Lekcja warta kontemplacji
"Chińska lekcja" - Teatr Akademia Ruchu w Warszawie"Chińska lekcja". Tytuł lekko zagmatwany, nie mówiący widzowi, czego może się spodziewać; czego zaś nie spodziewać- tym bardziej. Sam wyraz "lekcja" nieodwołalnie kojarzy się ze szkołą, a nie każdy z miłośników sztuki jest także fascynatem nauki. Niemniej "Chińska lekcja" to lekcja niebanalna w formie i treści, zwłaszcza w formie...
Spektakl realizowany jest w ramach projektu „Autsajderzy. Przywoływanie obecności – alternatywna lekcja teatru”. Takim autsajderem z całą pewnością jest Teatr Akademia Ruchu z Warszawy, który to gościł w szczecińskiej „Kanie”, prowadził warsztaty teatralno- ruchowe i na koniec sam pokazał na co go stać oraz jak w ich przekonaniu wygląda nowatorska odsłona współczesnej sztuki scenicznej, nazywana umownie zarówno przez znawców jak i laików „teatrem zachowań”.
Mała, pusta, czarna scena Teatru Kana, ubrani w klasyczną czerń aktorzy Akademii wykonują szereg poszczególnych performensów, niepowiązanych ze sobą przyczynowo- skutkowo bynajmniej. Początkowo są to kule, szklane, pluszowe, metalowe, które puszczane w różne strony znajdują w końcu wspólny tor, ale odbijają się od siebie, zmieniają kierunek, by w konsekwencji wpaść w kontaminację z innymi sobie podobnymi. I nagle huk! Aktorzy bez słów podchodzą, rozbijają szklane przedmioty na tysiące kawałeczków- po początkowej zadumie i lekkiej stagnacji, nastąpił wstrząs, który był tym głębszy, im bardziej widz uświadomił sobie, że te kombinacje to w rzeczywistości relacje międzyludzkie, które początkowo, pluszowo miękkie i niewinne, nie pielęgnowane stają się ciężkie jak metal i jednocześnie kruche jak szkło, mogące pęknąć w każdej chwili od przelania goryczy… Moim zdaniem? Piękna i niebanalna alegoria.
Kolejna scena, kolejny akapit. Każdy z aktorów ma własny stolik i kredę. Po kolei wymieniają oni słowa w języku chińskim, który w ich wykonaniu brzmi dosadnie i melodyjnie zarazem. Następnie wyrazy zapisywane są na stolikach, aktorzy z kredą w ustach kładą się na swoich „podręcznych przyrządach” i skandują nakreślone slogany. Leżąc na stołach z jedną nóżką, artyści sprawiali wrażenie „lotu ptaka”- miało to chyba na celu ukazanie ważkości i lekkości przekazu. Idąc tym tropem dochodzimy do bardzo trafnie odegranej sceny, gdzie aktorzy za pomocą długich, szklanych rur umieszczali banknoty po sufitem teatru. Oczywiście- symbolika konsumpcjonizmu naszych czasów, ale „zrobiona” tak nowatorsko, że nie odczułam znużenia, pomimo, że jestem już dość przyzwyczajona do ukazywania materialnej postawy człowieka XXI wieku.
Teraz może słów kilka na temat samych aktorów i ich tworu, (…)”Teatr Akademia Ruchu powstał w Warszawie w 1973 r. Jego założycielem i kierownikiem artystycznym jest Wojciech Krukowski. Akademia Ruchu jest grupą twórczą działającą na pograniczu różnych dyscyplin - teatru, sztuk wizualnych, sztuki performance i filmu. Od samego początku swojego istnienia jest znana jako "teatr zachowań" i narracji wizualnej. Cechy wspólne w procesie twórczym Akademii Ruchu to: ruch, przestrzeń i przesłanie społeczne oraz związane z tym przekonanie, że radykalizm artystyczny i przesłanie społeczne nie muszą się wykluczać (…)”- taką oto notkę możemy przeczytać w opisie, przygotowanym przez Teatr Kana. Warszawska Akademia tworzy od 1973 roku, ma na swoim koncie ponad 600 przedstawień, a ich niezatarta oryginalność wywodzi się bezpośrednio z tego, że (…)”są pierwszym w kraju przykładem tak systematycznych działań grupy twórczej w przestrzeni "nieartystycznej"; na ulicach, w domach mieszkalnych i strefach przemysłowych (…)”.
Obecnie Akademia to multidysciplinarny ośrodek sztuki, aktorzy bardzo często tworzą autorskie projekty, jeszcze częściej natomiast łączą swe siły i w lapidarny słownie sposób przedstawiają efekty swej współpracy, czego skutkiem była chociażby „Chińska lekcja”.
Podsumowując- każda porządna lekcja powinna sprawiać, że uczeń (pozostając w terminologii szkolnej) wynosi z niej coś dla siebie. Tutaj każdy z widzów był swoistym uczniem, każdy mógł zobaczyć coś innego, dotknąć innej strony swej świadomości i podejścia do współczesności, słowem- pozagłębiać się we własne „ja”. Tak za pomocą łatwo dostępnych środków powstała nieco trudna w generalnym odbiorze „Chińska lekcja”, a może lekcja życia? Na to pytanie każdy widz musi odpowiedzieć sobie indywidualnie. Nie jestem ciekawa Waszych odpowiedzi- są dla Was i nic mi do tego. Mam tylko nadzieję, że nie przeszliście koło tej sztuki obojętnie, ponieważ jestem zdania, że jest ona warta kontemplacji…