Kryzys? Nie w teatrze

Frekwencja w Teatrze Powszechnym wzrosła!

Frekwencja w Powszechnym wzrosła w ubiegłym roku o prawie 70 procent, a na niektóre spektakle bilety trzeba teraz rezerwować pięć tygodni wcześniej. Czy to moda na teatr?

Nie, nie jest to jeszcze prawdziwa histeria z lat 90. gdy w Powszechnym wystawiane były musicale "Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze: czy "Fame", gdy powstawały fankluby, a niektóre nastolatki szły do teatru, by po raz kolejny obejrzeć Dariusza Kordka. Ale statystyki potwierdzają jednoznacznie - w teatrze bywamy coraz chętniej. W ub.r. spektakle obejrzało niemal 63 tys. widzów, podczas gdy w 2007 r. niespełna 38 tys. a w 2006 r. - nieco ponad 31 tys. Wzrost frekwencji w ub.r. o prawie 70 procent robi wrażenie.

Więcej spektakli

Skąd taki skok? Mogłoby się wydawać, że większa liczba premier, bo tych w ostatnim czasie w Powszechnym nie brakuje. Ale okazuje się jednak, że to złudzenie - w 2008 r. było ich osiem, w 2007 r. - dziewięć, a w 2006 r. - dziesięć. Więcej za to zagrano spektakli, rok temu - 288, a w 2007 - 235.

- Ale właśnie o tym zdecydowała frekwencja - wyjaśnia Zbigniew Rybka, od ubiegłego roku dyrektor Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego w Radomiu. Skoro ludzie kupowali więcej biletów, trzeba było grać więcej spektakli.

Doszło do tego, że na niektóre przedstawienia bilety trzeba teraz kupować z dużym wyprzedzeniem. Tak jest w przypadku "Skrzypka na dachu", który okazuje się prawdziwym hitem (echo szału z lat 90.?). Najbliższe wolne miejsca są za pięć tygodni. I to pomimo wysokiej ceny biletów. Żeby obejrzeć ten musical, trzeba wysupłać niebagatelną jak na Radom kwotę 50 zł.

- Cóż, na przedstawienie, w którym gra 40 osób, bilet musi kosztować więcej niż na to, w którym grają dwie osoby - tłumaczy Rybka. 

Radom się wyróżnia

Co jest przyczyną tego sukcesu? Co spowodowało, że radomianie ruszyli tłumnie do teatru? Repertuar i znane nazwiska? Na afiszu "Mayday", "Prywatna klinika", którą wyreżyserował i w której zagrał Jerzy Bończak, "Wizyta starszej pani" ze świetną rolą Emilii Krakowskiej czy "Awantura o Basię", stworzona pod okiem Cezarego Domagały.

Według dyrektora Rybki to złożona sprawa. - Mamy bardzo bogaty i różnorodny repertuar, a do tego pojawił się on w mieście, gdzie ludzie bardzo chętnie oglądają przedstawienia - tłumaczy Rybka. - Z doświadczenia wiem, że takie zainteresowanie teatrem nie jest typowe dla mniejszych miast. Dlatego Radom bardzo pozytywnie się wyróżnia - dodaje dyrektor radomskiej sceny. Według niego - tak wypełnione sale teatralne bywają głównie w dużych ośrodkach, jak Poznań, Kraków, Łódź czy nawet Lublin.

A może repertuar jest popularny, robiony pod gust widza, nie ma przedstawień trudnych, które mają go formować i rozwijać? - próbujemy szukać dziury w całym. - Jak można kogoś kształtować, gdy widownia jest pusta? A poza tym - czy ja kogoś psuję, że proponuję mu dobrze zrobionego \'Skrzypka na dachu"? - odpowiada dyrektor Powszechnego. - Teatr ma być przyjacielem. To ludzie płacą za bilety, więc ja nie mogę ich pouczać. Siłą teatru jest widownia - dodaje Rybka.

Świetni reżyserzy

Zbigniew Wieczorek, polonista w VI Liceum im. Kochanowskiego, to prawdziwy amator teatru. Bywa w nim regularnie. Uważa, że publiczność kusi różnorodny repertuar. Znaleźć w nim można bowiem produkcje ambitne, a także te - przeznaczone dla widza mniej obytego.

- Teraz trzeba się liczyć z publicznością i wyjść do niej z dobrymi przedstawieniami - mówi Wieczorek. Według niego znacznie podniósł się też poziom spektakli radomskiego teatru. - Uwagę zwrócić trzeba na świetnych reżyserów, którzy dają radomskim aktorom okazję, aby popisali się swoim kunsztem. Dobierają ich znakomicie do ról - mówi Wieczorek. - Bartłomiej Wyszomirski, który wyreżyserował "Ferdydurke", zapowiada się na świetnego twórcę. "Skrzypek na dachu" to znakomita robota Macieja Korwina, dyrektora Teatru Muzycznego w Gdyni.

Wieczorek podkreśla, że bardzo ważne jest, by miasto inwestowało w teatr, aby z powodu kryzysu nie zdarzyło się, że zabraknie na niego pieniędzy.

Nie ściskać sakiewki

Rybka z zainteresowaniem przygląda się temu, co się dzieje w gospodarce. Bierze pod uwagę to, że kryzys może w końcu dotknąć kulturę, na której najłatwiej się oszczędza. 

- Oczywiście, do teatru można nie pójść, ale proszę włączyć telewizję. Tam dominuje przemoc i strach. Na widowni można zaś pobyć ze sobą i sztuką. A do tego bilety w Radomiu, w porównaniu z innymi miastami, naprawdę nie są bardzo drogie - mówi Rybka. Nie ukrywa jednak, że z powodu kryzysu każdą złotówkę ogląda dwa razy. Oszczędności szuka głównie w administracji. - Na spektaklach można oszczędzać tylko do pewnego momentu, bo gdy ścisnę garść z sakiewką zbyt mocno, to nie otrzymamy pożądanego efektu artystycznego - tłumaczy Rybka.

Teatr w modzie

Studentka Aleksandra Garbarczyk do teatru nie chodzi zbyt często. A przynajmniej tak było do tej pory. Teraz zainteresowała ją jedna z komedii w radomskim teatrze. - Znajomi mojej mamy byli na "Mayday" dwa razy! To od nich słyszałam, że to dwie godziny śmiechu. Idziemy tam z przyjaciółmi, bo ponoć wkrótce zagrają ostatni raz - opowiada Ola. I dodaje po chwili: - Teatr sprawia, że można na parę chwil odciąć się od rzeczywistości, kryzysów i problemów. No i podobno teatr jest teraz w modzie.

karolina.stasiak@radom.agora.pl

Karolina Stasiak
Gazeta Wyborcza Radom
14 marca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...