Łaźnia

Losy Stowarzyszenia Teatralnego "Łaźnia"

Niespełna dziesięć lat temu przy ulicy Paulińskiej na krakowskim Kazimierzu, w pomieszczeniach dawnej łaźni żydowskiej, młody reżyser, Bartosz Szydłowski, rozpoczął prace remontowe. Nawet on sam nie mógł wówczas przewidzieć, do jakiego stopnia wpłynie to na sytuację artystyczną Krakowa. Nie stało się to jednak tak od razu. Losy Stowarzyszenia Teatralnego "Łaźnia" toczyły się bowiem stosunkowo spokojnie. Dopiero wraz ze zmianą siedziby zmienił się charakter teatru, jego nazwa oraz generowana przezeń energia.

1. Bartosz Szydłowski przechrzcił swoje dziecko - Stowarzyszenie Teatralne "Łaźnia" stało się Teatrem Łaźnia Nowa. Ciasną i na dłuższą metę zdecydowanie niewystarczającą przestrzeń przy ulicy Paulińskiej zastąpiły mroczne, przestronne sale pomieszczeń warsztatowych Zespołu Szkół Mechanicznych położone na jednym z nowohuckich osiedli. To właśnie Nowa Huta wyznaczyła kierunek rozwoju i zakres poszukiwań Szydłowskiego, stała się naturalnym kontekstem i główną inspiracją prac Głównego Łaziebnego. 

Nowa Huta w Krakowie nie cieszy się dobrą sławą. I choć ostatnie statystyki pokazują, że najmniej bezpiecznym miejscem w mieście jest Rynek, to zapewne tylko znikomy procent mieszkańców miasta zgodziłby się dobrowolnie przeprowadzić z Kazimierza do Huty. Zgody od Szydłowskiego akurat nie wymagano, decyzja została podjęta poza nim. Jego wielkim osiągnięciem zaś stało się to, że potrafił tę - chyba mogę użyć takiego słowa - degradację przekuć w sukces własny i kierowanej przez siebie instytucji. Szydłowski dostrzega i docenia potencjał dzielnicy, w jakiej pracuje. Istotne jest nie tylko to, że sam w niej mieszkał. Ważny stał się dla niego genius loci Nowej Huty. Dzielnica jest dla niego "najważniejszym kontekstem rozmaitych działań, dzięki czemu zaciera się granica między teatrem a jego otoczeniem" . 

Nowa Huta, sztandarowa zdobycz socjalizmu, przeistoczyła się w przestrzeń osobistej porażki wielu ludzi, otępiającego marazmu, życia z dnia na dzień. Osłabło morale mieszkańców, a zmiana ustroju spowodowała spadek zatrudnienia i mnóstwo komplikacji społecznych z tym związanych. "Huta nigdy nie będzie artystycznym salonem - w jednym z wywiadów mówił dyrektor Łaźni Nowej. - Będą się w niej przenikać sztuka i rzeczywistość. I to jest pomysł na Hutę. Artystów fascynuje w tej dzielnicy zapętlenie historii i ludzkich życiorysów." 

To od momentu przeprowadzki wyraźnie widoczny staje się nurt działań społecznych, mających budować wspólnotę wśród mieszkańców Huty. Zaproszeni do udziału w tej wspólnocie są zarówno ci przychodzący do Teatru Łaźnia Nowa, jak i ci, którzy unikają kontaktu z teatrem. Szydłowski pracuje nad upowszechnianiem sztuki działającej blisko widza. Nie musi to oznaczać rezygnacji z ambicji artystycznych na rzecz taniej rozrywki. Szefowi Łaźni Nowej idzie raczej o dotarcie do takich form wyrazu artystycznego, które odnajdą drogę do wrażliwości estetycznej przypadkowego, nieelitarnego widza: "przyszłość dzielnicy to przestrzeń organizowana przez projekty społeczne i artystyczne, w których uczestniczą [jej] mieszkańcy" , twierdzi Szydłowski. Promując twórczość wysoką, chce ją zarazem odbrązawiać i ściągać z piedestałów. 

Wartością stało się dla Szydłowskiego również samo miejsce i wpisana w nie historia, energia, siła. Labirynty korytarzy i olbrzymie sale stały się jednym z kilku w Polsce przykładów na mądre, zorganizowane wykorzystanie przestrzeni postindustrialnych. Podziemia Łaźni wykorzystywano na przykład przy sprowadzanych, gościnnych spektaklach - tam prezentowany był chociażby "W - cyrk robotników" węgierskiego teatru Kretakor w ramach Reminiscencji w 2005 roku. Niedawno zaś udostępniono bebechy teatru, nazywając je Sceną Pi, jako przestrzeń eksperymentalną, przeznaczoną dla twórców profesjonalnych i amatorów. 

Na Praskim Quadriennale w 2007 roku Teatr Łaźnia Nowa był prezentowany w sekcji architektury teatralnej jako przestrzeń powstała przez rozbudowę lub rewitalizację obiektów poprzemysłowych (wraz z Łaźnią prezentowały się: Stary Browar w Poznaniu, Fabryka Trzciny i Le Madame w Warszawie, Stocznia Gdańska oraz przestrzenie w Legnicy). Wykorzystano to miejsce zarówno na poziomie organizacyjno-administracyjnym (w 2005 roku Łaźnia Nowa przyłączyła się do międzynarodowej sieci Trans Europe Halles - stowarzyszenia europejskich niezależnych instytucji kultury, które funkcjonują w przestrzeniach postindustrialnych), jak i w działaniu artystycznym. Działaniu, należy dodać, niemal zawsze połączonym z konkretną aktywnością społeczną. 

2. 

Szydłowskiego rozumienie teatru jest ukierunkowane przede wszystkim na tematykę społeczną. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że artystyczny wymiar pracy bywa spychany tu na drugi plan. Choć bowiem spektakle Łaźni Nowej nie zawsze mówią w sposób istotny od strony artystycznej, często powstają dla czy też ze względu na konkretnego widza. Tak było z "Cukrem w normie", "Edypem" czy "Krwawym weselem". Włączani w pracę artystyczną, portretowani na scenie, zapraszani do szeroko rozumianego współtworzenia widowisk, mieszkańcy Nowej Huty otrzymują od Łaźni Nowej wyraźny komunikat: to teatr dla was, o was, blisko was. Te banalnie brzmiące, wytarte slogany Szydłowski ucieleśnia w przedstawieniach. 

Owszem, w repertuarze pojawiają się też przedstawienia-pomyłki, jak choćby dwie propozycje z ubiegłego sezonu: ".." według "Wyzwolenia" Wyspiańskiego i "Requiem" również oparte na twórczości autora "Wesela". Sukces artystyczny jest chyba jednak przez Szydłowskiego rozumiany nieco inaczej niż tylko jako "kolejna udana premiera". Interdyscyplinarność Łaźni i wielorakość podejmowanych przez nią przedsięwzięć każe myśleć o tym miejscu nie tylko w kategoriach "teatru". Zaryzykowałbym pojęcie "przestrzeni swobodnej artystycznie". Takiej, w której miarą istotności wydarzenia jest nie powodzenie u krytyków, ale udana ofensywa skierowana do mieszkańców dzielnicy, kolejny zachęcający sygnał wysłany "swoim", nowohuckim sąsiadom. 

Wychodzenie w stronę lokalnej społeczności odbywa się na wiele sposobów i na różnych poziomach. Łaźnia Nowa proponuje Nowej Hucie działania artystyczne, pracę fizyczną, kiełbaskę z grilla - zawsze jednak lokuje to w kontekście lokalnym. Poziom wyzwań jest różny, bo i oczekiwania widza wobec teatru nie są jednakowe i niezmienne, ale indywidualne. 

Jedną z pierwszych propozycji Szydłowskiego dla mieszkańców okolicy był czyn społeczny, w ramach którego porządkowano teren wokół teatru (jako zapłatę można było otrzymać kiełbaskę z grilla). Ta przestrzeń ciągle się jeszcze zmienia, ale pierwsze wspólne prace porządkowe należy interpretować w sposób szczególny i symboliczny. Wspólnie dokonany gest założycielski, organizujący przestrzeń i zmieniający jej przeznaczenie, nie miał może siły rytuału, ale stał się pierwszym z wielu spoiw budujących wspólnotę wokół Łaźni. 

Mocnym uderzeniem na początek pracy artystycznej w zaniedbanej dzielnicy Krakowa był projekt "Mieszkam tu". W jego ramach nowohucianie przynosili do teatru przedmioty, z którymi byli w jakiś sposób związani, a artyści (między innymi Sławomir Shuty) "ubierali je w teatr", konstruując dla nich konteksty sceniczne zaczerpnięte ze wspomnień ich właścicieli. To, co osobiste, nabierało ciężaru symbolu, stawało się wspólne, akt dzielenia się dokonywany był zaś poprzez reprezentację 

Wyzwania rzucane mieszkańcom Nowej Huty są różnego kalibru. Po czynie społecznym i czerpaniu inspiracji z przynoszonych do teatru przedmiotów Łaźnia wyprodukowała spektakl "Vademecum teatru amatorskiego" w całości obsadzony amatorami, mieszkańcami Nowej Huty. Z kolei w "Edypie", już profesjonalnym, nie amatorskim spektaklu, antyczny chór został obsadzony mieszkańcami dzielnicy, którzy partnerowali zawodowym aktorom. 

Łaźnia Nowa wypracowała sobie solidną markę na polskim rynku teatralnym, a czas i środki zainwestowane w jej budowanie i umacnianie nie były wyrzucone w błoto. To między innymi właśnie dzięki wyraźnej, rozpoznawalnej marce Łaźnia może pozwolić sobie na nieprzeciętny, stosunkowo drogi festiwal, Genius Loci. Wyraziście kształtowana impreza, organizowana zawsze pod jakimś hasłem, co roku przyciąga rzesze krakowian (zarówno tych "z Krakowa", jak i tych "z Huty" - te podziały bowiem przestają tu mieć znaczenie), a renoma festiwalu pozwala na zapraszanie ważnych, atrakcyjnych artystycznie przedstawień. W roku 2006, podczas festiwalu opatrzonego tytułem "Stolica da się lubić", były to, jakby na przekór Krakowowi, dynamiczne, pełne świeżej energii spektakle młodych warszawskich teatrów. 2008 rok przyniósł z kolei przegląd produkcji poświęconych szeroko pojmowanej rewolucji. Dobieranie przedstawień pod kątem konkretnego pomysłu na festiwal i spinająca wszystkie pomysły klamra "ducha miejsca" to wyraźny dowód na to, że obecny w Łaźni genius opiekuje się swoimi podopiecznymi. 

Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że cennik biletów na przedstawienia festiwalowe nie jest, jak to często ma miejsce na tego typu imprezach, obliczony na zamożną kieszeń. Niskie ceny biletów można chyba odczytywać jako jeden z elementów akcji społecznej: umożliwiają one bowiem tym, którzy nie jeżdżą po Polsce w poszukiwaniu dobrego teatru, obejrzenie wielu głośnych i ważnych spektakli. Szydłowskiemu zależy na tym, żeby do jego teatru przychodzili zwykli ludzie, prócz nowobogackich i dziennikarzy z bezpłatnymi zaproszeniami. 

Obchody setnej rocznicy śmierci Wyspiańskiego zaowocowały w Łaźni niezwykłym wydarzeniem muzycznym. W ucieczce od sentymentalnego wizerunku bohatera rodem z kart podręczników Szydłowski zaordynował Hucie projekt "Wyspiański underground", odbrązawiający poetę i przypominający jego niepoprawność, artystyczną bezkompromisowość, naznaczający go piętnem buntu i niezgody. Pomysł zdobył uznanie widzów, projekt wraz ze swym kulminacyjnym wydarzeniem - koncertem "Wyspiański wyzwala" - otrzymał nagrodę TVP Kultura "Gwarancja Kultury" w kategorii "Wydarzenie roku". Rockowe interpretacje tekstów artysty, billboardy z fragmentami utworów, brzmiącymi jak współczesne hasła kampanii społecznych, ceniony spektakl "Odpoczywanie" Pawła Passiniego - cała seria artystycznych wydarzeń, zrealizowanych przez nietuzinkowe osoby, pozwoliła na ściągnięcie Wyspiańskiego z piedestału i odkrycie sensów jego tekstów bez patetycznych deklamacji, z dala od robionych z narodowym zadęciem "akademii-ku-czci". 

Nowa Huta interesuje "łaźniowców", jak sami siebie nazywają, nie tylko ze względu na swoją zawikłaną historię powojenną czy współczesną postindustrialną przestrzeń. Istotne jest dla nich społeczne "tu i teraz", skomplikowany organizm ludzko-miejski, w wielu kwestiach uzależniony od wielkiego, starego Krakowa, a jednocześnie mocno wyemancypowany i nieustannie ukonkretniający własny wizerunek. Stąd bierze się Łaźni Nowej wsparcie dla wielu działań, które odkrywają czy wyostrzają dzisiejsze oblicze Nowej Huty. Teatr zareagował entuzjastycznie na rozpisanie konkursu na projekt scenariusza o dzielnicy. Wsparł lokalowo ideę zbudowania świetlicy stowarzyszenia "Ocalić szansę", która miała stać się dla młodych ludzi alternatywą wobec spędzania wieczorów w bramie czy przy trzepaku (teraz uczestnicy spotkań świetlicowych prowadzą kawiarnię Wysoki Połysk w budynku Łaźni). We współpracy z niemieckimi artystami z bliźniaczego Wolfsburga, teatr zorganizował setne urodziny Nowej Huty - oczywiście jako futurystyczną wizję przyszłości, bo stulecie Nowa Huta obchodzić będzie w 2049 roku. Zlokalizowane w Łaźni Kinostudio, w którym zorganizowana została pierwsza edycja Slamdance Festival, miało stać się odpowiedzią na zanikające DKFy. To Łaźnia miała przygarnąć festiwalowe projekcje, dyskusje, spotkania z artystami. Niejako po drodze przy Łaźni powstała scena muzyczna pod wdzięczną, inspirowaną z całą pewnością klimatami nowohuckimi, nazwą "Zgniatacz dźwięków", a w jej ramach profesjonalne studio nagrań. 

Szydłowski ma świadomość tego, że przestrzeń i mieszkańcy Nowej Huty wymagają innego niż mainstreamowy Rynek czy naznaczony piętnem bohemy artystycznej Kazimierz podejścia do pracy artystycznej. Odchodzi od formy cyklicznych premier i regularnego grania przedstawień, wypracowanej przez instytucjonalne teatry. Nie próbuje realizować w teatrze projektów na podobieństwo Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Wybiera drogę indywidualną: organizuje artystyczne życie (w) Łaźni przez produkowanie jednorazowych eventów artystycznych, a w przestrzeni społecznej - przez podejmowanie wielu działań i zadań, które w miarę ich rozwoju wpisują się w program teatru na dłużej (jak współpraca z organizacją "Ocalić szansę" czy kawiarnia Wysoki Połysk), nikną w mrokach historii (jak telewizja internetowa) lub z założenia są jednorazowe (jak czyn społeczny). 

Ten artykuł miała zakończyć krótka, zdawkowa wzmianka o niezliczonych zawirowaniach polityczno-finansowych wokół młodego krakowskiego teatru i infantylnych posunięciach miejscowych politycznych tuzów. Bo też Łaźnia Nowa wspominana jest w mediach najczęściej w kontekście kolejnych niewypłaconych, odebranych lub nieprzyznanych teatrowi przez miasto pieniędzy. Tak się jednak nie stanie, bo są sprawy ważniejsze, o których najlepiej powie Bartosz Szydłowski, główny bohater tej historii: 


Wierzę w to, że przestrzeń anonimowa, szara, "obecna, ale nieuczestnicząca", ma wielką siłę duchową, moc, ale stłumioną i wypartą. Można w tej sile uczestniczyć, wyzwalać ją - tylko wtedy, gdy potraktuje się ją podmiotowo, bez kokietowania, poważnie. Myślę tutaj o Nowej Hucie, z całym tym historycznym zawirowaniem. Nową Hutę czyta się jak mitologię grecką. Tu są energie, tu jest hybris, czyny heroiczne, nieustępliwe przeciwstawianie się wyrokom fatum, tutaj jest i harmonia, i chaos. Chciałbym, by Łaźnia stała się miejscem, które emanuje tą siłą duchową. Żeby tak się stało, musimy jeszcze bardziej osiąść w realiach nowohuckich. Nie wystarczy być republiką artystów. Znacznie trudniej tworzyć teatr w harmonii z oczekiwaniami, lękiem, nieufnością ludzi, którzy tu przychodzą. To największy eksperyment artystyczno-społeczny - stworzyć nową jakość instytucji kultury, niezapętlonej we własnym monologu, ale wsłuchanej w rzeczywistość, reagującej dynamicznie. Nie zwykłe miejsce pracy, ale miejsce nieustannej przygody duchowej. Sens Łaźni Nowej jest dla mnie indywidualnym sensem, to identyfikacja na granicy paranoi, ale czy nie tak powinniśmy traktować nasze życiowe wyzwania? 

Łaźnia Nowa to zatem przestrzeń, mitologia, republika, eksperyment, teatr i sens w jednym.

Hubert Michalak
Dialog nr 2/2009
28 lutego 2009
Prasa
Dialog

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia