Kultura czasu kwarantanny
"+1" - reż. Tomasz Leszczyński - Nowy Teatr w Słupsku - aut. Krzysztof KrzakWprawdzie okrojony, ale dobrze, że monodram "+1" w wykonaniu Sebastiana Świerszcza trafił 25 kwietnia 2020 roku do szerokiej grupy teatromanów dzięki nagraniu i internetowej prezentacji on-line.
Piszę okrojony, bo jeśli wierzyć opisowi przedstawienia na stronie internetowej Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku, na którego Małej Scenie monodram autorstwa Jewgienija Griszkowca został zrealizowany, powinien on trwać 80 minut. Tymczasem nagranie zaprezentowane w Internecie trwało minut zaledwie 40. Można by zatem powiedzieć "+1", ale "- 40". Nie można na nim zobaczyć m.in. szeroko opisywanego w popremierowych (premiera miała miejsce 13 maja 2016 r.) recenzjach specjalnego sposobu wpuszczania publiczności na widownię przez nadzorcę galerii, czytającego "Iliadę" tudzież bohatera opuszczającego miejsce akcji na rowerze. To z tych opisów można się dowiedzieć, że bohaterem "+1" jest zwykły człowiek, jakich wielu spotykamy w muzeach czy galeriach zatrudnionych tam do pilnowania dzieł sztuki. A tu mamy takie obrazy, jak "Lekcja anatomii doktora Tulpa" Rembrandta, "Pełzająca śmierć" Beksińskiego czy "Płacząca kobieta" Picassa (wszystkie oczywiście jako kopie oryginałów).
Nagranie rozpoczyna się w momencie, gdy ów strażnik zamyka drzwi galerii i wyznaje: "Nikt mnie nie zna". Tak rozpoczyna się monodram Jewgienija Griszkowca, znanego z takich utworów granych w polskich teatrach, jak "Jednocześnie" czy "Jak zjadłem psa". Tłumaczenia i adaptacji dokonał Tomasz Leszczyński, który jest jednocześnie reżyserem spektaklu. Powstał on w ramach projektu "Noffy Teatr", w ramach którego artyści niezależni czy wręcz offowi mogli na deskach słupskiego teatru prezentować swoje przedsięwzięcia. Leszczyński zaprosił do współpracy Sebastiana Świerszcza, etatowego aktora Teatru Współczesnego w Warszawie, artystę, który zaliczył co prawda udział w tak popularnych serialach, jak "Barwy szczęścia" czy "Ranczo", ale nie w rolach głównych, które by spowodowały się opatrzenie jego twarzy. Toteż tutaj jako "przeciętny człowiek" jest jak najbardziej na miejscu.
Także i problemy towarzyszące postaci granej przez Świerszcza nie są obce wielu tak zwanym zwykłym ludziom, który przecież jednak dla samego siebie są kimś wyjątkowym, odrębnym, taki właśnie "+1" w stosunku do całej siedmiomiliardowej ludzkości. Tym bardziej, że - jak twierdzi - nikt go nie zna, a i on sam nie potrafi znaleźć słów, by siebie opisać. Wydaje mu się, że jest nieprzenikalny, a jednocześnie targa nim strach przed spotkaniami z ludźmi, nawet tymi, których znał w latach szkolnych i do których czuł głębsze uczucie, bądź chwilowe zauroczenie. Niepokoi się, co o nim pomyślą. Dlatego pewnie tęskni za dzieciństwem i sobą z tamtych lat, gdy wszystko wydawało się prostsze i bardziej oczywiste. Sebastian Świerszcz bardzo minimalnymi, ale przekonującymi środkami aktorskimi oddaje lęki i niepokoje granego przez siebie trzydziestolatka. Aktor świetnie daje sobie radę także w "ogrywaniu" nie zawsze posłusznej techniki wykorzystanej w spektaklu. Jego największym jednak osiągnięciem jest to, że potrafi utrzymać skupienie widza na sobie, swoim bohaterze i wypowiadanym tekście, co nie wszystkim aktorom mierzącym się z monodramem się udaje. A dodajmy, że tekst ten do najłatwiejszych nie należy, tym większe słowa uznania należą się duetowi: Tomasz Leszczyński i Sebastian Świerszcz.
Ich wspólne przedsięwzięcie zostało cztery lata temu wyróżnione na 14. Ogólnopolskim Przeglądzie Monodramu Współczesnego w Warszawie.