Libertyn naszych czasów
"Don Juan" - reż. Michał Kotański - Teatr im. C. K. Norwida w Jeleniej GórzeUwodziciel, pożeracz kobiecych serc, zbuntowany racjonalista i w końcu wyrachowany hipokryta. Oto w pełnej krasie Don Juan z molierowskiej komedii, którego okazję mieliśmy zobaczyć w spektaklu Teatru im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze.
Don Juan jest jednym z najczęściej występujących motywów w sztuce, do którego na przestrzeni wieków powracali najwięksi pisarze, kompozytorzy i malarze. Wrócił do niego również Molier, w wystawionej w 1665 roku sztuce „Don Juan", będącej dla niego próbą odwrotu od niepowodzeń związanych z realizacją „Tartuffe'a", którego ze względu na wyraźne protesty wystawiania zakazał król Ludwik XIV.
Historię molierowskiego Don Juana po 37 latach nieobecności na jeleniogórskiej scenie, przeniósł na teatralne deski reżyser Michał Kotański. Główny bohater w jego inscenizacji to reprezentant naszych czasów, zbuntowany i do szpiku kości racjonalny młodzieniec, dla którego liczą się wyłącznie własne korzyści, a nie przebrzmiałe już dawno moralne zasady czy obowiązujące normy.
Akcja komedii Moliera skoncentrowana jest na tytułowej postaci - uwodzicielu, zalotniku, rozkochującym w sobie trzy niewinne istoty: Elwirę, Karolkę i Marcysię. Wszystkie one wpadają w sidła zastawione przez Don Juana, który przy każdej okazji sypie z rękawa komplementami i czułymi słówkami, rozdaje bukiety kwiatów, czy równie szybko się oświadcza. Jednak to właśnie ten sam Don Juan, świadom jest konsekwencji swojego nastawienia do życia i nieuniknionej katastrofy, za sprawą ostrzeżeń żony, Dony Elwiry. Bohater próbuje oszukać przeznaczenie i na moment przybiera pozę nawróconego na ścieżkę moralności i cnoty młodzieńca. Szybko jednak wychodzi na jaw, że jest kłamcą i obłudnikiem, który pod maską przemiany, oszukuje współtowarzyszy i własnego ojca - Don Luisa. Ale Sprawiedliwość daje znać o sobie. Skoro była wina, musi być i kara, o czym świadczy scena końcowa, w której wśród odgłosów piorunów Don Juana pochłania ziemia.
Pierwsza część spektaklu Michała Kotańskiego skoncentrowana jest na zalotach głównego bohatera, zarysowaniu cech jego charakteru, a także cech osobowości pozostałych postaci: Sganarela (Piotr Konieczyński), Dony Elwiry (Małgorzata Osiej-Gadzina), Karolki (Anna Ludwicka-Mania), Marcysi (Magdalena Kępińska), Pietrka (Jacek Grondowy), Don Karlosa (Robert Dudzik) i Don Alonzo (Jarosław Góral).
Otwiera ją taniec wszystkich występujących w przedstawieniu postaci, które odegrają na naszych oczach tę XVII-wieczną komedię. W tej części pojawi się wiele scen komediowych, chociażby z udziałem Karolki i Pietrka, przebranego w pielęgniarski strój Sganarela czy Don Juana (Robert Mania) adorującego równocześnie dwie wiejskie dziewczyny: Marcysię i Karolkę, które licytować się będą o względy swego uwodziciela. W ciekawy sposób przedstawione zostały sceny walk, a także scena spotkania z żebrakiem (Kazimierz Krzaczkowski), podstępem zmuszanym przez Don Juana do bluźnierstwa, co podkreślało moralne zepsucie głównego bohatera.
W drugiej części przedstawienia, jesteśmy świadkami metamorfozy Don Juana, wywołanej chęcią uniknięcia konsekwencji, grożących mu za jego „niecne" występki. Interesująco wypada scena przemiany, w której istotną rolę odgrywa układ choreograficzny Izabeli Chlewińskiej, a także finał z górującą nad sceną, postacią Komandora (Andrzej Kępiński), który wzywa bohatera na jego ostatnią ucztę.
Koncepcja, jaką zaproponował reżyser okazała się wyjątkowo sugestywna. Kotańskiemu udało się sprawić, iż XVII-wieczny tekst brzmi dla nas dość współcześnie, zrozumiale, wiarygodnie, pozwala doszukiwać się w nim nowych sensów i znaczeń. Sięgnął po motyw maski, umalowanych na biało twarzy, wzbogaconych wyrazistym makijażem. W tej inscenizacji, symbolizuje ona pewnego rodzaju podwójne oblicze, niesie znaczenie zakłamania i obłudy, dając wyraźny, jednoznaczny rys molierowskich charakterów.
Mocnym atutem jeleniogórskiej inscenizacji jest zespół aktorski. Znakomicie w roli Don Juana odnalazł się Robert Mania - wyzwolony flirciarz i zarazem hipokryta, głośno i z przekonaniem manifestujący swoje poglądy. Uwagę zwraca również postać Sganarela, w którego rolę wcielił się Piotr Koniczyński, wyraziście obrazujący wewnętrzny konflikt swego bohatera, miotającego się między lojalnością wobec swojego pana, a obowiązującymi normami społecznymi i religijnymi. Interesującym rozwiązaniem aktorskim zaciekawił widownię Tadeusz Wnuk, który swoim monologiem Don Luisa dał dowód aktorskich umiejętności.
Ciekawie została wymyślona warstwa scenograficzna spektaklu, której głównym elementem są pałacowe schody, pełniące również funkcję ekranu z wyświetlanymi nań projekcjami video autorstwa Michała Jankowskiego. Dopełnieniem całości są kostiumy Anny Chadaj, mające nawiązywać do czasów Moliera, w które ubrana jest większość postaci. Projekty wydają się nawet nieco za mocno wykraczające w swojej formie poza zamierzony obszar oddziaływania. Na szczęście elementy epoki odnaleźć można także w nowoczesnym stroju Don Juana, na który składają się m.in. niebieski garnitur i białe futro. A w czasie metamorfozy zobaczymy go w czarnym stroju z białym żabotem, sugerującym powrót na właściwą, zgodną z oczekiwaniami ojca drogę, na której moralność i boskie zasady wydają się być najważniejsze.
Muzyka Marcina Mirowskiego w odniesieniu do całości dobrze spełnia swoją rolę, wspomagając wysiłki aktorów. W niektórych fragmentach może budzić jednak pewne zastrzeżenia, bo zamiast ilustrować wydarzenia lub współdziałać z dialogami, zakłóca ich przebieg, dekoncentrując uwagę widza.
Znalezienie metody na współczesne zinscenizowanie „Don Juana" w taki sposób, żeby zrozumiało go dzisiejsze pokolenie, to dość karkołomne i być może niewdzięczne zadanie. Nie bardzo bowiem wiadomo jakich środków należy użyć, by oddać moralne przesłanie Moliera, nie naruszając jednak zbytnio jego oryginalnej stylowej, obyczajowej konstrukcji. Główna postać sztuki postępuje, jak wiadomo, dosyć niegodziwie, jednak dziś już nikt nie wymaga od plejboja nawet pozorów „nawrócenia" się na drogę np. religijności. Nikt nie straszy lekkoduchów pochłonięciem przez ogień piekielny. Kryzys moralny, obłuda, obyczajowe rozluźnienie znaczą dla obecnych pokoleń coś innego niż dla siedemnastowiecznego autora tego pięknego dzieła. O nieprzystawalności problemów i trudnościach w znalezieniu molierowskiego klucza do dwudziestopierwszowiecznej rzeczywistości, świadczy niewielka ilość realizacji w ostatnich latach. Zatem tym większa zasługa nowego, młodego, zdecydowanego i ambitnego dyrektora jeleniogórskiego teatru Piotra Jędrzejasa, który nie poddał się presji konformizmu i na inaugurację swojej dyrektorskiej kadencji postanowił zaproponować widowni spektakl nietuzinkowy, niełatwy ale niosący ze sobą wyzwanie nie tylko społeczno-obyczajowe, a w równym stopniu także artystyczne. Zaprosił do współpracy młodych realizatorów i zestawiając ich z własnym zespołem aktorskim, stawił czoła temu wyzwaniu. Okazuje się, że dla dzisiejszych inscenizatorów „Don Juan" może być równie aktualny jak ten sprzed wieków. Cynizm, prowokacja, bunt przeciw temu, co materialne i temu, co niematerialne, a nad tym wszystkim grzech hipokryzji. Taki świat mamy i dziś. Okazuje się, że molierowskie „donżuaństwo" to przecież dość powszechne zjawisko mające miejsce wokół nas. Jeleniogórski spektakl może się podobać, a jeśli nie wszystkich zachwycił, to z całą pewnością wszystkich zmusił do myślenia. Myślę, że o to i aktorom, i Kotańskiemu, i Jędrzejasowi chodziło.