"Królowa ciast" zapanowała w Horzycy

"Królowa ciast" - reż. Ula Kijak - Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu

Klimat totalitaryzmu miesza się z powierzchowną religijnością, świat fantazji i koszmarów dziecka z okrucieństwem i głupotą dorosłych

Na ile interesujący, groteskowo- surrealistyczny, przepojony gorzkim humorem tekst Béli Pintéra przedstawiający rzeczywistość połowy lat osiemdziesiątych jest dziś jeszcze aktualny?

Wszakże komunistyczno-totalitarny system już dość dawno zastąpiony został rozbałaganioną demokracją, gdzie korupcja, awantury polityczne, pazerność rządzących, podsuwają zupełnie nowe wzorce zachowań. Więc jeśli przemoc w rodzinie miałaby mieć uwarunkowania zewnętrzne, w czymś innym więc należałoby już dziś szukać jej źródeł. W ekonomii wolnego rynku, niedoskonałym, zbyt liberalnym prawodawstwie, a przede wszystkim we wrodzonym sadyzmie, egoizmie i zakłamaniu człowieka, których rozkwitowi znakomicie sprzyja obecna rzeczywistość polityczno-społeczna.

Dlatego problem dramatu postrzegany przez pryzmat szerszego, społeczno-politycznego kontekstu z czasów dzieciństwa Pintéra nie brzmi dla współczesnego widza ani aktualnie, ani wiarygodnie. Oczywiście gorzej byłoby, gdyby pokazano rzecz realistycznie. Na szczęście Pintér opowiada o tamtym świecie z dystansem, posługując się groteską. Można więc rzecz uznać za retrospekcję autora, a do problemu poszukać współczesnych odniesień.

Ale z całą pewnością ponadczasowa jest warstwa psychologiczna dramatu i atakujący nas codziennie z pierwszych stron gazet, ekranów telewizyjnych i Internetu problem przemocy w rodzinie.

Bohaterowie to rodzice w okrutny sposób odreagowujący na dzieciach własne niepowodzenia i stresy oraz dzieci postrzegające dorosłych jako dziwne stwory, które nie wiadomo jak zadowolić. Np. Erika w rozmowie z Panem Ludwikiem, nauczycielem, co chwilę przeredagowuje swoje odpowiedzi na jego pytania, metodą prób i błędów poszukując takich, które go usatysfakcjonują. Dzieci instynktownie kłamią, ponieważ podświadomie zdają sobie sprawę, że dorośli i tak nie będą w stanie zrozumieć prawdy. Nawet nie zechcą podjąć takiej próby, z góry zakładając, że dziecko jest złe, że kłamie.

Przedstawione zdarzenia to tragiczna rzeczywistość odrealniona dziecięcą wyobraźnią, marzeniami; często zahaczająca o absurd, więc na powierzchni jest groteskowo zabawna.

Uniwersalna scenografia Dominiki Skazy złożona jest z rekwizytów i znaków znanych z dziecięcych zabaw, a także przedmiotów codziennego użytku, którym fantazja maluchów przydaje specjalnych, odmiennych na różne okoliczności znaczeń oraz konstrukcji całkowicie zrodzonych w wyobraźni dziecka, jak np. osobliwa machina stanowiąca symbol kieratu, w jaki wprzężony jest ojciec rodziny. Współczesne kostiumy postaci też zmodyfikowane są wizjami małej bohaterki. Kostium ciotki Aniko kojarzy się np. z umundurowaniem zomowca.

Strona wizualna przedstawienia pomaga zrozumieć dorosłym widzom świat postrzegany oczami dziecka, lepiej odczytywać jego lęki i marzenia.

Sporo umowności jest również w działaniach scenicznych. Zwłaszcza w scenach przemocy. W najbardziej dramatycznym momencie przedstawienia przerażona Erica chroni się w kole, dokąd demony nie mają wstępu.

Bardzo dobrze rolę siedmioletniej Eriki prowadzi Mirosława Sobik. Nie udaje małej dziewczynki, mimo to w jej ruchach, oczach dostrzegamy bardzo autentyczne zachowania maltretowanego, zaszczutego dziecka, próbującego nonszalancją maskować lęk, przebiegłością walczyć z zagrożeniem. Jej gra odbiega od pozostałych postaci, sięgających po bardziej groteskowe środki. Jest prawdziwym dzieckiem zagubionym w zdeformowanym świecie, będącym jakby projekcją jej umysłu.

Interesująco w rolę ojca-tyrana, podpułkownika Milicji, Stefana wciela się Paweł Tchórzelski. Prezentuje bardzo szeroki wachlarz różnorodnych emocji, największy lęk budząc właśnie wówczas, kiedy jest z pozoru miły i serdeczny. Na jego twarzy malują się wówczas delikatne grymasy zapowiadające rychły wybuch agresji.

Ciekawie groteskową postać ciotki Aniko kreuje Jolanta Teska.

Na uwagę zasługują też Zoli Łukasza Ignasińskiego i Dziadek Niko Niakasa.

Pomimo interesującego tekstu i ciekawych zabiegów inscenizacyjnych druga połowa przedstawienia już nuży. Wyraźnie słychać skrzypienie foteli na widowni.

Mimo to, warto by ten spektakl obejrzeli rodzice i nauczyciele.

Anita Nowak
Teatr dla Was
8 kwietnia 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia