Książka telefoniczna: Rozmowy kontrolowane
"Książka telefoniczna" - reż. Michał Buszewicz - Narodowy Stary Teatr w KrakowieKiedy ostatni raz odebraliście telefon w teatrze? W Krakowie widok widza ze słuchawką w ręku już nikogo nie dziwi. Michał Buszewicz zaprasza do rozmowy.
Mówi się. Albo milczy. Między komunikacyjnymi skrajnościami można rozpisać całkiem szerokie spektrum zagadnień. Paradoksalnie potok słów często niesie ze sobą dezinformację, a cisza - wymowną treść. Wie o tym Michał Buszewicz. Młody dramaturg, który w swoim nowym spektaklu pozwala aktorom pleść trzy po trzy, a ważkie treści zapodawać w trybie języka migowego. "Książka telefoniczna" to intrygujący happening teatralny. U starszych widzów zrodzi tęsknotę za czasami analogowej telefonii, u młodszych - ciekawość totalnie abstrakcyjnego świata. Gdzie relacja międzyludzka nie jest na wyciągnięcie ręki. Bo najpierw trzeba odczekać swoje przy słuchawce.
Pokolenie zanikającego dystansu
Buszewicz reprezentuje pokolenie, które nie zaznało długich lat czekania na przyznanie telefonu czy wypraw na pocztę dla odbycia rozmowy międzymiastowej. Było natomiast świadkiem dynamicznej ewolucji usług telekomunikacyjnych, znacznie skracającej dystans między rozmówcami. Obecnie, w dobie Skype'a i mediów społecznościowych, jest on właściwie zerowy. Pewnie dlatego Buszewicz symbolicznie wskrzesza ową niewidzialną barierę. Barierę, która daje rozmówcom komfort i bezpieczeństwo.
To już drugie po "Kwestii techniki" nietypowe przedsięwzięcie Buszewicza na deskach Starego Teatru w Krakowie. Tamten spektakl skupiał się na ukazaniu scenicznych kulis i profesji ukrytych za kurtyną każdego przedstawienia. "Książka telefoniczna" posiada nie mniej otwartą i eksperymentalną formę. Na tyle, iż zaciera się granica między improwizacją a tekstem, postacią sceniczną a aktorem, sceną a widownią. Nie zawsze wychodzi to sztuce na dobre. Są momenty drastycznego spadku napięcia, których nie uratuje nawet donośne chrapanie.
Jaki numer mam wykręcić do kogoś z Was?
Zastrzeżenia wobec rozkojarzonej dramaturgii nie zmieniają faktu, iż "Książka telefoniczna" to niecodzienne przeżycie. Na małej scenie przy Jagiellońskiej zainstalowano autentyczne, pamiętające PRL aparaty telefoniczne. Wszystkie zostały połączone w działającą sieć. Trzy z nich są rozmieszczone na widowni. I w odpowiednim momencie dzwonią. Kto odbierze, ma szansę stać się uczestnikiem spektaklu. I np. pospacerować sobie po korytarzach i piwnicach teatru. Ze słuchawką w ręku.
Interaktywny tryb wciąga publiczność do teatralnej gry. Na ekranie pojawia się lista kolejno odhaczanych rozmówców. Buszewicz nie zapomina aczkolwiek o głębszej warstwie przekazu. Związanej z oczekiwaniami, emocjami, a nawet zwykłą desperacją. Wszystkim, co zmuszało niegdyś człowieka do wykręcania numeru w nadziei na życiową zmianę. Aby z Napoleona Bonaparte stać się "zwierzątkiem". Albo usłyszeć od chimerycznej matki słowa wsparcia.
Siła milczenia
Surrealne czy realne, telefoniczne rozmowy zawsze posiadają u Buszewicza podwójne dno. Obok prowizorycznej, międzyludzkiej więzi jest cała sfera udawania. Bycia sobą i jednocześnie kimś innym. Traktowania rozmówcy jako partnera, ale też "obiekt zastępczy". Inicjowania kłótni, jak też osiągania swoistej nirwany bycia wysłuchanym. Aspekt medytacyjny został zresztą podkreślony w spektaklu odpowiednią choreografią. Największe wrażenie robi jednak wspominania chwila (migowej) prawdy. W całkowitej ciszy. Wspomnienie kluczowych dla egzystencji momentów, przy których można tylko milczeć.
"Książka telefoniczna" nie jest oczywiście spektaklem, który dotykałby kwestii ostatecznych i stawiał na wiekopomną refleksję. Buszewicz przemyca materiał do przemyśleń pod postacią bezpretensjonalnej zabawy w teatr. Szkoda tylko, że tuż przed premierą w obsadzie nastąpiła znacząca i rzutująca na odbiór roszada. Na scenie zabrakło, pracującego wcześniej na rolą, Błażeja Peszka (jak informuje teatr, z przyczyn zdrowotnych). Na scenie zastępuje go Maciej Charyton, który, co zrozumiałe, nie do końca radzi sobie z dodatkowym, nagłym zadaniem aktorskim. Luźna formuła przedstawienia na szczęście tuszuje tego typu niedostatki. A mówiący Bon jour Zbigniew Kosowski czy wspominająca rodzinny Krotoszyn Paulina Puślednik potrafią skutecznie przykuć uwagę widowni.