Kryminał zupełnie niekryminalny

"Koniec świata w Breslau" - reż. Agnieszka Olsten - Wrocławski Teatr Współczesny im. Edmunda Wiercińskiego

Nuda jest wrogiem kryminału. Czytelnik powieści kryminalnej chce napięcia, niebezpieczeństwa, intrygi. Powieść Marka Krajewskiego „Koniec świata w Breslau", druga z cyklu książek o radcy kryminalnym Eberhardzie Mocku, prowadzącym śledztwa w dawnym Wrocławiu, to znakomity czarny kryminał z wyrazistym bohaterem, osobiście uwikłanym w świat występku. Pierwsza adaptacja teatralna tegoż dzieła w reżyserii Agnieszki Olsten gubi niestety to, co najlepsze w literackim pierwowzorze, skupiając się raczej na statycznych motywach obyczajowych i pokrętnej wizyjności.

Kiedy w 2013 roku Olsten realizowała w WTW „Kotlinę", adaptację powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych" Olgi Tokarczuk, również poświęciła niewątpliwie kryminalny charakter książki na rzecz jej symboliki i uwikłania w astrologię. Przyznać trzeba, że do komponowania scen estetycznie efektownych ma wielki talent, gorzej z dynamiką akcji i sztuką opowiadania pasjonującej historii. Tak więc „Koniec świata w Breslau", choć niewątpliwie cieszy oko, jest spektaklem mocno nużącym.

Sam mroczny, duszny klimat powieści zachowano dzięki wspaniałej scenografii Olafa Brzeskiego i kostiumom Mirka Kaczmarka. Ekspozycja stylowych mebli, oryginalny podział sceny na trzy plany i umieszczenie miejsca zbrodni w szklanym „akwarium" w rogu sceny: dzięki prostym trickom twórcy przenieśli widza do przedwojennego Wrocławia.

Pierwsza część spektaklu sprawia wrażenie kompozycyjnego chaosu, składa się z epizodów niepotrzebnie przedłużonych (gdzie aż chciałoby się, za Różewiczem, krzyknąć do aktorów „Mów coś, rób coś, posuwaj akcję, w uchu chociaż dłub!"), irytująco łamie podział na scenę i widownię (część aktorów ukrywa się między widzami). Poszukiwania tajemniczego „mordercy z kalendarza" wydają się tylko pretekstem do wykreowania obyczajowych obrazków (relacje Mocka z żoną, udział Sophie Mock w kokainowo-erotycznych seansach u barona von Hagenstahla). Aktorzy grają mało wyraziście, gubią się na wielkiej scenie, momentami wypowiadają swoje kwestie zbyt cicho i niezrozumiale. Akcja drastycznie przyspiesza w drugiej części przedstawienia, toteż pierwsza w takim kontekście sprawia wrażenie przydługiego i niezbyt interesującego wstępu.

Są w przedstawieniu sceny bardzo dobre, pięknie skomponowane, na zasadzie długich, filmowych ujęć. Budzą skojarzenia z kinem Tima Burtona czy Quentina Tarantino, wprowadzając do mrocznej opowieści o zbrodni element absurdu. Żal, że nieco giną w całości spektaklu, zagadane, owinięte w watę pustych znaczeniowo epizodów. Wrażenie chaotyczności przedstawienia pogłębiają jeszcze sceny interakcji z widownią, przypominające improwizację (przyjęcie u Mocka, na którym widz ziewa, a scena...świetnie się bawi).

Szkoda, że w „Końcu.." brak również wielkich ról, które mogłyby uratować całość. Konrad Imiela jako Mock gra poprawnie, ale nie zachwyca, nie mogąc zaprezentować talentu wokalnego. Pola Błasik jako histeryczna Sophie Mock wypada dość blado, Przemysław Kozłowski jako Meinerer jest denerwująco jednowymiarowy. Swoje postaci ratują jedynie Tomasz Orpiński (Smolorz), Jerzy Senator (dyrektor kryminalny, Muhlhaus) i Tadeusz Ratuszniak (baron von Hagenstahl / Norbert Risse, kierownik kasyna ).

Bardzo dobra powieść Krajewskiego nie wpisała się niestety w przyjętą przez reżysera poetykę, czy też może wiele połączonych ze sobą, nie zawsze spójnie, poetyk. Spektakl nazywany przez twórców „thrillerem obyczajowym" ani nie trzyma w napięciu, ani nie unika sztuczności w ukazywaniu relacji między bohaterami. Konwencja kryminału uległa dziwnemu rozmyciu w żywiole wielu wątków, połączonych ze sobą niekonsekwentnie.

Szeroko zakrojona akcja promocyjna spektaklu (na plakaty czy billboardy z reklamą przedstawienia natknąć się można na wielu ulicach w centrum Wrocławia, gdzie tytuł funkcjonuje jako apokaliptyczna groźba) pozwalała mieć nadzieję na wielkie, pełne rozmachu przedstawienie. Zostały nam niestety zawiedzione oczekiwania i cicha nadzieja, że Krajewski doczeka się dobrej adaptacji, na którą w pełni zasługuje.

 

Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
30 maja 2015

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia