Kryptonim "Sehu"

"Gry operacyjne" - Teatr Telewizji

Wydawałoby się, że szpiegowskie klimaty "kręcą" - że użyję określenia małolatów - raczej męską płeć. Okazuje się, że niekoniecznie. Agnieszka Lipiec-Wróblewska po raz wtóry wraca do szpiegowskich tematów. W styczniu tego roku Scena Faktu Teatru TVP wyemitowała jej spektakl "Kryptonim \'Gracz\'" o Jerzym Pawłowskim, okrzykniętym szermierzem wszech czasów, który był podwójnym agentem. W spektaklu "Gry operacyjne", który Scena Faktu wyemituje w poniedziałek, szpiegiem jest kobieta, Barbara Wereszczyńska, żona Petera Rainy, donosząca na własnego męża.

Kazus żony szpiegującej męża to nie nowość. Takich sytuacji w czasach PRL na pewno było sporo, znamy tylko te, które zostały ujawnione, na przykład historię Zofii Beynar-Jasienicowej, nazywanej Neną. Pamiętam, że jak grom z jasnego nieba uderzyła mnie wiadomość, iż Nena, którą przecież znałam od lat, a nawet przyjaźniłyśmy się (tak przynajmniej mi się wydawało), była agentką SB donoszącą ubekom na własnego męża Pawła Jasienicę. Początkowo nie wierzyłam, myślałam, że to pomyłka. Zresztą chyba nawet nie chciałam wierzyć. Bo jeśli uważamy kogoś za naszego przyjaciela, a potem, po śmierci tej osoby dowiadujemy się, że była tajnym współpracownikiem SB, i to na własne życzenie, to jest to wiadomość porażająca. Musimy przewartościować całą naszą dotychczasową ocenę moralną tej osoby, którą przecież lubiliśmy. To bardzo trudne. 

Te refleksje pojawiają się w kontekście spektaklu "Gry operacyjne". Sytuacja podobna. Barbara Wereszczyńska, kryptonim "Sehu", dobrowolnie zgodziła się szpiegować męża i czyniła to z wielką nadgorliwością przez wszystkie lata ich małżeństwa aż do swojej nagłej śmierci w 1982 roku. Dlaczego szpiegowała męża? Przecież nikt jej do tego nie zmuszał, a jej relacje z esbekami z roku na rok stawały się coraz bardziej ścisłe, przyjacielskie. Jak widzimy w spektaklu, bywało, że sama niecierpliwie szukała kontaktu z prowadzącym ją funkcjonariuszem, by "raportować". Można zaryzykować twierdzenie, że popadła w patologiczny nałóg. Tak przynajmniej można to odczytać w spektaklu. 

Agnieszka Lipiec-Wróblewska napisała scenariusz w oparciu o autobiograficzną książkę Petera Rainy "Bliski szpieg". Raina, stypendysta prestiżowej uczelni w Oxfordzie, na początku lat 60. przyjechał do Polski, by pisać pracę doktorską na Uniwersytecie Warszawskim. I - jak pokazuje spektakl - od razu wszedł w środowisko studenckiej opozycji. W 1963 roku poznał urodziwą studentkę arabistyki, Barbarę, i stracił dla niej głowę. Czy ona dla niego też? Ze spektaklu raczej to nie wynika. 

Peter Raina nie mógł liczyć na przychylność władz PRL, które nie przedłużyły mu wizy w Polsce i nakazały opuszczenie kraju. W 1967 roku znalazł się w Berlinie Zachodnim i tu w październiku 1968 roku wziął ślub z Barbarą. Dokładnie rok później, w październiku, jego ukochana żona podpisała "cyrograf" dobrowolnej współpracy z SB. Według oceny esbeków, była najcenniejszym źródłem informacji o Rainie, a także o Polakach opozycjonistach przebywających na politycznej emigracji w Niemczech, którzy spotykali się w ich mieszkaniu. 

Spektakl Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej zrealizowany jest w konwencji tzw. rwanej narracji, szybkiego montażu, błyskawicznego przeskakiwania scen, retrospekcji i mieszania czasów. To oczywiście metoda zamierzona budująca dramaturgię obrazu, środek artystyczny służący do zdynamizowania akcji. Osobiście nie jestem zwolenniczką takiej - powiedziałabym - "artystowskiej" stylistyki. Owszem, wzrasta przez to atrakcja spektaklu od strony formalnej, ale może ucierpieć na tym przekaz treściowy. 

Na przykład czas rzeczywisty spektaklu stanowiący punkt odniesienia dla całości zdarzeń to sytuacja, kiedy Peter Raina, siedząc w pomieszczeniu IPN, przegląda w komputerze treść dokumentów znajdujących się w teczce, którą otrzymał jako osoba pokrzywdzona. Właśnie z tych dokumentów dowiaduje się o agenturalnej działalności żony. I stąd rozpoczyna się retrospekcja zdarzeń, dość piętrowo jednak potraktowana jako retrospekcja w retrospekcji. Kamera chodzi szybko, co dynamizuje narrację, ale zarazem hasłowość niektórych informacji może nie być do końca czytelna dla odbiorcy. 

I jeszcze jedno - główną postacią spektaklu jest nie Peter Raina (gra go Konrad Imiela), lecz jego żona Barbara. On stanowi tylko przyczynę zdarzenia, zaś kamera śledzi głównie Barbarę, dokładnie rejestruje jej twarz wyrażającą niepokój, lęk, na przemian z agresywnym zachowaniem pod wpływem alkoholu, nerwowe palenie papierosów. Silnie uzależniona od alkoholu zapewne traciła poczucie rzeczywistości. Magdalena Cielecka bardzo wyraziście prowadzi swoją bohaterkę. Jest wiarygodna w oddawaniu jej zmiennych nastrojów, w przekazywaniu stanu ducha, walki ze sobą. Tylko czy Agnieszka Lipiec-Wróblewska, stawiając silny akcent na wewnętrzne rozdarcie bohaterki spektaklu, tym samym nie zmniejsza jej ciężaru odpowiedzialności za to, co zrobiła? Tym bardziej że na pytanie: dlaczego to czyniła, nie znajdujemy odpowiedzi w przedstawieniu. Podobnie zresztą jak w książce. 

Mimo tych kilku uwag to bardzo ważny spektakl, jak każdy zresztą prezentowany w ramach Sceny Faktu. Niepokoi tylko, że to ostatnia w tym roku premiera tej znakomitej sceny. Czyżby groziła jej likwidacja? No bo skoro dymisjonuje się ludzi ukazujących przestępstwa korupcyjne dokonywane na najwyższych szczeblach władzy, to i podobnym "zagrożeniem" dla niektórych może być Scena Faktu, która dzięki dokumentom IPN pokazuje działalność przestępczą wielu osób uchodzących dotąd za autorytety moralne.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
28 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...