Kropiwnicki: Brzozę odwołali pracownicy teatru
nie cichnie konflikt wokół Teatru NowegoNie cichnie konflikt wokół Teatru Nowego i decyzji odwołania przez prezydenta Jerzego Kropiwnickiego dyrektora artystycznego Zbigniewa Brzozy. Dziś przeniósł się na pierwszą po wakacjach sesję rady miejskiej.
Na sali wrzało. Z początku trudno było nawet ustalić, czy prezydent będzie odpowiadał na wątpliwości radnych. - Muszę być obecny na obchodach rocznicy likwidacji Litzmannstadt Ghetto - tłumaczył Kropiwnicki . - Będą ważni goście a ja pełnię obowiązki gospodarza. Opuszczę obrady, kiedy goście przyjadą.
- Do której godziny zostanie pan na sali? - dopytywali radni. - Już powiedziałem - ucinał prezydent.
Przed uroczystościami starczyło jednak czasu na to, by Jerzy Kropiwnicki przypomniał, dlaczego nie przedłużył umowy Brzozie. - Zdecydowały o tym głosy pracowników teatru, którzy w ten sposób zadeklarowali brak zaufania dla dyrektora artystycznego - mówił. - Zanim ogłosiłem referendum spotkałem się z przedstawicielami każdego ze związków zawodowych. Nie jestem stroną w tym konflikcie.
Po sprawozdaniu pytania zadawali radni Klubu PO. - Czy nie uważa pan za dziwne i niestosowne, że prezydent zwołuje referendum wśród pracowników teatru (choć powinna być to ich własna inicjatywa), kartki do głosowania mają stempel urzędu miasta a pan jest obecny podczas głosowana i poprzedza je ponad półgodzinną przemową, która jest formą nacisku na pracowników? - pytała radna Agnieszka Nowak. - Nie, nie uważam - odpowiadał krótko Kropiwnicki.
Po ceremonii odsłonięcia obelisku Żegoty w Parku Ocalałych obrady zostały wznowione, ale prezydent nie zdążył wrócić na salę.
Temat powrócił dopiero ok. godz. 18. Kropiwnicki został m.in. zapytany o reakcję na list otwarty, jaki skierował do niego Piotr Dejmek, syn Kazimierza, legendarnego dyrektora Nowego. W liście domagał się stanowczego usunięcia imienia ojca z nazwy teatru. Zarzuca prezydentowi i jego urzędnikom niekompetencję w prowadzeniu teatru oraz szarganie dorobkiem Kazimierza Dejmka. Na zakończenie listu napisał: „Jak Pan Prezydent wie, przed kilkoma tygodniami ubiegałem się o spotkanie z Nim, by spokojnie i merytorycznie wyjaśnić, że pozbywanie się dyrektora artystycznego po jednym, na dodatek obiecującym sezonie jego pracy w teatrze jest postępowaniem na wskroś amatorskim. A amatorszczyzny w teatrze Dejmek nie tolerował. Nie zechciał Pan rozmawiać ze mną (...)"
- Gdyby pan Dejmek prosił o spotkanie zostałby przeze mnie niezwłocznie przyjęty - powiedział prezydent radnym. - O jego prośbie nic nie wiedziałem.
Skontaktowaliśmy się wczoraj z Piotrem Dejmkiem. - To nieprawda! Prezydent nie mógł nie wiedzieć, skoro na spotkanie ze mną miała się umówić jego zastępczyni, Halina Rosiak! Powiedziano mi jednak, że jest na urlopie i zadzwoni do mnie po powrocie. Czekam na telefon do tej pory - usłyszeliśmy.
Jerzy Kropiwnicki pokusił się też o ocenę dorobku artystycznego Brzozy, choć spośród dziesięciu premier minionego sezonu widział tylko jedną. - Niejaki Jarzyna, którego spektakl można było zobaczyć na festiwalu w Teatrze Powszechnym to jest wielka sztuka. Zbigniew Brzoza to było tylko wielkie zadęcie.
Aktorzy Teatru Nowego przez cały dzień byli obecni na obradach. Zabrali głos w dyskusji. Ich barwne, pełne emocji i scenicznej gestykulacji wystąpienia znacząco różniły się od urzędniczej formy przemówień. - Mój drogi panie prezydencie... - zwracał się z ironią do Kropiwnickiego Marek Cichucki. - Panie aktorze... - grzmiał pogardliwie prezydent. - Tak nie można zwracać się do ludzi - krzyczeli radni z ław.
- To nienormalne, że związki zawodowe rządzą teatrem. I to nie dyrektor Brzoza, ale prezydent Kropiwnicki doprowadził do skłócenia zespołu - wyjaśniał Dymitr Hołówko. - Mieliśmy gotowe plany artystyczne, mieli być zatrudnieni młodzi aktorzy. Wszystko zostało zaprzepaszczone. Ludzie, którzy nie mają prawa decydować o losach teatru, biorą udział w tej tragifarsie.
Po wystąpieniu aktorów posypały się gratulacje od radnych.
Późnym wieczorem dyskusja o Teatrze Nowym jeszcze trwała.