo staje się w spektaklu najważniejszym i najbardziej nowoczesnym środkiem przekazu

Mieliśmy epokę teatru postdramatycznego, nowej dramaturgii, dekonstrukcji, dyskursów tożsamościowych. Teraz czas chyba ogłosić powrót teatru rapsodycznego. Teatru wielkiego słowa. "Trylogia" Jana Klaty, niezależnie od zawartych w niej diagnoz, była sumienną, atrakcyjną prezentacją tekstu. W kwestie znane większości widzów jako filmowe dialogi można było się zasłuchać, zapaść, zanurzyć niczym w radiowym słuchowisku. 

Przyjemność mówienia i słuchania odkrywa od kilku miesięcy Instytut Teatralny, organizując cykl performing lectures i prezentacji tekstów przez teatr zapomnianych (bądź nigdy nieodkrytych), jak "Kupiec" Mikołaja Reja i "Fanatyzm albo Mahomet - Prorok" Woltera. Tekstem, strukturą, materią słowną polskich dramatów od dawna zafascynowany jest Michał Zadara. Spektakle opowiadanki łotewskiego reżysera Alvisa Hermanisa robią furorę od Moskwy po Avignon. 

Pomysłem łódzkiego Teatru Nowego na niedokończoną epopeję Słowackiego też jest potraktowanie jej jako tekstu do odczytania. "Król_Duch" to cztery godziny storytellingu, zabawy wielowarstwową, hermetyczną, lecz fascynującą narracją. Twórcy nieustannie podkreślają teatralność i "trzewia" widowiska, przez co staje się ono nie tylko korowodem wcieleń mistycznych, ale też wcieleń aktorskich. 

Historia wielkiego ducha przewodnika (alter ego autora) prowadzącego kolejnych władców Polski powstała pewnie w niewłaściwym czasie. Przez pierwsze dziesięciolecia krytycy na poważnie oskarżali Słowackiego o megalomanię, zarzucali mu pominięcie w cyklu wcieleń ważnych postaci i zastanawiali się, na ile logicznie opisał on proces metempsychozy, przechodzenia ducha z ciała do ciała. Analizowali go poprzez biografizm i racjonalizm. Dziś, już po New Age, irracjonalny, mistyczny Słowacki, gdyby pojawił się jako nowinka literacka, bez trudu znalazłby wiernych czytelników wśród buddystów, ezoteryków, poszukiwaczy wschodniej duchowości. Ale nie tylko. Autorzy łódzkiego przedstawienia próbowali pokazać, że monumentalny, rozczłonkowany tekst wieszcza może być nadal interesujący także jako alternatywna wizja historii. Nie historii Polski jednak, ale polskości. 

Pokazali m.in., do jakiego to złotego wieku odwołujemy się naprawdę, myśląc o Piastach. Wyidealizowany obraz padających sobie w ramiona poczciwców, szepczących przy wtórze Chopina serdeczne: "Dać, ać ja pobruszę, a ty poczywaj", zostaje szybko zatarty przez serię krwawych i mrocznych wizji. Pierwszy duch mściciel Her Armeńczyk (Piotr Żurawski) ogląda poczynania swojego ciała-Popiela (Radosław Osypiuk) niczym zatrważający spektakl. Wśród stert opon zalewających scenę niczym surowa, pierwotna materia dokonują się najazdy i zabójstwa. Tym straszniejsze, że groteskowe, sprawiające wrażenie dziecięcych żartów. Oblewany kubłami czerwonej farby chłopak w foliowym worku będzie dyscyplinowany przy każdej próbie ucieczki. Matka (Milena Lisiecka) nie spłonie, lecz ze strugami kefiru we włosach puści się w komiczny, histeryczny galop. Obnażony lirnik (Paweł Tucholski), nie przerywając pieśni, da się przystroić kłębami włosia jak błazen. Subtelny duch opowiada o kolejnych zbrodniach martwym, roztargnionym głosem człowieka, który mierzy się z najbardziej bolesną traumą. Ożywia się tylko, gdy opowieść dochodzi do śmierci królewny Wandy (Kamila Salwerowicz). Jego kolejne wcielenia nie będą miały już tej wrażliwości i jasności widzenia. Wotan (Salwerowicz) pogrąży się w mętnym, mrocznym monologu, pełnym okrutnych snów o potędze. Wydelikacony, dziecinny egocentryk Mieczysław (Michał Bieliński), do złudzenia przypominający samego Słowackiego lub Gombrowiczowskie chłopię, okaże się za słaby, by zmierzyć się z pierwotną, brutalną, niemal erotyczną siłą słowiańskiej tradycji. Da się więc uwieść nowinkom - od nowych technologii po nowe, bezpieczne chrześcijaństwo przedstawione jako miks pielgrzymkowej naiwności i gospelowego szaleństwa amerykańskich programów religijnych. Kobiety są albo zbyt idealne, albo zbyt prymitywne, jak wielowymiarowa postać grana przez Lisiecką: pramatka, matka Polka, Polonia, kusicielka i ofiara. 

Polskość będzie tu więc przede wszystkim ciągnącą się przez wieki klęską zbyt wielkich wizji podkopywanych przez ambicje, tchórzostwo i sentymentalizm jednostek mających je realizować. To pierwotne lenistwo, zachłanność i podatność na wpływy. Polskość to także orgia mówienia, przypominania, mitologizowania zdarzeń mało szlachetnych. Przez to sam autor okazuje się nie tylko krytykiem, lecz także produktem polskości. 

Mówienie i czytanie pozostaje głównym bohaterem spektaklu. Są w nim momenty liryczne. Są też punkty martwe, jak cała druga część. Udało się jednak zachować wizyjność, rozmach i niepokojące przeczucie, jakie pchnęło Słowackiego do stworzenia tak niezwykłej epopei. Przeczucie, jakim kierowali się inni twórcy monumentalnych, pseudomitycznych fantazji, jak choćby Tolkien. "Król_Duch" to także ciekawy test na siłę słowa. Słowa, które może nużyć i przytłaczać, ale także uwodzić.
(ml)

Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
9 maja 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...