Kutz emocjonalnie o mordowaniu kultury
"Kontrrewolucja kulturalna" - Teatr Groteska w KrakowieDwie godziny trwała w teatrze Groteska rozmowa publiczności z Kazimierzem Kutzem. Zainicjowała ona cykl "Kod Mistrzów" w ramach kampanii pod hasłem: Kulturalna kontrrewolucja.
Prowadzona przez prof. Tadeusza Lubelskiego rozmowa z reżyserem zaczęła się od zwierzeń z młodzieńczych fascynacji literackich i marzeń o zostaniu pisarzem. Ale, rzecz jasna, poniedziałkowego wieczoru dominował film. Kutz, pytany o swych faworytów, odpowiedział bez wahania, iż najważniejszy był zawsze Charlie Chaplin, po czym dodał dwóch kolejnych mistrzów - Roberta Bressona ("Ucieczka skazańca") oraz Siergieja Eisensteina, a więc "zestaw bardzo kontrastowy". - Zawsze się do nich odwoływałem - powiedział.
Kutz dał przykład swego temperamentu, kiedy po pytaniu z sali mówił o TVP. - Telewizja publiczna została ukradziona przez partie, przez politykę, a ze swej natury powinna być przystępnym źródłem kultury, również wyższej.
To powinien być gigantyczny ośrodek edukacji, wprowadzenia ludzi, także mieszkających w najdalszym zadupiu, w świat kultury.
Obecnej sytuacji winna jest, wskazywał reżyser, i ustawa, która wymusza na telewizji publicznej ściganie się o pieniądze z reklam. - Zostało popełnione morderstwo na kulturze - mówił. - Co z tego, że wszyscy telewizję oglądają, skoro nie dostają tego, co powinni. Nowoczesne państwo polskie, ten neokapitalizm gardzi kulturą. Państwo zaniechało obowiązku mecenatu nad duchowością.
Wyrastają pokolenia młodych, które nie stykają się z kulturą wysoką. Hodujemy od 25 lat dzikusów. Gdy okres, w którym młody człowiek się rozwija minie, zostaje duchowym tłumokiem, a potem te tłumoki zdobywają władzę.
Reżyser ocenił, że państwo socjalistyczne, co by o nim nie powiedzieć, było dobrym mecenasem. Kutz nie krył jednak kłopotów, jakie miał ze swym filmem "Nikt nie woła". Objęto go nawet zakazem pokazywania za granicą.
W tonacji żartobliwej opowiadał z kolei o przyjaźni ze Zbigniewem Cybulskim. - Przyjechał do mnie do Wrocławia, a ja miałem psa, który jadł parówki. To Zbyszek się położył i jadł je razem z nim. On mnie tak śmieszył, bo był safanduła, kompletna dupa.
Lubił dziewczyny, ale jak już miało do czegoś dochodzić, to zasypiał.
Zarazem Kutz przyznał, że aktora ubóstwiał. Że Cybulski był genialny i niepowtarzalny. Reżyser bawił też słuchaczy opowieściami o Tadeuszu Konwickim, Stanisławie Dygacie (Grywałem z nim w makao, nigdy ze mną nie wygrał), o Śląsku, o poświęconych mu filmach i o zdziwieniu Ślązaków, że on, "taki synek z Szopienic, tak daleko zaszedł".