La famiglia

"Firma" - reż. Monika Strzępka - Teatr Nowy w Poznaniu - gościnnie w Teatrze Rozrywki

Zaraz na początku „Firmy" Kobieta Dwudziestolecia (Antonina Choroszy) kryzysową sytuację na kolei – jedną z wielu – kwituje popularnym od jakiegoś czasu stwierdzeniem „Bo taki mamy klimat". Następnie tłumaczy, że gdzieś to usłyszała i jej się spodobało. Niestety z systemu bonmotów, które mają dobrze i zabawnie brzmieć, a niekoniecznie wiele znaczyć, korzysta również duet Strzępka-Demirski.

„Firmę" zaprojektowano jako spektakl-komentarz, spektakl-reportaż, a nawet spektakl-interwencję. Co wszystkich denerwuje? Na jaki temat zawsze można ponarzekać? Na jakim polu można znaleźć porozumienie ponad podziałami politycznymi? Takim wspólnym wrogiem, tematem-rzeką i ręką na zgodę są polskie koleje. Kto jechał, ten wie – dobrze nie jest. Co istotne jednak dobrze nie dzieje się teraz (o nostalgicznym „kiedyś" przypomina Kobieta Spacerująca), a konkretniej – od momentu transformacji ustrojowej i prywatyzacji Polskich Kolei Państwowych, kiedy zamieniono je w rodzaj tortu rozdzieranego przez co silniejszych czy bardziej łakomych. Na scenie faktycznie latają kawałki tortu, ale dzielą i obrzucają się nimi jedynie członkowie rodziny. W firmie panuje bowiem nepotyzm, łatwiej jest kontrolować swoich, wydawać mniej istotnych na pożarcie rozsierdzonemu katastrofami i korupcją społeczeństwu. Łatwiej również ukrywać krew na rękach.

Tytułowa firma to rodzinny interes – w gruncie rzeczy układy przypominają mafię. Mrocznej tonacji i grozy rozmaitym bareizmom nadaje chociażby muzyka Jana Suświłły czy sugestywne wiadra pełne krwi. Jednak całości brak intensywności i drapieżności. Wielowymiarowość zastąpiono bazowaniem na jednym pomyśle. Spektakl świadomie przyjmujący formułę „dzieła z tezą" nie tylko zamienia stawianą polskiej gospodarce diagnozę w truizmy, ale w dodatku – i to największy zarzut w stronę duetu – daje spokój widzowi. Jeśli publiczność wychodzi z teatru ze złym samopoczuciem, to za pewne nie za sprawą tego, czego dowiaduje się ze sceny. Wręcz utwierdzeni zostajemy w przekonaniu, że nic nie da się zrobić. Całą winą obarczona zostaje familia – czasami demoniczna, zwykle groteskowa – której nie da się unicestwić, bo jej macki sięgają za daleko, a i moralność przekracza zwyczajowe granice. Przypomina to strategię znaną ze sztuki socrealistycznej, gdzie nieodmiennie porządek burzyła lub próbowała zburzyć postać wroga klasowego, będącego na usługach zachodniego kapitału. Zresztą ze sceny wprost pada porównanie systemu przed transformacją i po niej – spekulanci byli zawsze, teraz po prostu dostali państwowe błogosławieństwo.

Ponownie widać tutaj całkowite wykluczenie widza z teatru. W spektaklu za dużo jest dosłowności, a za mało miejsca na aktywny udział widza, który w pewnym momencie przestaje myśleć. Jeśli nie rozpoznaje pewnych wydarzeń czy nie znał wszystkich faktów – z pomocą przychodzą wyświetlane na ekranach informacje faktograficzne. Zmarnowany zostaje nawet potencjał sygnalizowanych na tychże tablicach podróży czasowych – spektakl swobodnie przeskakuje kilka-kilkanaście lat wstecz i do przodu. Nic się nie zmieni, nie pomogą zrzucane nam na głowy akta – nawet huk nie jest w stanie nikogo obudzić, wytrącić z biernego przyzwolenia na machlojki i przekręty rozkradającej wspólne dobro rodziny. Jednak nie wybrzmiewa to w spektaklu, z którego widz został całkowicie wyrugowany. Nie zmienia tego nawet autotematyczna scena– część postaci komentuje obejrzany spektakl na swój temat – przyjmują pozycję widza, ale ponownie się odcinają od osób, między którymi siedzą. Taironiczna zabawa pogłębia dodatkowo dystans do tego, co widz ogląda na scenie – bohaterowie mówią, że w teatrze wszystko zamienia się w fikcję, i faktycznie, nad „Firmą" nie wisi żaden ciężar realności. Więcej w nim gier niż grozy sytuacji – jeśli się pojawia, jest zamykana w ramach konwencji. A wątpliwe jest, czy Strzępce i Demirskiemu chodziło o zabawianie widzów sztafażem gatunkowym.

Polska kolej staje się metonimią polskiej gospodarki, ale zarazem w ponury sposób symbolizuje to, co stało się z tym spektaklem . Robiony szybko, na społeczne „zamówienie", przewożony między teatrami (miałam przyjemność obejrzeć przedstawienie w Teatrze Rozrywki w Chorzowie) – cechuje się tymi samymi prowizorycznymi rozwiązaniami, które obserwujemy w polskiej rzeczywistości. Śledztwo internetowe pokazywane w spektaklu było żmudne i wycieńczające. Teatralnemu zabrakło jednaktakiej energii.

Marta Stańczyk
Dziennik Teatralny Kraków
26 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia