Królowej pamięci bohemiczna rapsodia
„Królowa" - reż. Piotr Sieklucki - Teatr Nowy Proxima w KrakowieCzy warto wybrać się na „Królową" w reżyserii Piotra Siekluckiego do Teatru Nowego Proxima w Krakowie? Zdecydowanie nie warto – pod warunkiem, że nie chcecie się dobrze bawić, nie potrzebujecie się zachwycić, a do tego zwyczajnie nie lubicie/nie znacie i nie chcecie poznać historii życia lidera kultowej grupy Queen, czyli Freddiego Mercury'ego. W przeciwnym wypadku – dowiedzcie się, dlaczego (i to bardzo!) warto!
W spowitej ciepłym, stłumionym światłem (reżyseria światła: Wojciech Kiwacz) przestrzeni (przypominającej ogromny salon ze ścianami ozdobionymi tkaniną z wzorem w angielskim stylu) z lewej strony sceny, na różowej kanapie (scenografia: Łukasz Błażejewski), siedzi para w średnim wieku. Są to rodzice Freddiego Mercury'ego – państwo Bulsara – grani przez Martynę Krzysztofik i Michała Felka Felczaka. On ubrany w typowy dla brytyjskiego urzędnika jasny garnitur, ale z charakterystycznym afrykańskim nakryciem głowy, ona także zupełnie niewyróżniająco się, w dość stonowane kolory, oboje w okularach przeciwsłonecznych (kostiumy: Łukasz Błażejewski, stylizacja: Artur Świetny). Ojciec rozpoczyna opowieść o Freddiem tak, jakby go już nie było wśród nas, przywołując sentymentalne szczegóły z jego życia.
Przez cały ten czas po prawej stronie sceny w ustawionej na piedestale ogromnej, czerwonej wannie (świetna metafora łona matki) leży młody mężczyzna. W momencie, gdy rodzicielska pamięć sięgnie do dnia, w którym ich syn przyszedł na świat, grany przez Maksa Stępnia Farrokh Bulsara obudzi się i wyjdzie z wanny tanecznym krokiem. Ale jak on tańczy! Ten taniec to czysta poezja - wysublimowana opowieść snuta ciałem (choreografia: Karol Miękinia). Piękniejszego zobrazowania wyjątkowości i delikatności Freddiego nie można sobie wyobrazić. A do tego w toku zdarzeń dołączają do niego pozostali członkowie Queen - cała grupa tańczy w fantazyjnych układach, co dodatkowo podkreśla ich niesamowite zgranie. Kojarzy się ono z przedstawieniami teatru tańca w rodzaju tych, które tworzyła Pina Bausch czy (w późniejszych scenach) z rozmachem musicali takich, jak „Hair" (choćby słynna wersja filmowa w reżyserii Miloša Formana z 1979).
Kostiumy (m.in. szalone, fantazyjne i rewelacyjnie oddające klimat bohemy artystycznej lat 80. obracającej się wokół Mercury'ego i Queen), minimalistyczna scenografia (budująca kilka różnych przestrzeni wyłącznie drobnymi w niej zmianami) czy olśniewający ruch sceniczny to nie są jednak jedyne atuty tego widowiska.
Gra aktorska jest tu wybitna - przede wszystkim w wykonaniu Piotra Siekluckiego, który tak wiarygodnie wykreował postać ekscentrycznego Eltona Johna (fantastycznie interpretującego tekst utworu „Bohemian Rhapsody"!), że trudno później znaleźć bohatera równie mocno zapadającego w pamięć. Zdołał tym momentem swojego wejścia przyćmić samą gwiazdę wieczoru, czyli Freddiego, we wszystkich jego wcieleniach – a są to naprawdę świetne kreacje - począwszy od tej Maksa Stępnia (Farrokh), przez tę Adama Zubera (Fred), na postaci granej przez Artiego Graboskiego (Freddie) kończąc. Warte zauważenia pod względem gry aktorskiej jest także mocne, kabaretowe wejście Martyny Krzysztofik fenomenalnie wcielającej się w rolę Barbary Valentine. Jest to wejście krótkie, ale zaprawdę godne i porywające, słuszne i znamienne!
Ogromnym atutem jest tu również fakt, że doskonale wplecione w narrację (także tę muzyczną - aranże: Paweł Harańczyk) spektaklu utwory Queen wybrzmiewają w oryginale. Wywołują one u widzów kochających wokal Freddiego dreszcze i potęgują doznania wynikające z ilustrowanych przez nie wydarzeń.
Ważną rzeczą jest tutaj dodatkowo to, że – w przeciwieństwie do, skądinąd pięknej, opowieści, jaką jest film „Bohemian Rhapsody" (reż. Bryan Singer, Dexter Fletcher, 2018) - „Królowa" nie lukruje historii, nie marginalizuje zagadnień trudnych takich, jak choroba lidera Queen. Mocnym akcentem wybrzmiewa i pozostawia widza w lekkim szoku stwierdzenie „Jesteś pozytywny", które w ogóle nie ma tu (mimo nasuwającego się na myśl obiegowego znaczenia słowa) pozytywnego wydźwięku.
Zarówno w tej części, gdzie przedstawiona jest historia rozprzestrzeniania się HIV/AIDS, jak i w momentach, w których (głównie na przykładzie Freddiego) mowa o różnego rodzaju wykluczeniach, nie są to rzeczy w żaden sposób przekłamane, ani „przecukrzone". Nie wpływa to jednak na ciężar emocjonalny spektaklu – bowiem warstwa refleksyjna przeplata się tutaj z warstwą rozrywkową w idealnych proporcjach.
„Królowa" w reżyserii Piotra Siekluckiego to widowisko-hołd nie tylko dla kochających Queen i Freddiego fanów, ale też dla każdego, kto chciałby po prostu poznać losy charyzmatycznego lidera i zespołu. Zdecydowanie warto się z tą piękną, sceniczną opowieścią zapoznać.