Krótka historia polskiej chłopskości
"Kordian i cham" wg Leona Kruczkowskiego w reż. Joanny Bednarczyk w Teatrze Polskim w Poznaniu„Kordiana i Chama" Joanny Bednarczyk określiłbym jako oda klasy wyższej do biedy klasy niższej. Bednarczyk luźno inspirując się oryginałem autorstwa Leona Kruczkowskiego, zaprasza do dialogu nad problem XXI wiecznego chłopstwa, to znaczy klasy niższej.
Reżyserka tym samym wskazuje, że Chłopskość, uciemiężenie, przetrwało do naszych czasów. Zmieniając jedynie sposób zniewolenia. Kiedyś bardziej wyraźny w postaci Pana, włodarza rozległych ziem do czasów dzisiejszych, w których człowieka zniewala ekonomia i brak czasu, spowodowany ciągłym deficytem środków.
Spektakl nie ma jasnego podziału na akty, jest raczej zbiorem bezpośrednich wglądów w życia najróżniejszych osób. To co łączy bohaterów to nędza, brak środków do życia. Czego bezpośrednią konsekwencją jest brak jakichkolwiek perspektyw. Reżyserka zbudowała spójny świat, a raczej z niezwykłą starannością odtworzyła realia codzienności świata klasy niższej. Aktorzy prowadzeni przez Bednarczyk są autentyczni. Prości. Nie w złym tego słowa znaczeniu. Prosty przecież jest człowiek z nizin, zbyt zajęty problemami doczesnymi, żeby pochylić się nad czymś złożonym. Reżyserka jednak nie wyśmiewa takiego sposobu bycia. Wręcz przeciwnie. Wskazuje sztuką problem jakim jest drabina społeczna, która jedynie sprawia wrażenie drabiny. Będąc w rzeczywistości oddzielonymi od siebie piętrami, bez okien i drzwi, a tym bardziej bez schodów czy drabin.
Aktorzy czują swoje role i role współgrających. Na szczególną uwagę zasługuje kreacja Ewy Szumskiej, która wciela się w ubogą piosenkarkę, zamieszkującą obskurną zawilgoconą kawalerkę, nie będącą jej własnością, a niewrażliwego na cierpienie ubogiej włodarza. Szumska przedstawia nam bohaterkę piosenką. Na moment światła gasną, reflektory kierują się na nią. Hipnotyzuje głosem, ruchami scenicznymi. Jak do tego czasu, najbardziej emocjonująca chwila na deskach teatru roku dwa tysiące dwudziestego drugiego.
Za scenografię odpowiedzialny był tandem Kaczmarska, Małek. W tym miejsc mam kilka zastrzeżeń. Choć nie za wiele. Mianowicie, zbyt minimalistycznie. Domyślam się, że taki był zamysł, i że bez wielu akcesoriów czułem klimat dzielnic takich, jak Warszawska Praga czy Poznańska Wilda. Jednak w mojej opinii to zmarnowany potencjał. Mniej ekranów multimedialnych, więcej rzeczywistego otoczenia.
Sprawa ma się inaczej z kostiumami. Tu Hanka Podraza i asystujący jej Łukasz Mleczak idą na całość. Kostiumy są odważne, żywcem wyciągnięte z bazarów lat 90' - ortalion, skaj, Kuboty. Tak obrana stylistyka bezbłędnie nakierowała mnie na to „co autorka miała na myśli". Uważam, że w dużej mierze sztuka zawdzięcza swoją klarowność właśnie dzięki kostiumom. Jak wspominałem na samym początku, komentuje ona nie chłopskość XIX wieczną, a Chłopskość współczesną. Co nie jest tak oczywiste, kiedy idziemy na spektakl oparty na powieści opowiadającej o powstaniu XIX wiecznego chłopstwa.
Na koniec muszę wyjaśnić sam wstęp mojej recenzji, którą rozpocząłem o to tymi słowami - „oda klasy wyższej do biedy klasy niższej". O co mi chodziło? A o groteskowość owej sytuacji, w której to my ludzie Teatru, poruszamy temat problematyki społecznej klasy niższej. Krzyczymy - Zobaczcie, jak mają ciężko. Tak nie powinno być!
- Krzycząc to, jednocześnie kasujemy za jeden bilet dzienną pensje tych, których ten spektakl dotyczy.