Ławeczka Chopina

Rok Chopina 2010

Felieton Romana Pawłowskiego z cyklu "Kronika wypadków kulturalnych"

Z hukiem zainaugurowano w Polsce Rok Chopinowski, setki imprez, koncertów, wystaw i akcji mają przypomnieć Polakom postać wielkiego kompozytora, który bardziej jest znany i ceniony w Japonii i Korei niż w rodzinnym kraju. Do akcji włączył się też warszawski ratusz, który ufundował multimedialne grające ławki ustawione wzdłuż Traktu Królewskiego w miejscach związanych z biografią Chopina. Kiedy więc parę dni odwiedziła nas ciotka z Trójmiasta, znana melomanka i koneserka muzyki, postanowiliśmy jej pokazać, że Warszawa sroce spod ogona nie wypadła i umie docenić swego sławnego obywatela w nowoczesny sposób. 

Udaliśmy się na Krakowskie Przedmieście w okolice pomnika Kopernika, gdzie rzeczywiście ujrzeliśmy lśniącą, pracowicie odśnieżoną przez służby miejskie ławeczkę z polerowanego szwedzkiego marmuru. Wśród białych zasp wyglądała jak gigantyczny czarny fortepianowy klawisz. Na wierzchu obok planu okolicy i objaśnień wyryto fragment słynnego wiersza Norwida "Fortepian Szopena", bo to właśnie z okien stojącego po drugiej stronie ulicy pałacu Zamoyskich w 1863 roku kozacy w odwecie za zamach na namiestnika Berga mieli wyrzucić na ulicę instrument kompozytora z mieszkania jego siostry.

Ciotka w nabożnym skupieniu obejrzała ławeczkę, przeczytała objaśnienia, spojrzała na fasadę pałacu, a następnie nacisnęła niepozorny metalowy guzik i spod ławki popłynęła muzyka. Zasłuchana wodziła oczami po okolicy, gdy nagle wzrok jej zatrzymał się na ławeczce. - Zaraz, chwila - zaniepokoiła się. - A gdzie informacja o utworze? Gdzie numer opusu, tonacja, tytuł? Gdzie nazwisko pianisty? Bo to chyba człowiek gra, nie komputer? - natarła na nas z furią. Rzuciliśmy się do ławeczki szukać tabliczki z informacją, kto gra i co konkretnie wykonuje, jednak nic nie znaleźliśmy. Muzyka pozostała anonimowa.

W nadziei, że to tylko wypadek przy pracy, polecieliśmy do następnych ławeczek przy kościele św. Krzyża i pałacu Czapskich, tam jednak również nie było ani śladu informacji o wykonawcach i odtwarzanych utworach. - To tak się w Warszawie czci Fryderyka? To tak ma wyglądać promocja jego muzyki? Wydaje się wam, że utwory Chopina to melodyjki z komórek? Ignoranci! - ciocia patrzyła na nas z politowaniem. Niestety, miała rację. Odtwarzane utwory za każdym razem brzmiały znajomo, ale za Chiny nie mogliśmy skojarzyć, co to jest: etiuda, polonez czy inne preludium. Nie mówiąc już o wykonawcy. A ciocia wszystkie prośby o pomoc w identyfikacji utworów zbywała wzruszeniem ramion. - Zadzwońcie do ratusza, do pani prezydent Gronkiewicz-Waltz, może ona wam powie - szydziła.

Tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak zwrócić się z prośbą autorów tego bardzo fajnego projektu, aby dla osób pozbawionych muzycznego wykształcenia, które nie odróżniają preludiów od etiud, a etiud od sonat, czyli jak podejrzewam, dla większości z nas, sporządzić niewielkie tabliczki z informacją, czego konkretnie słuchamy i kto gra. Nadałoby to sens całej akcji. Chopin w każdym razie byłby za.

Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza Stołeczna
8 lutego 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia