Ku chwale języka

„Ćwiczenia stylistyczne" - reż. Eva Rysova - Teatr im. Wiliama Horzycy w Toruniu – 21.06.2024

Pamiętacie zabawę w głuchy telefon? To samo zdanie przekazywane z ust do ust w efekcie końcowym miało totalnie inny, śmieszny wydźwięk. Niektórzy specjalnie przekręcali słowa dając upust swojej kreatywności. Taką formę niepohamowanej ekspresji przywodzi mi na myśl sztuka Evy Rysovej "Ćwiczenia stylistyczne". Improwizacja to jej drugie imię.

Spektakl powstał na podstawie popularnej książki o tym samym tytule autorstwa Raymonda Queneau francuskiego poety i powieściopisarza. Oto prosta historia podróżujących autobusem linii S. Dwudziestosześcioletni mężczyzna w kapeluszu (w spektaklu gra go Michał Darewski) - narcyz o kuriozalnie długiej szyi oskarża sąsiada, że ten go co chwila łokciem trąca. Dwie godziny poźniej jegomość widziany jest na Cour de Rome przed dworcem Saint Lazare. Znajomy zwraca mu uwagę, iż powinien doszyć sobie dodatkowy guzik do płaszcza. I to wszystko! Ot cała historyja. To niepozorne zdarzenie zostaje zrelacjonowane na 99 sposobów wykorzystując różnorakie style literackie.

I twórcy iscenizacji odmieniają to błahe zajście przez rozmaite środki artystycznego wyrazu. Wraz z aktorami odjeżdżamy szalonym autobusem. Jako widz możemy zanurzyć rękę w rondo magicznego kapelusza i wylosować, na którym z 99 przystanków ma przystanąć nasza zakręcona ekipa. Na każdym z przystanków ta jedna mało znacząca zwada przedstawiona jest w odmienny sposób. I tak o to stajemy np. na przystanku "Obraźliwie", po dotarciu którego bohaterowie zobrazowują zajście w autobusie iście rynsztokowym językiem. Albo przystanek "Międzynarodowo", na którym każda z postaci wyraża się w innej obcej mowie, w efekcie czego francuski ściera się z rosyjskim i japońskim. Reżyserka Eva Rysova wykorzystała część przystanków z utworu Queneau. Część jednak została wymyślona na potrzeby spektaklu. Możemy zatem oglądać incydent zilustrowany np. w formie tragikomedii czy musicalowej.

Filozofia Raymonda Queneau polegała na tym, by celebrować pogodę ducha, wytchnienie i swobodę. Takie też odczucia z nutą podekscytowania na czele towarzyszyły mi podczas oglądania - tfu! przepraszam - uczestniczenia w przedsięwzięciu. Zresztą z tym właśnie kojarzy mi się bogactwo językowe. Z doznawaniem przyjemności. Z uczuciem błogości, które towarzyszy doświadczaniu brzmienia wielobarwnych bukietów słów. I tak oto możemy powąchać te kwiatki. Poczuć jaką wyrafinowaną woń roztacza ta sama historia opowiedziana "Wierszem wolnym", a jakim swądem trąci przedstawiona językiem "Krzykliwym" lub "Prostackim".

Oprócz scen z użyciem językowych figur retorycznych możemy też obejrzeć historię pasażerów linii S przedstawioną w różnych stylistykach sztuk teatralnych. Delikatny niczym fiołek balet. Wytworną na kształt róży operę. Samotny jak tulipan monodram.

Miałam co prawda nadzieję, że historia o pasażerach autobusu będzie bardziej złożona i będzie zawierać większą głębię. Pomysł na spektakl był bardzo obiecujący, jednak moim zdaniem ogromny potencjał nie został w pełni wykorzystany. Spodziewałam się, że perypetie pasażerów po przekroczeniu pierwszego przystanku mimo modyfikacji języka będą miały swoje continuum, zamiast być wkółko powtarzane. Cóż, to by co prawda jeszcze bardziej komplikowało proces twórczy i inscenizacje aktorów, gdyby historia z "Ćwiczeń stylistycznych" tak mocno odbiegała od pierwowzoru. Myślę, że przedstawienie to świetna zabawa, ale w samym opowiadaniu na próżno doszukiwać się freudowskiej wielowymiarowości.

Cały zespół z Łukaszem Ignasińskim na czele niczym weselni wodzireje prowadzą publiczność przez to, przyznaję, dość nietypowe doświadczenie. To co jest ujmujące w "Ćwiczeniach stylistycznych" to interakcje z publiką. Przedstawienie, w którym widz jest wyjątkowo blisko aktora. Aktorzy są zaskakująco dostępni widzom. Premiera spektaklu odbyła się krótko po ustaniu pandemii, co tłumaczy chęć wyjścia aktorów poza scenę. Czułam zaciekawienie, gdyż do końca nie wiadomo było co się dalej wydarzy i ożywienie, gdy można było pożartować z odtwórcami ról.

To dla przeciętnego Kowalskiego, który siedzi na widowni może być całkiem emocjonujące. Oto masz okazję być częścią przedstawienia. Zatarta zostaje granica między spektaklem a zwyczajną pogawędką aktorów z oglądającymi. A są oni bardzo charyzmatyczni i śmiali w kontaktach z widownią. Sztuka wymaga od nich nie lada skupienia, gdyż lawirują pomiędzy jedną formą ekspresji a drugą. Nie bardzo wiedziałam, co jest jeszcze częścią przedstawienia, a co już zwyczajną rozmową z publicznością. Podejrzewam, że w wielu przypadkach musieli improwizować. Zresztą na koniec jako widzowie sami mogliśmy wymyśleć końcowy przystanek, co jest chyba największym sprawdzianem błyskotliwości i umiejętności aktorskich.

Sceniczne osobowości pasowały na nich jak gdyby nosili je na codzień. Ta sama psychologia poszczególnych postaci przewijała się w poszczególnych scenach, co zespalało sztukę. I tak o to Michał Darewski - panicz w kapeluszu, wokół którego zaszło tyle szumu - jest megalomanem i trochę pozerem. Agnieszka Wawrzkiewicz gra srogą i wampowatą. Paweł Kowalski to nieco szalony niezdara. Łukasz Ignasiński jest roztropny. Weronika Krystek zuchwała i pełna młodzieńczej ikry. Jarosław Felczykowski na wpół poważny, na wpół błazeński.

"Ćwiczenia stylistyczne" to teatr eksperymentalny. Eksperyment, w którym jest miejsce na pomyłki i nowe rozwiązania. Odżywczy. Beztroski. I na tyle frapujący, że ma się ochotę zobaczyć go jeszcze raz.

Joanna Zwolińska
Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu
10 lipca 2024
Portrety
Eva Rysova

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia