Lekkość bytu rajskich ptaków

"Krety i rajskie ptaki" - reż. Maciej Podstawny - Teatr Dramatyczny, Warszawa

Spektakl Teatru Dramatycznego, ułożony z fragmentów prozatorskich, poetyckich i dramatycznych dzieł Tadeusza Różewicza, korzysta przede wszystkim z tej części jego twórczości, w której pisarz komentuje otaczający świat, odnosząc się do rzeczywistych wydarzeń

W scenariuszu Igi Gańczarczyk i Macieja Podstawnego nawet informacje podawane przez radio są wyimkami z prozy pisarza, choć w spektaklu użyto także fonicznych fragmentów „Kroniki filmowej”. Zasadą scenariusza jest konfrontacja narracji z różnych okresów twórczości poety, przede wszystkim jednak z lat sześćdziesiątych, z późniejszym niemal o półwiecze zapisem stanu świadomości młodej kobiety, zawartym w utworze Przyj dziewczę przyj, wydanym w doskonałym zbiorze Kup kota w worku z 2008 roku.

Fragmenty dawnych opowiadań, takich jak Próba rekonstrukcji (1959), Tarcza z pajęczyny (1963), Moja córeczka (1966) czy Śmierć w starych dekoracjach (1969), prezentują mentalność bohaterów funkcjonujących w opresyjnym socjalizmie, próbujących jednak bronić swojej godności, rozumieć otaczający ich świat, a nawet wyjeżdżać do Rzymu, by kontemplować dzieła sztuki. Fragmenty powstałe w XXI wieku przedstawiają „wyzwoloną” bohaterkę, mieszającą na zasadzie wolnych skojarzeń bardzo różne zjawiska. To obraz świata otwartego dla wszystkich i na wszystko, pełen typowych dla medialnej narracji zwrotów językowych i lansowanej tam problematyki.

Sukcesem spektaklu Podstawnego jest konfrontacja obu epok – pozostających tu w ciągłym dialogu ze sobą – widziana poprzez prywatność bohaterów. Tym, co łączy oba narracyjne bloki, jest charakterystyczna dla pisarza forma strumienia świadomości, z której korzystał, tworząc swoją prozę, dająca, jak się okazuje, bardzo różne efekty. Bohaterzy z lat sześćdziesiątych odwołują się jednak do usystematyzowanej wiedzy, znajomości zjawisk fizycznych, praw natury i psychologii, co dyscyplinuje ich sposób myślenia i funkcjonowania w świecie. Bohaterka z naszej epoki wyczuwa jedynie obowiązujący trend, odznaczając się brakiem refleksji i krytycyzmu. Zwraca to uwagę na zjawisko szumu informacyjnego – istniejące już pół wieku temu i wyraźnie obecne w spektaklu w narracjach z tego okresu – obecnie przybierające formę medialnego dyktatu, zalewającego nas niczym rwąca rzeka, niosąca ze sobą wszystko, co spotyka na swojej drodze. I o ile bohaterzy dawnych opowiadań stawiali czoła zjawisku, o tyle współczesna bohaterka została wyraźnie porwana przez nurt.

Nic dziwnego, że w spektaklu nosi miano Kobiety bez twarzy. Anna Kłos-Kleszczewska wciela się w młodą artystkę, przez którą, płynie strumień skojarzeń, niewartościowany i niepodlegający żadnej selekcji. Drobna blondynka na wysokich obcasach przechadza się więc po scenie, wygłaszając nowomodne bzdury, myląc fakty i sensy, ale śmiało postępując naprzód, przerzucając w dodatku swoją aktywność z jednej dziedziny sztuki w drugą. Różewicz, podejmując tu dialog z Dorotą Masłowską, dowodzi, że znakomicie wyczuwa puls czasów i przemiany języka, posługując się zresztą nie tyle jej metodą pisania, co własną.

Pozostałe postaci zazwyczaj reprezentują poprzednią epokę. Grupa ma swoje śmieszne nawyki, jak głośne mieszanie cukru w szklankach herbaty, którym rozpoczyna się spektakl, albo nerwowe poszukiwanie brakującej zastawy. Z czasem ujawnia też inne aberracje. Jedna z postaci, którą gra Andrzej Konopka, szykując się na randkę, przymierza sporą ilość koszul i zastępuje toaletę użyciem wody kolońskiej, a spotkanie przybiera osobliwy przebieg. Stremowani partnerzy przyjmują erotyczne pozycje, tak wymyślne, że wprawiłyby w osłupienie samą Michalinę Wisłocką, a kobieta proponuje, by mężczyzna zapłacił, bo przypomina jej ojca. Komunikat o braku uczuć okazał się bardzo specyficzny – nic nie jest proste w tym dziwnym świecie, który był parodią normalnego. To także przykład metody twórców spektaklu: dialog Marioli i Henryka z Mojej córeczki, użyty w innym kontekście, znaczy tu zupełnie co innego.

Grająca w tej scenie Klara Bielawka jest w spektaklu Kobietą, która przeżyła cały wiek XX. Jako Czeszka wygłasza (świetnie) monolog o zdobyciu Radia Praha przez Rosjan w 1968 roku, kończąc go pełną energii piosenką Běž domů Ivane, zupełnie jakby to Czesi zdobyli rozgłośnię, przepędzając Rosjan. Jako przesiedlona do Chełmna Niemka opowiada o systematycznej wywózce Żydów, wyraźnie wypieranej przez nią nie tyle ze świadomości, co z wyobraźni, a jako obozowa więźniarka – o wykonywanych na więźniach doświadczeniach. Polemizuje z nią Niedoszły samobójca Michała Podsiadły, słowami z Mojej córeczki wyrażający protest młodego pokolenia wobec wojennej martyrologii, a w scenie z Konopką prezentujący obyczajowy luz i ujawniający konflikt pokoleń.

Człowiek bez światopoglądu, grany z talentem przez Pawła Tomaszewskiego, to młody chłopak w okularach, którego rozsadza właściwa dla jego wieku energia (od czasu do czasu z upodobaniem uderza w bokserski worek). Przejawia zainteresowanie zjawiskami przyrody, niejasnymi fenomenami i ludzką naturą. Poruszając się na nartach, opowiada o wyprawie Nobilego, podczas której Włoch prawdopodobnie zjadł ciało innego członka wyprawy, by przeżyć, mówi o meteorze tunguskim, referuje doniesienia o wydarzeniach z lat sześćdziesiątych, przeplatane ideologicznymi wtrętami charakterystycznymi dla tamtych czasów. Z ochotą podchwytuje też czeską piosenkę i śpiewa razem z wykonawczynią. Trochę dziwi, że to on, a nie Kolekcjoner twarzy, wypowiada kwestie o utracie światopoglądu. Pochodzą one z Próby rekonstrukcji i są związane z postacią pisarza, którą w spektaklu gra Konopka. Bohater opowiadania wyrzeka się światopoglądu i własnych wspomnień, by w wieku trzydziestu siedmiu lat narodzić się na nowo – jako artysta utrwalający to, co przemija. Pomijając fakt, że Tomaszewski wygląda jak licealista, a nie mężczyzna pod czterdziestkę, przemiana ta związana jest z wysiłkiem i wyrzeczeniem, charakterystycznym dla postaci Kolekcjonera, będącego przeciwieństwem Kobiety bez twarzy, którą niesie mainstreamowy nurt. Ta para spotyka się zresztą podczas wywiadów z pisarzem, dotyczących twórczości samego Różewicza. Wszystko wskazuje na to, że postać, której pierwsza kwestia pochodzi z Kartoteki, jest w spektaklu portretem autora.

Postaci zakorzenione w latach sześćdziesiątych to przede wszystkim Bohater Śmierci w starych dekoracjach, grany przez Władysława Kowalskiego, i towarzyszące mu partnerki, w interpretacji Małgorzaty Niemirskiej, nazwanej Fornariną od słynnego obrazu Rafaela, podziwianego przez bohatera. Oboje posługują się fragmentami opowiadań z tych lat i wierszy, jak wtedy, gdy rozmawiają Gawędą o spóźnionej miłości z 1997 roku, poświęconą zdobywczyni Himalajów – Wandzie Rutkiewicz. Niemirska wygłasza też informacje z Wikipedii dotyczące obrazu Rafaela i śpiewa szlagier sprzed półwiecza; Kowalski w pewnym momencie opowiada dowcip. W końcowych scenach bohaterka umiera na raka, wspominając z partnerem łączące ich uczucie. Te kwestie pochodzą z Duszyczki, poematu prozą z 1977 roku, wystawionego ćwierć wieku potem przez Jerzego Grzegorzewskiego. Piękne, rude włosy bohaterki okazują się peruką, którą jej partner trzyma bezradnie w ręku, nie wiedząc, co z nią zrobić, tak samo jak z uczuciem, które kończy się w taki sposób. Kowalski wnosi do spektaklu urok postaci Różewicza z dawnych utworów, ludzi, którzy przeżywając własne tragedie, żywili uczucia, zastanawiali się nad przemijaniem, co nadawało ich światu sens.

Bardzo ciekawie funkcjonuje postać Przedstawiciela Riksbanku (Dobromir Dymecki), niepostrzeżenie dołączająca do innych w połowie spektaklu. Wygłasza on wiersz Złoto z tryptyku Recycling opublikowanego w 1998 roku, dotyczący historii kosztowności zrabowanych Żydom przez nazistów, deponowanych następnie w bankach neutralnych państw Europy. Koncept jest bardzo dowcipny, bo aktor, który jest wysokim blondynem o nordyckiej urodzie, wygłasza wiersz jak popularny wykład, wzbogacany rysunkami i komentarzami prelegenta. Jego treść sprowadza się do tego, że na Holocaust musiało zgodzić się wielu rządzących, nie tylko Hitler. Ludzie przeżywający na scenie prywatne historie zostają na chwilę zorganizowani przez tego, który pilnuje rzeczywistych interesów, dowiadują się, jak historia gospodarcza szła i idzie w parze z polityczną, po czym wracają do swoich kłopotów, a prelegent ulatnia się jak kamfora. Oba światy w rzeczywistości nie kontaktują się ze sobą i na tym polega jedna z tajemnic tej i tamtej współczesności.

Powołanie do scenicznego życia postaci Kobiety bez twarzy i Przedstawiciela Riksbanku uważam za odkrycie spektaklu, raz jeszcze potwierdzające, że Różewicz jest artystą wiecznie młodym i doskonale rozumiejącym otaczający świat.

Kalina Zalewska
Teatr
26 sierpnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia