Kultura receptą na kryzys?

Aż 19 proc. Polaków poszło w zeszłym roku przynajmniej raz do teatru.

W kryzysie Polacy niespodziewanie poczuli miętę do kultury wyższej i szturmują teatry, galerie, muzea. Co się z nami stało? Obejrzeliśmy już wszystkie sezony darmowych seriali w internecie? A może w odświętnym byciu "ę", "ą" szukamy osłody na codzienną gorycz zaciskania pasa? - pisze Michał Stangret w Metrze.

Jak będzie nas stać, to pójdziemy - w ten sposób socjolodzy od lat starają się tłumaczyć Polaków z tego, że nie biegają do teatrów, czy galerii z równą chęcią jak do dyskontów. Ale bilety do przybytków kultury wyższej wcale nie tanieją (trudno kupić bilet na niezłą sztukę poniżej 60-70 zł), a w kryzysie liczymy się z każdym groszem. Tymczasem - jak wynika z opublikowanych właśnie badań CBOS (zawsze w styczniu przepytuje Polaków o ich aktywność w minionym roku) słupki frekwencji na sztukach teatralnych, czy w filharmoniach, rosną:

Teatry przeżywają oblężenie:

Aż 19 proc. Polaków poszło w zeszłym roku przynajmniej raz do teatru (to najwyższy odsetek w ciągu ostatnich 25 lat). Wśród mieszkańców dużych miast (pow. 500 tys.) w teatrze było aż 47 proc.

Coraz chętnej chodzimy do galerii, muzeów i na wystawy:

W zeszłym roku odwiedziło je 31 proc. Polaków (5 proc. więcej niż rok wcześniej). Wśród mieszkańców dużych miast (pow. 500 tys.) aż 56 proc.

Tłumy na koncertach rosną:

W 2012 r. bawiło się w ten sposób 37 proc. Polaków (rok wcześniej 34 proc.). W dużych miastach 48 proc.

- To dość zastanawiające wyniki, zważywszy na to, że zaciskając pasa, staramy się ograniczać wydatki do tego, co naprawdę konieczne. Wydawać by się mogło, że wydatki na kulturę wyższą można spokojnie odłożyć, a tego zupełnie nie widać - komentuje Michał Feliksiak, analityk CBOS, który nadzorował badania. Zwraca uwagę na to, że - jak wynika z innych badań CBOS - mimo kryzysu nasze zadowolenie z życia wcale nie spada. - Być może właśnie aktywnością w kulturze rekompensujemy sobie pewne deficyty zadowolenia z innych sfer życia - tłumaczy.

Zdzisław Pietrasik, szef działu kultury w tygodniku "Polityka", przypomina, że podobny mechanizm działał w ponurych czasach PRL, gdy ludzie odwiedzali teatry czy kabarety, szukając tam pozytywnych przeżyć. - Dziś są znudzeni popkulturową papką talent show i politycznymi kłótniami, które serwują im telewizje. Szukają więc czegoś innego. Filmy w internecie i na DVD są w porządku, ale ile można, ludzie też się nimi nasycają. Ludzie żyją w kokonach, na zamkniętych osiedlach, często nie mają czasu porozmawiać nawet z rodziną. Szukają więc sposobów, by się z tego wyrwać. Wypad do teatru, opery to świetna okazja, by wyjść z domu, przeżyć coś z innymi i odpocząć - mówi Pietrasik.

Według prof. Zbigniewa Nęckiego, wzrostu by nie było, gdyby galerie i teatry czekały bezczynnie, aż ktoś do nich przyjdzie. - Nauczyły się działać jak profesjonalni handlowcy: starają się dotrzeć do ludzi z repertuarami, dostosowują go do naszych potrzeb, nie boją się reklam, stosują promocje i zniżki - opowiada.

Dodaje, że tąpnięcie frekwencji w teatrach czy galeriach może nas dopiero czekać, jeśli kryzys mocniej zajrzy nam do kieszeni. Ale będzie tymczasowe. - Jeżeli tylko będzie nas stać na wysupłanie kilkudziesięciu złotych za bilet na dobrą sztukę, zrobimy to. Bo potrzebujemy głębszych refleksji egzystencjalnych, które daje kultura wyższa. Gdy jest nam ciężko, pytamy się nie tylko o to "jak przeżyję do jutra?", ale też "po co w ogóle żyję?", "jak mam żyć?" i "czego w ogóle chcę?".

Michał Stangret
Metro
7 lutego 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia