Leszek Długosz wspomina

Adama Hanuszkiewicza

4 grudnia zmarł Adam Hanuszkiewicz. Parę zdań ciśnie mi się na tę okoliczność. Zmarł w wieku sędziwym, dawniej tak by się rzekło. Ale przy dzisiejszych rozpędach i apetycie - jest jakaś słuszna, wystarczająca miara lat?

W oczach świata był osobistością, był osobą podziwianą. Był gwiazdą! Różne można byłoby dobierać słowa i różnie ustawiać niuanse w tej klasyfikacji - zasług, podziwu i wyceny. Bez wątpienia był wybrańcem Melpomeny, pasjonatem teatru, słowa, widowiska... I była to największa chyba jego miłość i pasja. Temu podporządkowane było jego życie. W tych rolach - aktora i realizatora teatralnego, a z pewnością i prywatnie - był podziwiany. Czy kochany? Ot, w doli artystów - gwiazd , wieczny niuans do rozróżnienia. Uwodzicielski, drażniący, subtelny, silny, wymyślony, sztuczny, bezpośredni itd. itp. Te walory i uwagi można byłoby mnożyć. Jedyny taki. I tak obdarowany (warunkami Apolla z Bellac) wiódł przez lata, na oczach publiczności, orszak swój świetny. Jako aktor (role w Szekspirze, Molierze, w adaptacjach Dostojewskiego, Turgieniewa, we własnych scenariuszach), jako dyrektor, reżyser, adaptator... Jako Hanuszkiewicz.

Pochodził ze Lwowa. W sercu, lwowiakiem pozostał chyba do końca. Jego młodość przypadła na najgorszy czas. Utracić przyszło mu wszystko. Miasto, środowisko, normalną młodość. Wojna i czas powojenny uniemożliwiły normalny tryb dorastania i kształcenia się. Bazując, na tym, co udało się dotąd zdobyć, trzeba było wcześnie dorośleć. Brać się twardo do życia. Nie miał szansy na regularne studiowanie, systematyczne budowanie bazy intelektualno-kulturowej. Toteż pracował, by tak rzec, wiedziony głównie siłą talentu. Intuicją, wyobraźnią, inwencją, wiarą i entuzjazmem więcej, niż dogłębnym intelektualnym wyważeniem racji. Niż budowaniem spekulowanych aluzji i podtekstów. Ale co lepsze? Jestem w tej opinii najszczerszy - nie wiem. Nie przesądzam jaka droga jest lepsza, w osiągnięciu końcowego efektu w teatrze. W jakości przeżycia, sile wzruszenia widza? Wysoko mierzył i odnosił sukcesy. Te spektakle (także i jego role) zostaną na trwałe w dorobku Teatru Polskiego drugiej połowy ubiegłego stulecia. Hamlet, Mizantrop, Balladyna, Nieboska Komedia... Emancypantki, Pan Tadeusz w telewizji...

Jako dyrektor spisał się chlubnie. Objął Teatr Narodowy w krytycznym momencie, po dymisji Dejmka, po słynnej inscenizacji Dziadów. Stworzył swój "Teatr Hanuszkiewicza". Nastał tam wtedy okres niezwykle popularnych jego spektakli. Jak się okazało, znakomicie poprowadził młodych aktorów, przyszłe wybitności, gwiazdy aktorstwa polskiego... Olbrychski, Chodakowska, Dykiel, Nardelli... (ów młodziutki porywający Kordian! Kto go jeszcze pamięta? Gdyby nie tragiczna, przedwczesna śmierć, kim byłby dziś?) Z jaką satysfakcją obejrzałem, jako " pośmiertne wspomnienie" w poniedziałkowym Teatrze Telewizji (której to sceny Hanuszkiewicz był twórcą) jego spektakl "Apollo z Bellac" Jana Giraudoux. W ogóle to pierwsza rejestracja Teatru TV w Polsce, rok 1958. Patrzyłem z podziwem i ze wzruszeniem. Nie tylko na minionych wspaniałych aktorów (Woszczerowicz, Jędrusik), ale i dla kunsztu, poziomu całości. Do żony oglądającej ze mną ten historyczny spektakl, odezwałem sie w zadumie: - Ale kto to dziś kupuje? Sam sobie odpowiedziałem: - No, może 2 procent obecnego społeczeństwa? A wtedy? Zastanowiła sie głośno żona - jak myślisz? Wtedy to może 20 procent? Odrzekłem. I to jest ta różnica! To stanowi obraz zmian jakie zaszły.

Przypomniało mi się też - w początkach lat siedemdziesiątych napisałem muzykę do telewizyjnego filmu realizowanego przez Hanuszkiewicza. O Andrzeju Bursie. W znacznym stopniu moje piosenki Bursowe, to jego, Hanuszkiewicza zasługa. W ogóle wiele wspaniałej muzyki powstało z jego inspiracji, do spektakli i widowisk przez niego realizowanych. To on zaprosił do współpracy Andrzeja Kurylewicza, Czesława Niemena.

Mam w oczach spektakl jeszcze inny, właściwie prywatny. Odegrany przez pana Adama, kiedy się okazało , że w związku z ową robotą bursową, możemy się spotkać i rozmawiać (organizacyjnie tak się składało) akurat w określonym momencie i u Nich w domu (wtedy z Zofią Kucówną). W dodatku, nie rezygnując z oglądania jakiegoś nie do pominięcia (!) supermeczu piłkarskiego reprezentacji Polski. Tak, to był teatr! To trzeba było widzieć! Porywająca kreacja w teatrze jednego aktora, której odbiorcą była tylko jednoosobowa widownia, czyli ja. Powinienem to opisać.

Panie Adamie, dzięki za blaski i za barwy Pana. W teatrze, telewizji, filmie... w życiu. Zostawił Pan walor i ton odrębny, trwały. Ileś tysięcy osób na widowni i miliony przed telewizorami, pamiętają. I będą pamiętać jeszcze trochę dłużej. Potem?

Za Calderonem, a i z pewnością sam z siebie, Pan to wie: Życie jest snem... Ale projekcja nie ustaje. Ktoś nieustannie ją reżyseruje? Dzięki za Pana okres, za ten Pana odcinek...

Leszek Długosz
Dziennik Polski
12 grudnia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...