Książę Danii w piaskownicy

"Hamlet" - Reż. Maciej Englert - Teatr Współczesny w Warszawie

Pojawia się coraz więcej głosów, które krytykują dyrekcję Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym. Wskazuje się przede wszystkim na bardzo długi czas urzędowania kierownika sceny przy Mokotowskiej. Co za tym idzie, mówi się głośno o zmarginalizowaniu Współczesnego. A teatr ten ma przecież wielką tradycję, związaną z legendą Erwina Axera.

 Englert kontynuuje linię programową mistrza. I choć jest przy tym zbyt zachowawczy, udało mu się pozyskać stałą widownię. Mimo przeciętnych premier, trafiają się na tej scenie również prawdziwe perełki. ,,Hamlet" jest jedną z nich.

Reżyser podchodzi do tekstu z wielką estymą. I nie jest to chyba niespodzianka. Niemal czterogodzinny spektakl odtwarza każdą scenę z Szekspira. Pewna konwencjonalność nie pozostaje bez wpływu na odbiór przedstawienia. ,,Hamlet" nabiera przez to statyczności, choć na szczęście udaje się uniknąć muzealności. Niepozorna jest scenografia Marcina Stajewskiego. Czuć tu wyraźne inspiracje spektaklem ,,H." Klaty. Duże kolumny przywodzą na myśl podpory dźwigające dachy hal Stoczni Gdańskiej. Oświetlenie jest skąpe. Światła reflektorów padają jaśniejszym blaskiem na pierwszy plan tylko w poszczególnych sekwencjach. Twórcy kontrastują ponurą przestrzeń podejściem do tekstu. Englert nadaje werwę zakurzonemu tłumaczeniu Paszkowskiego. Dramat nabiera tym samym płynności. Niektóre ze scen są po prostu komiczne. Jest tak, gdy Poloniusz (Sławomir Orzechowski) czyta list Hamleta do Ofelii. Również cięte riposty samego księcia (Borys Szyc) brzmią mocno. Nie gorzej niż ich odpowiedniki z Barańczaka.

Englert uprzystępnia arcydzieło Szekspira. Pierwsza część przedstawienia to właściwie seria odtworzeń mniej lub bardziej udanych epizodów całej opowieści. I całkiem świadomie wydobywa się tu wspomniany komizm. Poloniusz okazuje się być tylko troskliwym tatusiem z ukrytymi ambicjami do wielkości. Dlatego jest w stanie wzbudzić jedynie śmiech bez cienia współczucia. Jednowymiarowość postaci jest zresztą bolączką tego spektaklu. Klaudiusz (Andrzej Zieliński) zachowuje się niczym posąg. Tylko w scenie modlitwy wydobywa z siebie ludzkie odruchy, których jednak w całej inscenizacji jest zbyt mało. Sytuację ratuje rozwój fabuły. Atmosfera gęstnieje wraz z pierwszą ofiarą. Dobra praca reżyserska maskuje inne niedociągnięcia.

Inscenizator dał pole do działania protagoniście. Świat, w jakim wychowuje się Hamlet, to plac zabaw. Danią rządzą iluzje, którym ulegają wszyscy. Każdy też zachowuje się jak dziecko. Englert pozbawia widzów wątpliwości. Duch Ojca naprawdę istnieje. Tylko że prowokuje księcia nie tyle do zemsty, co do obrony własnej dumy i honoru. Bunt młodzieńca jest zrywem przeciwko niedojrzałości. Spektakl we Współczesnym może być więc opowieścią o dojrzewaniu. Szyc jest na początku nieśmiały, wodzi wzrokiem po ziemi. Wypowiada zdania łamiącym się głosem. Potem nabiera pewności siebie. Przekonany, że wszyscy mają go nadal za dzieciaka, jak dzieciak się zachowuje. Postępuje niczym Józio z ,,Ferdydurke". Droczy się z innymi aż do końca. Nawet jeśli te ,,zabawy" nabierają niekiedy cech egotyzmu i okrucieństwa. Nie bez znaczenia jest fakt, że matka Hamleta mogłaby być równie dobrze jego siostrą. Czyżby sugestie tytułowego bohatera, że Gertruda (Katarzyna Dąbrowska) wcale nie jest jego rodzicielką, nie są całkiem bezpodstawne? Rebelia młodego mężczyzny prowadzi go na skraj pychy i odrzucenia wszelkich więzów z Danią. Końcowa scena pojedynku kończy się totalnym rozgardiaszem. A mimo to Hamlet umiera z godnością. Doświadczenie śmierci uczy go pokory. Nieprzypadkowo akcentuje się scenę, w której książę spogląda na maszerujące na Polskę wojska Fortynbrasa.

Muzyka Zygmunta Koniecznego jest tylko oprawą, która nie towarzyszy zbyt często scenicznym wydarzeniom. Większość sekwencji rozgrywa się przede wszystkim na poziomie głosów i działań aktorów. Daje im to możliwość rozbudowania swoich postaci. Jak już wspomniałem, nie zawsze osiąga to pożądany efekt. Kreacją o największym ładunku emocjonalnym jest bez wątpienia Hamlet Szyca. Podobnie zaciekawić może dwuznaczność Gertrudy w interpretacji Dąbrowskiej. Zmarnowano natomiast całkowicie postać Ofelii. Natalia Rybicka po raz kolejny gra zmaltretowaną dziewczynkę. Może to wina podejścia reżyserów, może samej aktorki. Ale szkoda, że nie dopracowano spektaklu pod tym względem. Zespół, jako całość, radzi sobie bardzo dobrze, choć brakuje, poza kilkoma wyjątkami, wyrazistszych sylwetek scenicznych. Droga do inscenizowania "Hamleta", z wymarzoną rolą wszystkich aktorów, nie jest jednak prosta.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
5 czerwca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...