Liryczne piękno zespolone z mrocznym klimatem

"Katia Kabanowa" - reż: David Alden - Opera Narodowa

O tym, że sztuka w pierwszej kolejności ma oddziaływać na emocje, a dopiero później następuje analiza intelektualna, artystyczna dzieła, które oglądamy - wiadomo nie od dziś.

Cóż jednak z tego, że wiadomo, skoro coraz powszechniejszym zjawiskiem na teatralno-operowych scenach staje się ucieczka od uczuć na rzecz formy. Nie zawsze oryginalnej, zresztą. Ta dominanta abstrakcyjnej formy nad treścią co najwyżej może zaciekawić odbiorcę, powiedzmy, swoją oryginalnością (jeżeli takowa jest). I tylko tyle. W takiej sytuacji cała sfera uczuciowa widza, która powinna przecież uczestniczyć w odbiorze dzieła artystycznego, właściwie pozostaje nietknięta. Jej miejsce zajmuje odbiór stricte estetyczny. Owym tendencjom przeciwstawia się najnowsza premiera Opery Narodowej "Katia Kabanova". 

I bardzo dobrze. Myślę, że widzowie mają już dość rozmaitych eksperymentów i tęsknią za dziełem odwołującym się do tej najbardziej wrażliwej sfery ludzkiej, do uczuć. A te w "Katii Kabanovej" zajmują miejsce centralne. Libretto opery w oparciu o rosyjski dziewiętnastowieczny dramat Aleksandra Ostrowskiego "Burza" napisał sam Leos Janácek. Podobnie jak w dużo wcześniejszej operze "Jenufa", tak i w ukończonej w 1921 roku "Katii Kabanovej" ten wybitny czeski kompozytor ukazał tragiczną historię młodej kobiety. 

Akcja toczy się w rosyjskim miasteczku nad Wołgą. Tytułowa bohaterka, Katia, jest żoną Tichona, syna bogatej wdowy Kabanichy, osoby despotycznej, nieakceptującej synowej, traktującej ją niemal jak więźniarkę czy niewolnicę. Katia nie może liczyć na żadne ludzkie uczucie ze strony teściowej, Kabanicha jest bowiem pozbawiona całkowicie emocji. Jej relacje z domownikami, nie tylko z Katią, ale także z córką Warwarą i synem Tichonem, polegają na wydawaniu przez nią poleceń i rozkazów. Najważniejszą wartością jest dla niej takie działanie, które przynosi zysk materialny. Katia jest nieustająco poniżana, strofowana i dręczona przez apodyktyczną teściową i nie ma wsparcia męża. Tichon pewnie po swojemu kocha żonę, ale jest tak zastraszony przez matkę, że nie odważy się stanąć w obronie poniewieranej Katii, co do której ma pewność, iż jest osobą szlachetną, uczciwą, wierzącą, pokorną i nie zrobi niczego, co mogłoby być naganne. Wie też, że matka nie ma racji i że Katia bardzo cierpi. Wie, ale nie przeciwstawia się temu. Zamiast tego przesiaduje w knajpie i się upija. 

Katia czuje się w domu Kabanowów jak osoba niepotrzebna, niechciana. Osamotniona, pragnąca uczucia, którego nie doświadcza ani od męża jako żona, ani od teściowej jako synowa, gwałtownie zakochuje się w Borysie. Broni się przed tym uczuciem z całych sił. Błaga męża wybierającego się w podróż do innego miasta, by nie zostawiał jej samej, by zabrał ją ze sobą, ale Tichon brutalnie ją odtrąca. Gdy wraca, jest już za późno, bo Katia zdradza męża z Borysem. A teraz nie potrafi z tym żyć. Wyrzuty sumienia nie dają jej spokoju. Podwójna moralność nie wchodzi w rachubę, więc wyznaje mężowi swój grzech. Katia widzi tylko jedno wyjście z tej sytuacji: śmierć. Nim rzuci się w wir rzeki, zdąży jeszcze wybrzmieć jej śpiew: "Tak cicho, tak pięknie, a ja muszę umrzeć". 

Warstwa fabularna z silnie zarysowanymi sytuacjami dramatycznymi ma swoje doskonałe umocowanie w partyturze muzycznej wskazującej, że kompozytor świetnie znał prawidła dramaturgiczne rządzące sceną teatralną. Występujące postaci tworzą indywidualne portrety charakterologiczne, każda ma własną osobowość i własny temperament. Przemawiają głębią psychologiczną i prawdą uczuć. Wszystko to odnajdujemy w ekspresyjnej muzyce Janácka, wybrzmiewającej niezwykłym bogactwem dramatycznym. 

Warszawska premiera jest przedsięwzięciem udanym pod każdym względem. Widzowi stworzono tu szansę na współodczuwanie z bohaterką jej tragicznej historii. To ważne. A dzieje się tak dzięki dobremu wykonawstwu wokalnemu, całej stronie muzycznej oraz inscenizacyjnej. Wyraźnie widać świetne, artystyczne porozumienie reżysera, Davida Aldena, ze śpiewakami, którzy prócz zadań wokalnych wykonują także zadania stricte aktorskie, co przekłada się na komunikatywne i w pełni wiarygodne relacje między postaciami oraz buduje napięcie dramaturgiczne. 

Trzeba dodać, że reżyseria nie wybija się tu na pierwszy plan, co dzisiaj jest już zjawiskiem nagminnym. David Alden swoją skromną, ale jakże głęboko znaczeniową i piękną estetycznie inscenizację wyprowadza wprost z partytury. To ona stanowi źródło, jest tutaj pierwsza i najważniejsza. Podobnie jest ze scenografią Charlesa Edwardsa. Składająca się z kilku znacząco przekrzywionych płaszczyzn zmieniających pozycję w zależności od potrzeby sytuacji scenicznej scenografia nie eksponuje strony plastycznej przedstawienia, lecz surowością i szarą kolorystyką tworzy nastrój spektaklu i wyraża stan wewnętrzny bohaterki tej historii, Katii. 

Wioletta Chodowicz nasyciła graną przez siebie postać bogactwem emocji. Jej Katia jest liryczna, poetycka, wzruszająca. Śpiewaczka znakomicie oddaje udręczenie prowadzące do dezintegracji osobowości młodej kobiety. Portret swojej bohaterki kreśli znakomitym głosem, ale też spojrzeniem, mimiką, delikatnym ułożeniem rąk i całej sylwetki, jak na przykład w scenie, gdzie Katia wspomina swoje lata panieńskie w domu rodziców. 

Interesująco prezentuje się też Rafał Bartmiński jako Borys. Charakterystyczną postać Kabanichy wyraziście przekazuje Jitka Zerhauová. Świetna rola, także charakterystyczna, należy do Aleksandra Teligi jako Dikoja. Znakomity, w pełni przekonujący jest tchórzliwy, słabego charakteru Tichon w wykonaniu Pawła Wundera. Nie można nie wspomnieć postaci Kudriasza w znakomitym wykonaniu Karola Kozłowskiego. Wszyscy soliści są godni pochwały. A chór i orkiestra Opery Narodowej pod batutą czeskiego dyrygenta Tomása Hanusa idealnie współtworzą całość artystyczną. 

Szkoda tylko, że Opera Narodowa jakiś czas temu przyjęła dość dziwną zasadę: spektakle po premierze grane są krótko, po czym umieszcza się je w repertuarze już powakacyjnym, czyli w nowym sezonie.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
6 maja 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia