Lala

"Iwona, księżniczka Burgunda" - 4. Międzynarodowy Festiwal Teatralny BOSKA KOMEDIA

"Iwona, księżniczka Burgunda" wydaje się wprost stworzona dla teatru lalkowego. Nawet najlepsza aktorka będzie miała trudności z odtworzeniem tak pozornie niewymagającej nakładu energii i pracy roli. Okazuje się bowiem, że najlepiej wcieli się w nią lalka

Przejściem wiodącym przez kulisy docieramy na niewielką, rozciągniętą wzdłuż sceny widownię. Na długi wąski podest sceniczny opada czerwona kurtyna. Przed nią kilka krzeseł. Nagle słyszymy kobiecy głos, a potem salwę oklasków, rozlegającą się z niewielkiej odległości. Kiedy kurtyna się rozsuwa, okazuje się, że scena dzieli na pół przestrzeń teatralną, w tym publiczność, która zyskuje poniekąd swoje lustrzane odbicie. Obserwujemy poczynania aktorów, a w naszym polu widzenia znajdują się także zachowania innych widzów, co stanowi bardzo interesujące rozwiązanie inscenizacyjne. Sama konstrukcja sceny nieustannie zadziwia też funkcjonalnością. Szereg trap w drewnianej podłodze, system zasuwania i rozsuwania kurtyn – świetnie sprawdzają się w toku akcji.

Kobiecy głos z początku przedstawienia materializuje się i naszym oczom ukazuje się kobieta w długim, czerwonym, skórzanym płaszczu, czarnym gorsecie i wysokich butach. Zapowiada spektakl, a także charakteryzuje pokrótce ogólne zasady stawiane sztuce aktorskiej przez Gombrowicza, opierające się na grotesce, zabawie, sztuczności. Takie też cechy ma jej wystąpienie. W dalszej części będzie obwieszczać kolejne akty. Jednak rola kobiety nie ogranicza się tylko do tego zewnętrznego i zdystansowanego komentarza. Nieoczywistość tej postaci wiąże się także z animowaniem tytułowej bohaterki dramatu.

  Każda bowiem postać, poczynając od księcia Filipa, przez parę królewską, do kilku przedstawicieli dworu, posiada swojego scenicznego sobowtóra – lalkę. Poszczególne pary są misternie ucharakteryzowane, mężczyźni mają wypomadowane na biało twarze, barokowe kostiumy podkreślają ich uprzywilejowaną pozycję społeczną. Animując swoje lalkowe „odpowiedniki”, aktorzy nadrabiają poniekąd własną mimiką zastygłe twarze lalek. Tylko jedna lalka – Iwona, zdaje się nie mieć własnej animy, duszy. Lalka na ogół zostaje pozostawiona samej sobie na scenie, jedynie od czasu do czasu kobieta w płaszczu będzie udzielać Iwonie głosu – to pojedynczym słowem, to wyrazem bólu i wściekłości na twarzy. Nie jest to jednak jedyna cecha, która odróżnia Iwonę od reszty dworu. Ta pięknie wykonana lalka, o delikatnych kościach policzkowych, z wiecznie rozwartymi jakby w ciągłym zdziwieniu czy strachu ustami, z szeroko otwartymi oczami, z potarganymi włosami swoją bierną obecnością na scenie bardziej przykuwa uwagę niż prężący się wokół niej, nadaktywni pozostali bohaterowie. Prosta sukienczyna Iwony odróżnia się na tle wyszukanych strojów dworzan. Ponadto przy każdej konfrontacji rzuca się w oczy jej nieadekwatność pod względem wielkości czy rozmiarów. Milcząca postać zawsze wydaje się albo za duża w porównaniu z innymi lalkami, albo za mała w scenach z samymi aktorami. Ciągle jest nie na miejscu.

Na końcu podest sceniczny zamienia się w bankietowy stół. Aktorzy siadają na krzesłach przy krawędziach sceny. Na stół wjeżdża drewniana konstrukcja, pod którą zasiada prawie bezwładna Iwona. Król, odcinając po kolei sznurki łączące ją z życiem, na deser podaje upragnione przez wszystkich danie. Wyrzut sumienia na zimno.

Magdalena Talar
Dziennik Teatralny Kraków
16 grudnia 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia