Kto przeciw, niech pierwszy rzuci kamieniem

"Zaręczyny" - reż. Wojciech Nowak - Teatr Telewizji

Początki Teatru Telewizji sięgają lat pięćdziesiątych, kiedy w głowie Jana Marcina Szancera zrodził się ów, mało prawdopodobny pomysł, by stworzyć wyjątkowy teatr, „o którym wprawdzie nikt nie wiedział, jak ma wyglądać, ale było już pewne, że musi on być ogromnie dynamiczny, aby móc, co tydzień dawać premierę (...). Należało, więc prowadzić jednocześnie próby pięciu do sześciu sztuk.

To oczywiście wymagało zaangażowania całego sztabu reżyserów, scenografów i kompozytorów, których trzeba było nauczyć telewizyjnego myślenia i w dodatku powiedzieć tym wszystkim ludziom, że właściwie nikt nie będzie oglądał ich pracy i nikt nie oceni osiągnięć, bo na mieście jest zaledwie kilka telewizorów, i w dodatku nie wiadomo, czy je ktokolwiek otwiera. Nie była to nawet „sztuka dla sztuki", to było szaleństwo" (1) .

Takie były początkowe marzenia twórców tego programu, niestety niewiele z tych ideałów przetrwało próbę czasu. Współczesne realizacje Teatru Telewizji zatraciły cotygodniową regularność oraz premierowy charakter. Nowe spektakle pojawiają się sporadycznie, jeszcze rzadziej grywa się je na żywo. Twórcy telewizyjnych przedstawień coraz chętniej zamieniają zamknięte studio na otwarty plener.

Przykładem takiej realizacji jest niedawna emisja spektaklu pt. „Zaręczyny". Premierowe przedstawienie opowiada o nowoczesnej parze – Marii i Kajetanie, którzy postanawiają zorganizować tradycyjne zaręczyny. Jednakże planowana uroczystość rodzi niekończącą się listę obaw, podyktowaną odmiennym stosunkiem do życia, wyznawanych wartości, religii, czy polityki, jaki panuje w obu rodzinach. Rodzice przyszłej panny młodej wyznają stosunkowo liberalny punkt widzenia, zaś w domu Kajetana, w myśl konserwatywnych poglądów, pielęgnuje się tradycje oraz zasady moralne. Lęk o wynik konfrontacji wywołuje niepotrzebne napięcie oraz prowadzi do ustalenia listy dozwolonych oraz zastrzeżonych tematów rozmów. Ostatecznie obawy okazują się przesadzone i ku zaskoczeniu wszystkich, pomimo chwilowych tarć, udaje się nawiązać niewymuszoną nić porozumienia.

Najmocniejszą stronę telewizyjnego spektaklu stanowiła wybitna obsada aktorska: Danuta Stenka (Hanna), Katarzyna Gniewkowska (Olga), Jan Frycz (Olo), Zbigniew Zamachowski (Henryk), Marta Ścisłowicz (Maria), Stefan Pawłowski (Kajetan) i Sonia Bohosiewicz (Alicja). Wszyscy zaprezentowali ogromną klasę, grając w sposób niebywale lekki, bez przesadnych min, czy gestów. Wykreowane postaci, pomimo odznaczania się wysokim stopniem indywidualizmu, charyzmy oraz niezależności, wypadły bardzo naturalnie.Błyskotliwe dialogi, w których nie brakowało humorystycznych akcentów, sprawiły, iż widowisko oglądało się z przyjemnością.

Moje największe zastrzeżenia budzi umiejscowienie akcji w plenerze (restauracja, mieszkanie Kowalskich oraz dom Nowaków). W efekcie tego powstał świat zawieszony gdzieś pomiędzy teatralną umownością a filmowym realizmem, z naciskiem na aspekt filmowy. Indywidualną rzeczą jest, na ile wykreowany obraz okazał się atrakcyjniejszy, z pewnością był mniej kosztowny. Coraz częściej mam wrażenie, iż plenerowe spektakle Teatru Telewizji są sposobem na realizację relatywnie tanich filmów, w których bezpowrotnie zostaje zatracony duch teatru. Być może przedstawienia, pozbawione artystycznego wyrazu, mające na celu jedynie sprawne opowiedzenie historii są potrzebne, ale nie mogą zastępowaćpierwotnej intencji poniedziałkowych emisji. Te, u swych źródeł, miały przede wszystkim dostarczać telewidzom głębokiego przeżycia artystycznego oraz zapoznawać ich z arcydziełami literatury światowej. To miała być „gigantyczna szkoła kształtowania smaku artystycznego, narodowy, powszechny uniwersytet, w którym kształcą się miliony widzów" (2). Niewiele z tego założenia pozostało...

Magdalena Mąka
Dziennik Teatralny Rzeszów
2 lipca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia