Łamigłówka

Zielony mężczyzna - reż. A. Nalepa - Fundacja Teatru BOTO

"Zielony mężczyzna" to łamigłówka oparta na mechanizmie gry. Tego, co jest fantazją zapomnianego przez Boga i świat tytułowego bohatera, a co rzeczywistością, Roszkowski nie precyzuje. Dookreślić to powinien reżyser

Sztuki Jakuba Roszkowskiego to niełatwe wyzwanie dla realizatorów. Autor mnoży potencjalne odczytania tekstu, sam podsuwa i poddaje w wątpliwość kolejne możliwe interpretacje, gmatwa wątki. Tworzy właściwie jedynie ramę, dramaturgiczny stelaż gotowy do wielorazowego użytku, ale przygotowany tak, że nawet krańcowo odmienne wizje reżyserów powinny się w nim zmieścić bez uszczerbku dla tekstu.

Adam Nalepa (reżyser i zarazem dyrektor artystyczny Fundacji Teatru BOTO, która wystawia prapremierowo tekst Roszkowskiego w sopockim Dworku Sierakowskich) Białą Księżniczkę (Sylwia Góra-Weber) widzi jako lalkę Barbie: sztuczną, nadętą, wyniosłą i drażniącą, bo wpisaną w stereotyp seksownej blond lolitki. Biała Barbie pojawia się w życiu Zielonego Mężczyzny (Grzegorz Sierzputowski) znienacka i pozostaje w nim na dłużej. To bajka z niby happy endem, ale Nalepa nie decyduje się na snucie teatralnej baśni sensu stricto. Podkreślając powinowactwa Zielonego Mężczyzny z autsajderami Becketta, cytuje „Ostatnią taśmę Krappa” – bohater korzysta z radia, by odsłuchać fragmenty swojego tekstu – punktuje egzystencjalną pustkę, osamotnienie, degradację, czy wręcz dehumanizację bohatera, który straszy – według prologu – swoim wyglądem dzieci i zwierzęta.

Napięcia w tekście reżyser przekłada na relację bohaterów – odgrywają przed sobą cudaczną, kiczowatą psychodramę, która gmatwa się coraz bardziej. Unieruchomiony na wózku inwalidzkim Zielony Sierzputowskiego skrywa emocje pod maską sceptycyzmu, ostentacyjną biernością prowokując Księżniczkę do coraz śmielszych zachowań. A ona – ni to wytwór jego fantazji, ni to była żona – spętana presją oczekiwań podejmuje dziwaczną konwencję pierwszego spotkania po latach, brnie w całą sytuację coraz bardziej. Dopiero gdy jej relacja z Zielonym przeradza się w pusty teatralny rytuał, buntuje się wobec roli słodkiej idiotki. Trzeci, najbardziej zagadkowy, amorficzny bohater sztuki Roszkowskiego – Rudy Kot, funkcjonuje tu jedynie jako metafora, wspomnienie, wyrzut sumienia z przeszłości, ale też usprawiedliwienie krępujących, nie do końca udanych łóżkowych zbliżeń.

Nalepa podszedł do „Zielonego mężczyzny” zachowawczo, opierając się na słowach i tropiąc w tekście Roszkowskiego głównie niuanse, przez co spektakl wprawdzie intryguje i zachowuje wieloznaczność tekstu, jednak ostatecznie nie wykracza poza ramy baśniowej przypowieści dla dorosłych. Konsekwentny, sugestywny i gorzko-ironiczny Sierzputowski kreuje tu jedną z najlepszych swoich ról. Trudniejsze zadanie ma Góra-Weber, która dostała od reżysera bardzo mało miejsca na ukazanie drapieżności swojej postaci. Żarłoczna kobiecość Białej Księżniczki stłamszona zostaje przez konwencję gry. Jednak o tym, czy „żyli długo i szczęśliwie”, każdy widz musi zdecydować sam.

Łukasz Rudziński
Dwutygodnik
18 lipca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia