Którędy do nieba?

"Piekarnia" - reż. Wojtek Klemm - Stary Teatr w Krakowie

To wszystko zależy od tego na jakim stopniu drabiny społecznej się znajdujesz. Szczęście, bo z nim należy skojarzyć tytułowe niebo, nie przysługuje wszystkim na równych prawach. Zaświadcza o tym spektakl „Piekarnia" w reżyserii Wojtka Klemma, w którym twórcy prezentują nam społeczeństwo strukturalne z wyraźnym zaznaczeniem pozycji ekonomiczno-społecznej jednostek.

Jeszcze przed wejściem na sale teatralną widz, w ramach projektu „Posłuchaj i zobacz", dowiaduje się, że Wojtek Klemm wraz z dramaturgiem Igorem Stokfiszewskim postanowili przywrócić na teatralną scenę sztuki Bertolta Brechta. W tym celu dla Narodowego Starego Teatru Monika Muskała przetłumaczyła ten utwór. „Piekarnia" jest rodzajem teatralnej etiudy i szkicem, a temat, który realizuje, opisuje sytuacje rodem z tabloidów: wdowa wychowująca piątkę dzieci traci pracę, mieszkanie, w końcu i życie. Sytuacja tragiczna, ale i jaki smaczny kąsek dla współczesnych mediów.

Autorzy postanowili jednak poważnie spojrzeć na tę sytuację i zastanowić się, czy można jakoś pomóc  wspomnianej kobiecie. Czy istnieje instytucja lub grupa społeczna, która potrafiłaby wskazać nam potencjalny kierunek zmian?

Te poszukiwania zaprezentowane są w formie teatru epickiego. Na obrotowej scenie znajdują się zrekonstruowane piętrowe elementy mieszkań. Widz w żadnym wypadku nie jest narażony na zanurzenie się w kreowany świat. Dystans między przestrzenią sceniczną, a widownią jest wielokrotnie podkreślany, dlatego też w głębi po prawej stronie znajduje się orkiestra wygrywająca songi  niczym wzięte z Brechta. Natomiast na lewo umieszczono stół, przy którym czasami zasiadają aktorzy, przygotowując się do wejścia w postać; często też odgrywają oni swoją rolę w niekompletnym, bądź niedopiętym stroju. To wszystko służy wywołaniu efektu obcości. Wyjątkowo ten aspekt jest zaznaczony w scenie, gdy Marcin Kalisz (stworzył on barwną i energiczną kreację) odczytuje treść aktu drugiego wraz z didaskaliami i zachowaniem bohaterów. W ten sposób odbiorca może nabrać krytycznego stosunku do kreowanej rzeczywistości. Funkcja widza zostaje dowartościowana i pozwala obiektywnie spojrzeć na reprezentowane realia oraz racjonalnie ocenić sytuację.

Od samego początku nie trudno jest się domyślić jak skończy pani Queck (Małgorzata Krzysztofik-Hajewska), jednak przez cały spektakl Washington Meyer (Błażej Peszek) próbuje znaleźć wyjście z tej paskudnej sytuacji. Podejmuje wielokrotne i bezskuteczne próby. Na drodze stają nie tylko giganci – znajdujący się na górze drabiny społecznej – ale i instytucje, które choć z założenia stworzone są po to, żeby pomagać obywatelom, tak naprawdę w świecie postdemokratycznym podtrzymują jedynie iluzję demokracji. Policja musi wypełniać swoje obowiązki i nie może zgodzić się na żadne łamanie prawa, nawet jeżeli miałby to być zwyczajnie ludzki, dobry uczynek. Instytucja kościoła służy podtrzymywaniu idei chrześcijaństwa jako religii dla biednych – tych bowiem, których nie spotka szczęście na ziemi – zaznają go w niebie. Choć uprzednio powinni zajrzeć we własne wnętrze i sprawdzić czy rzeczywiście postępują godnie i sprawiedliwie. Czy czasem ich ciężki żywot nie jest boską karą za grzechy?

Cały spektakl to zabawna i edukacyjna opowieść – nie daje nam ona jednak gotowej odpowiedzi. Jak się bowiem okazuje, żadna instytucja nie jest w stanie uratować pani Queck, która została wciągnięta w ekonomiczną sieć. Można brutalnie piąć się po społecznej drabinie, niszcząc po drodze swoich towarzyszy, i chwilowo wyprodukować sobie niebo na ziemi. Jest to jednak pozór, bo podczas tej wędrówki – jak z każdej drabiny – można zwyczajnie spaść.

Godna pochwały jest ostatnia scena w spektaklu, po śmierci pani Queck – piętrowa konstrukcja, będąca reprezentacją społecznej drabiny, uobecnia się wraz z postaciami. Na samym dole znajduje się piątka mężczyzn wykonujących zapętlony, fizyczny układ choreograficzny – analogia do klasy robotniczej, którą reprezentuje ta grupa. Ta ostatnia scena szybko kończy się brawami, bo choć miło jest popatrzeć na nagie klatki piersiowe przystojnych aktorów Starego Teatru, to jednak widzowie nie chcą popierać istniejącego systemu. Owacje na stojąco są najlepszym dowodem na to, że ludzie pragną zmian, pytanie tylko czy sztuka Brechta jest odpowiednio skuteczna i czy entuzjazm widowni przemieni się w rzeczywiste działanie?

Daria Kubisiak
Dziennik Teatralny Kraków
5 grudnia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...