Lament powszedni

"Lament" - 5. Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@port

Ostatnim spektaklem tegorocznej edycji R@Portu był "Lament" ("Rydanija") Krzysztofa Bizio w reżyserii Viktora Ryzhakova. Jedna aktorka (Svetlana Ivanova), trzy kobiety, trzy opowieści. W literaturze lament jest utworem, w którym tematem głównym jest ból i żałoba oraz bezradna rozpacz wobec okrucieństw losu. Wszystko to odnajdziemy w oszczędnym scenograficznie spektaklu Ryzhakowa.

Na tle dużego, białego kwadratu staje kobieta. Zwyczajna, ubrana w czarny płaszcz, czarne buty, trzymająca w dłoni kilka czarnych kartek papieru. Zaczyna opowieść. Z jej monologu wyłania się obraz kobiety w średnim wieku. Justyna jest wykształcona, ale niespecjalnie ambitna, ani piękna, ani brzydka, średnio zamożna, ma męża i dorastającą córkę. Kobieta jakich wiele. Zdarzenie, które nagle staje się jej udziałem także nie należy do specjalnie wyjątkowych. Ot, pewnego dnia Justyna traci pracę, nie ona jedna i nie ostatnia. Jednak to nagłe wtrącenie w bezczynność sprawia, że Justyna zaczyna dostrzegać to, czego wcześniej nie widziała, zaczyna odczuwać nieokreśloną pustkę, brak. Zaczyna widzieć jak mocno obce są najbliższe jej osoby: zdradzający, wracający późnymi wieczorami mąż, zbuntowana córka, wreszcie matka, która mówi tylko o zmarłym ojcu i jego nagrobku. Justyna zaczyna uczęszczać na terapię, brać leki, przygarnia ze śmietnika okaleczonego kota. Mimo tego – życie wciąż toczy się obok niej. Wchodząc pewnego dnia do luksusowego butiku Justyna dostrzega piękny płaszcz, „jakby skrojony dla niej tylko”. Odtąd jej myśli krążą wyłącznie wokół przedmiotu, na który finansowo nie może sobie pozwolić. Jednak obsesja okazuje się silniejsza, Justyna kradnie płaszcz. Po powrocie do domu, przerażona, tnie go na kawałki, pakuje do papierowej torby i wyrzuca. 

Pozbawiona większego sensu, monotonna egzystencja matki ma swe odbicie w życiu jej córki. Dni Ani są także takie same: koleżanki, szkoła, chłopcy, alkohol, narkotyki, imprezy. Ona także wmawia sobie, iż błędne koło monotonii i szarości przerwie zdobycie upragnionego przedmiotu – drogich jeansów. Aby je zdobyć decyduje się oddać swoje ciało niekochanemu, pogardzanemu chłopakowi.

Trzecią opowieść snuje matka Justyny, babka Ani. Ona z kolei nieustannie myśli o wygranej w toto-lotka. Z jej monologu, skierowanego do nieżyjącego męża, wyłania się obraz naiwnej staruszki, która wierzy, iż śledząc latami wyniki losowań loterii odnalazła klucz do zwycięstwa. Kiedy w podnieceniu opowiada o swym odkryciu młodej narkomance, wydaje na siebie wyrok śmierci. Dziewczyna przychodzi do staruszki wraz ze swoim chłopakiem, który w szale katuje starą kobietę, a następnie zabija.

W obrazie tych trzech kobiet, w ich opowieściach nie ma niczego nadzwyczajnego. Podobnych kobiet, podobnych historii znajdziemy setki, tysiące. Dlaczego akurat one stały się bohaterkami dramatu Krzysztofa Bizio? Zapewne dlatego, że te trzy kobiety są idealnym wręcz przykładem życia „pomiędzy”. Ich egzystencji równie daleko do znanych z telewizji „szczytów” (życia kobiet pięknych, przebojowych, bogatych), jak i do samego dna – życia kobiet wyrzuconych poza nawias, wykluczonych. Matka, córka i babka ani nie zostały przyjęte, ani nie zostały wykluczone. Egzystują gdzieś pomiędzy, w wiecznym niedokończeniu i zawieszeniu. Niczym romantyczny melancholik, żyją w poczuciu wiecznej straty, jednak nie są w stanie określić, czego owa strata dotyczy.

Prócz życia w wiecznym zawieszeniu, bolączką każdej z ukazanych kobiet jest samotność. Jest to jednak samotność specyficzna, bo …zwyczajna, szara, taka, jakich wiele. Matka reprezentuje samotność niedocenianej, bezrobotnej pani domu, córka – samotność zbuntowanej nastolatki, babka – samotność zbliżającej się do śmierci wdowy. Największą tragedią tych trzech kobiet jest to, że w ich życiu nic nie jest nadzwyczajne, spektakularne, wyjątkowe. Zarówno ból, jak i rozpacz czy żałoba – wszystko to jest zwyczajne do bólu. Podobnych kobiet, podobnych opowieści jest w naszym świecie mnóstwo. Każda marzy o tym samym – wzniesieniu się, choć na krótka chwilę, na wyżyny niezwykłości, nabraniu kolorów i blasków wyjątkowości, staniu się na moment choć wyjątkową. Niestety, w tych opowieściach nawet nagła śmierć jest zwyczajna i bezbarwna, powszechna i obojętna dla innych. Metaforycznym przedstawieniem życia tych trzech kobiet jest kot Justyny. Niby ma wszystko, co przeciętnemu kotu do szczęścia potrzebne – jedzenie, spanie, spacery. Jednak pewnego dnia zaczyna potwornie miauczeć, wydawać z siebie jękliwe wrzaski rozpaczy. Zaprowadzony przez właścicielkę do weterynarza, zostaje wykastrowany i milknie, wraca do starego życia. Jego lament, choć rozdzierający, nie zrobił na nikim wrażenia – każdemu kotu się to przytrafia, nie było w tym miauczeniu nic szczególnego. Wielki dramat lub wielkie szczęście zauważy każdy, zwyczajność – nikt. Może to dlatego boli najbardziej?

Anna Jazgarska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
2 grudnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...