Kto zostanie królem? - czyli żywa lekcja historii

„Bitwa o tron. Musicalowy talent show" – reż. Jacek Mikołajczyk – Teatr Syrena w Warszawie

Kto zostanie królem? Kto kupi widownie swoim show? Laluś w Francji, Wampir z Siedmiogrodu, podróbka Eltona Johna ze Szwecji, facet z podagrą, „zatopiony nieudacznik", zakochany hetman, rockman z podwójną osobowością czy fanatyk obiadów czwartkowych? Który z nich będzie najlepszy? Który skradnie serca?

„Bitwa o tron" to musical w reżyserii Jacka Mikołajczyka, z muzyką Tomasza Filipczaka, robiony na wzór popularnych teraz w telewizji talent show. Nie razi jednak, gdyż wykonany jest nadzwyczaj oryginalnie, z dużą dawką dobrego humoru, a co najciekawsze łączy współczesność z przeszłością, ponieważ do bitwy na głosy stają królowie elekcyjni. Kto nie lubi historii będzie mógł wreszcie ją polubić, a kto lubi dalej będzie. Uspokajam nie jest to nudna, szkolna lekcja, na pewno nie zwyczajna, a spektakl, który cieszy widzów i aktorów.

Musical jest wykonany po królewsku. Szlacheckie stroje w wykonaniu Tomasza Jacykówa i charakteryzacja spod ręki Aleksandry Tomaszewicz urzeczywistniają aspekt historyczny. Uroku dodają projekcje Tomasza Grimma i oczywiście muzyka – od ballad do rapu, przez disco i rocka, a nawet fragmenty operowe. Co ciekawe na scenie grali muzycy pod batutą Tomasza Filipczaka. Widzowie mogli usłyszeć perkusję (Grzegorz Poliszak), gitarę basową (Paweł Bomert) i zwykłą (Jan Malecha) oraz instrumenty klawiszowe spod palcy samego dyrygenta.

Dobry talent show ma zabawnych prowadzących i lekko sprzeczające się jury. Oczywiście w przedstawieniu ich nie zabrakło. Kobiece jury w składzie: Anna Wazówna (Katarzyna Walczak), Maria Kazimiera (Karolina Gwóźdź), Bona Sforza (Beatrycze Łukaszewska) i Caryca Katarzyna Wielka (Marta Walesiak-Łabędzka). Każda z kobiet miała swoją historię, ich poglądy były przeróżne, ale w jednym były zgodne – bez królowej u boku król nic by nie osiągnął. Żeńskie jury było zabawne, prokobiece, a co najważniejsze cudownie uzdolnione, zarówno wokalnie jak i aktorsko. Duet prowadzących dodał komizmu – nieprawdopodobne, żeby duchowni prowadzili talent show, a do tego rapowali i tańczyli makaranę. Wydaje się niemożliwe, a się udało – za sprawą Piotra Siejki i Marka Grabinioka.

Do konkursu stanęło ośmiu królów, z różnych stron Europy. Który był najlepszy? O tym za chwilkę. Sześciu aktorów: Łukasz Szczepanik, Maciej Dybowski, Albert Osik, Przemysław Glapiński, Michał Konarski, Marcin Wortmann o raz dwie aktorki: Agnieszka Tylutki i Agnieszka Rose, którzy wcielali się w naszych monarchów zasługują na zwycięstwo, razem, a także każdy z osobna – aktorstwo, wokal i taniec wykonali na najwyższym poziomie i naprawdę trudno było wskazać zwycięzcę, dlatego gratuluję całej ósemce. Widownia demokratycznie, czyli wiadomo jak, wybrała tym razem na króla Augusta II Mocnego – w tej roli Marcin Wortmann. Wcale nie dziwię się temu werdyktowi, ponieważ Pan Marcin świetnie śpiewa, ale to wiadomo nie od dziś, piosenka „We mnie jest moc" nie była najłatwiejsza wokalnie, gdyż łączyła w sobie delikatne brzmienia z mocnym rockiem, a aktor podołał i oprócz tego zrobił show, bez niczego, stojąc na scenie sam i to zaprowadziło Mocnego do zwycięstwa.

Oczywiście sama byłam zachwycona Wortmannem, ale serce miałam rozdarte. O pięknej balladzie „Padnij i powstań" w wykonaniu Jana Kazimierza (Przemysław Glapiński) nie można nie wspomnieć – nie da się opisać magii, jaką powodował wokal Pana Przemysława – trzeba przyjść i posłuchać. Mimo wszystko moim faworytem był Król Kibic Legii, czyli Zygmunt III Waza (Maciej Dybowski). Różowy, cekinowy kostium, pianino, chórki królowych i choreografia pomogły zrobić show Wazie, ale pomimo tych ozdobników to Pan Maciek chwycił za serce. Dybowski „rozwalił" scenę – tańczył, śpiewał, skakał, po prostu szalał i to było naturalne, nie wymuszone. Widać, że młody aktor dobrze czuje się na scenie i życzę mu dużo sukcesów.

„Bitwa o tron" to musical, który po pierwsze ma zapewnić widzom rozrywkę i to robi. Po drugie pokazać, że nie zawsze wygrywa ten, który ma najlepszy program wyborczy, a ten który potrafi dobrze omamić, po trzecie, że świat bez kobiet byłby smutny, po czwarte, że każdy może być zwycięzcą, a po piąte, że historia nie musi być nudna. Cieszę się, że Jacek Mikołajczyk z zespołem podjął się takiego wyzwania. Nie zawsze przeplatanie przeszłości z teraźniejszością się udaje, ale w Syrenie wyszło bez zarzutów.

Zapraszam na tę żywą lekcję historii.

Zuzanna Styczeń
Dziennik Teatralny Warszawa
12 maja 2022

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...