Kwintet emerytek w kokosznikach

"Baba Chanel" - reż: Adam Orzechowski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Kiedy na początku przedstawienia "Baby Chanel", najnowszej premiery Teatru Wybrzeże, przed publicznością staje pięciu aktorów w wysokich kokosznikach i błękitnych sarafanach, upudrowanych i w ostrym makijażu, efekt jest tak humorystyczny, że publiczność zaczyna chichotać i bić brawo, choć aktorzy jedynie zginają się w ukłonie.

Ale na szczęście przedstawienie, prapremierowa polska inscenizacja sztuki rosyjskiego dramaturga i reżysera Nikołaja Kolady, nie polega na tego rodzaju puszczaniu oka do publiki. "Baba Chanel" to przedstawienie komiczne, ale też wzruszające i prawdziwie mądre. Nieczęsto udaje się w teatrze połączyć te trzy rzeczy w jednym spektaklu. 

Kolada opowiada w swej sztuce bardzo prostą anegdotę. Artystki ludowego zespołu Olśnienie, z których najmłodsza ma już piąty krzyżyk, a najstarszej stuknęła dziewięćdziesiątka, w auli Domu Kultury Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Głuchoniemych świętują jubileusz dziesięciolecia swego zespołu. Radość, wzmocnioną jeszcze koniaczkiem i bimberkiem, zakąszanymi sałatkami własnego wyrobu, niszczy menedżer zespołu, który stwierdził, że z leciwymi artystkami nigdy nie zrobi kariery, choćby dożył ich wieku, i postanawia do kolektywu emerytek dokooptować owszem, również emerytowaną sekretarkę wójta, ale przynajmniej muzycznie uzdolnioną, potrafiącą wyśpiewać aż półtorej oktawy.

Anegdota jest prościusieńka, ale okazuje się niezwykle pojemna. "Baba Chanel" po pierwsze opowiada o dawnej Rosji i "Młodych Ruskich", spragnionych szybkiego awansu i decydujących się iść do życiowego sukcesu choćby po trupach. Łatwo jednak w młodym - skądinąd niezgułowatym - menedżerze zobaczyć typ nowoczesnego yapiszona (dzisiaj już pewnie raczej - reprezentanta pokolenia y), którego tak samo dobrze można spotkać w każdym kraju na dorobku tej części Europy. Kolada pokazuje zderzenie tych dwóch światów - dawnej i nowej Rosji, nieortodoksyjnie. Owszem działy się kiedyś w Rosji rzeczy straszne, o czym przypomina portret Lenia, dziś służący zamiast blatu stołu, ale jednak - czytano wtedy Cwietajewę, którą maniakalnie recytuje jedna z emerytek. Baba Chanel, ten symbol nowych czasów, emerytowana sekretarka wójta, butne oberbabsko, ostro zagrane przez Joannę Bogacką, pewnie nawet nazwiska Cwietajewej nigdy nie słyszała, nie mówiąc o jej wierszach. 

I wreszcie sztuka Kolady to także przypowieść o ludzkim życiu. O tym, że to co ułomne, odrzucone, pogardzone jest na swój sposób piękne. Każdy człowiek jest kaleki, ułomny (emerytki mają papiery na inwalidztwo), ale nie odbiera mu to jego godności. Tak odczytana "Baba Chanel" jest także sztuką o schodzeniu ze sceny życia, kiedy to zdejmujemy z siebie cały ten nasz folklorystyczny strój i przechodzimy na drugą stronę. 

To wszystko: humor i powaga, konkretny historyczny czas i powszechny sens mieszczą się w tekście sztuki. Zasługą reżysera Adama Orzechowskiego oraz aktorów jest to, iż to wszystko pojawia się także na scenie. Szczególna w tym rola kwintetu inwalidek emerytek. Każda z ról Krzysztofa Gordona, Jerzego Gorzko, Mirosława Krawczyka, Zbigniewa Olszewskiego i Cezarego Rybińskiego wymagałaby osobnego opisu. Nic nie poradzę, mam miejsce tylko dla tego ostatniego, czyli dla Kapitoliny Cezarego Rybińskiego. Dziewięćdziesiąt lat, inwalidka na umyśle, ale cóż to za pyszna babina! Niby bredzi czasem, a jest w tym mądrość. Jest śmieszna. I wzruszająca. Jak całe to przedstawienie. Wybierzcie się państwo.

Jarosław Zalesiński
POLSKA Dziennik Bałtycki
14 sierpnia 2012

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia