Krystyna Janda o ulicznych teatrach

rozmowa z Krystyną Jandą

Rozmowa z Krystyną Jandą.

Skąd wziął się pomysł darmowych letnich spektakli wystawianych na ulicy? 

- Pierwszego lata, kiedy wiedziałam, że my, w przeciwieństwie do innych teatrów, musimy grać i z powodów finansowych, i wszelkich innych, także strategicznych (byliśmy nowym teatrem, musieliśmy zdobywać widzów), przyszło mi do głowy, że moglibyśmy grać w wakacje również na zewnątrz. Że po pierwsze, teatr literacki na ulicy jest możliwy, że ludzie są bardzo otwarci i gotowi na zatrzymanie w biegu. Po drugie, przeczuwałam, że korzyści z pokazania naszego teatru nawet w tak trudnych warunkach na zewnątrz, są nie do przecenienia. Po trzecie, przeczuwałam, że znajdę partnerów we władzach miasta. 

Czym się różni teatr prezentowany w przestrzeni miejskiej od tego w murach? Czy ludzie inaczej go odbierają, czy twórcy inaczej go traktują? 

- Musi to być wyrazista historia, sugestywnie grana, broniąca się w szumie i zamieszaniu miasta. Za każdym razem jest to teatr mówiony do ludzi, bez czwartej ściany. Nie teatr pozwalający się oglądać, ale zaczepiający widzów, nawet tych, którzy się nie zatrzymali. Wyrazisty, aktualny. Atrakcyjny choćby dzięki poziomowi aktorstwa. 

Mamy za mało scen teatralnych, bilety trzeba zamawiać z miesięcznym wyprzedzeniem. Może więc trzeba szeroko propagować taką formę teatru? 

- Nie, nie sądzę, żeby głównym powodem był brak scen czy interesujących propozycji wewnątrz teatrów. To jednak inny teatr, uliczny, społeczny, misyjny. My naszymi spektaklami oswoiliśmy wielu widzów. Wielu z tych, którzy z teatrem mieli pierwszy raz do czynienia właśnie na placu Konstytucji, przychodzą teraz do nas na wszystkie spektakle. Aktorzy podczas tych przedstawień na placu zwyczajnie ukradli im serca. Teraz chcą żyć w naszym świecie dalej. No i niebagatelną sprawą jest dostępność, i to, że nie trzeba płacić za bilety. Naszą widownią na placu jest w dużym stopniu zubożała warszawska inteligencja. 

Czy teatr na ulicy to forma kształcenia, edukowania widza czy raczej "umasowienie" sztuki? 

- A po co to nazywać. Ważne jest, że przez dwa miesiące znów będziemy grać codziennie. Już cztery tytuły w tym roku; "Pchła szachrajka", "Lament", "Starość jest piękna" i tegoroczna premiera - "Hej Joe!". Ważne jest to, że wiemy, że codziennie będzie tam około 500 osób. Że przyjeżdżają z całej Warszawy. Że turyści i biura podróży włączają nasze spektakle jako obowiązkowy punkt zwiedzania podczas wizyty w Warszawie. Ostatnio nawet nasi parlamentarzyści, wychodząc z Sejmu, siadają sobie podczas naszych spektakli na ławeczkach wśród publiczności i w ten sposób odpoczywają, jednocześnie zbliżając się do "ludu" i sztuki.

eb
www.emetro.pl
30 czerwca 2009
Portrety
Krystyna Janda

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...