Laurka dla Franza Kafki
,,Proces. Spektakl muzyczny'' - aut. Franz Kafka - reż. Jakub Szydłowski - Teatr „Bagatela" im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego w Krakowie,,Proces. Spektakl muzyczny'' to adaptacja znanej i docenianej powieści Kafki w nowej, musicalowej odsłonie. To nie pierwszy raz, gdy Jakub Szydłowski reżyseruje tę adaptację – pierwsza wersja Procesowego musicalu powstała w 2013 roku, premierę odbyła w Teatrze Muzycznym ,,Roma'' w Warszawie. Teraz, po ponad dziesięciu latach, odświeżona wersja zagościła na deskach Teatru ,,Bagatela'' w Krakowie.
Józef K. (Miłosz Markiewicz) zostaje oskarżony – nie wiadomo jednak za co, dlaczego, ani po co. Fabuła dobrze znana, tym razem w wersji komediowej, abstrakcyjnej i śpiewanej – mężczyzna podróżuje po świecie przedstawionym w celu oczyszczenia się z zarzutów, lub chociażby dowiedzenia się czym właściwie zawinił.
Czas i miejsce akcji są niesprecyzowane – adaptacja teatralna bardzo to podkreśla, szalejąc i bawiąc się elementami świata przedstawionego, co wyraża w kreatywnej, ruchomej scenografii zaprojektowanej przez Grzegorza Policińskiego. Scenografia, jak i cały spektakl, bawi się łączeniem konwencji – gubi widza, spajając ze sobą skrajne światy. Przedstawienie zwykłego miasta przeplata się z samurajskim Dojo, sala rozpraw z kościołem. Postać Józefa K. na scenie przedstawił Miłosz Markiewicz – to ciekawie wykreowana rola, w tej wersji mocno hiperbolizująca zachowania bohatera, ekspresywna i pełna energii.
W spektaklu pojawia się również wiele innych postaci, ciekawie zagranych przez wybitnych aktorów, jednak każda z nich pojawia się właściwie tylko na chwilę. Towarzyszą swojej przypisanej scenie, a po zaśpiewaniu piosenki prawie każdy z nich znika na zawsze i nie pojawia się ponownie, co jest oczywiście całkiem w żywiole ,,Procesu'' Kafki. Wieczna podróż w świecie abstrakcji nie pozwala na zatrzymanie się. Mimo tej taśmowości, interesujące stroje (zaprojektowane przez Dorotę Sobak) i całokształt kreacji scenicznych pomagają w zapamiętaniu postaci.
Niestety, mimo pięknego stroju, wykreowanie i odegranie postaci przedstawiającą japońską gejszę w sposób stereotypowy było dla mnie przesadą i czymś, czego z aktualną wiedzą nie powinno się dopuszczać do przedstawiania. To napędzanie przesądów i niesłusznie wykreowanej przeseksualizowanej kulturowej postaci gejszy – bardzo ważnej w japońskiej kulturze. Jedną z najważniejszych ról spektaklu odgrywa oczywiście muzyka – w prawdzie rzeczy jest to spektakl muzyczny. Z żalem jednak muszę powiedzieć, że opracowanie muzyczne Jakuba Lubowicza, w moim odczuciu, nie wyróżniało się na tle musicalowych utworów. Na pewno było poprawne, ładne – ale nie na tyle ciekawe, abym jakąkolwiek piosenkę mógł na dłużej zapamiętać.
Częścią tego problemu było również to, że śpiewane słowo było mało słyszalne, często muzyka zagłuszała odbiór bardzo kluczowych wypowiedzi, przez co momentami czułem się odrobinę zgubiony. Niestety, jest to jednak problem, z którym widz wielokrotnie może spotkać się w teatrach – wyczucie idealnego balansu jest ciężkie, a czasami wręcz niemożliwe, ponieważ często zależące od tego, w jakiej części sali znajduje się widz. Lepiej natomiast zapamiętałem choreografię – ruch sceniczny, którym zajęli się Katarzyna Zielonka i Jarosław Staniek oglądało się bardzo przyjemnie. Aktorzy byli pełni energii, dynamiczni. Starannie zaplanowana choreografia sprawiła, że w każdym momencie spektaklu postaci były w ciągłym ruchu, wskazując tym również na szybkie tempo akcji.
Kolejnym pozytywnym aspektem spektaklu były media – animacje wyświetlane na scenie. Były kreatywne, przyciągające uwagę i dopełniające różniące się od siebie konwencje, które przewijały się podczas trwania spektaklu. Stworzyli je Veranika Siamionava i Zachariasz Jędrzejczyk. Dramaturgia jak i scenariusz spektaklu moim zdaniem momentami były przeciągnięte i nie zawsze trafne – sceny fabularne otrzymywały nieproporcjonalną ilość czasu, kwestie postaci mówiły niewiele o tym, co działo się na scenie, co w połączeniu z niewyraźnymi słowami utworów muzycznych sprawiło, że często zadawałem sobie pytania o to, dokąd i po co w danej scenie szedł Józef K.
Nieproporcjonalna wydała mi się również była też relacja komedii i powagi – spektakl chciał doprowadzić do tej refleksji, do której czytelnika skłaniała lektura ,,Procesu'' Kafki. Ja sam nie wyciągnąłem ze sztuki takiego samego wydźwięku, finalna scena tak nagła pozostawiła pewien niedosyt – chociaż tu również warto dodać, że ta nagłość i zagubienie towarzyszą również lekturze oryginału ,,Procesu''. Chaos ten może więc być dla niektórych osób plusem, dla niektórych minusem.
To niesamowite, że spektakl przyciągnął ogromną ilość młodych osób, która stanowił większość publiczność na sali. Można to logicznie połączyć z bliskim terminem matur – tak czy inaczej, to wesołe i miłe, że jako formę przygotowania młodzież wybrała wizytę w teatrze. Ciężko wydać mi własny werdykt dotyczący spektaklu muzycznego ,,Proces'' – zdecydowanie brakowało mi w nim jakiejś ,,substancji''- czegoś, co dodałoby mu charakteru i unikalności, może większej przejrzystości, która pozwoliłaby mi na pełny odbiór tego, co twórcy chcieli przekazać. Sztukę dopełniają jednak strefy wizualne, których oglądanie sprawiło mi dużą przyjemność.
Jego humor, niestety, nie trafił do mnie, co jest jednak kwestią bardzo subiektywną. Jego nagły i poważny koniec zaskoczył mnie, wprowadził moment kontrastu w fabule. Zdecydowanie warto również pamiętać o zaangażowaniu i świetnie odegranych rolach, imponującym połączeniu gry aktorskiej ze śpiewem i choreografią – a żadna z tych rzeczy prosta nie była.
Spektakl ,,Proces'' jest oszałamiającym efektem ciężkiej pracy, podczas oglądania jest on wielopoziomową ucztą dla zmysłów, ogromnym show.