List od Makuszyńskiego

"List z tamtego świata" - reż. Anna Wieczur-Bluszcz - Teatr Telewizji Polskiej

Czy na początek roku należy nam się odrobina nadziei? Jeśli tak, niech zerkną państwo 7 stycznia, w poniedziałek, na pierwszy w 2019 r. Teatr Telewizji. Ja go już widziałem - o "Liście z innego świata" w Sieciach Piotr Zaremba.

Zdawkowo tłumaczyła Anna Wieczur-Bluszcz na pokazie przedpremierowym, dlaczego wzięła na warsztat "List z innego świata" Kornela Makuszyńskiego, jego mniej znaną powieść z roku 1936. Po prostu jej się spodobała. Ta pani reżyser spodobała się z kolei mnie, kiedy przed rokiem przy okazji wystawienia przez nią "Żabusi" Gabrieli Zapolskiej rzuciła: "Po co do niej coś dopisywać, kiedy jest dobra". To, co wyszło z tego podejścia, potwierdzało mądrość tych słów. Tym razem musiała oczywiście wykreować coś nowego - na tym polega adaptacja. Ale był tu duch Makuszyńskiego.

To prościutka historyjka o tym, jak rodzinę o dźwięcznym nazwisku Mościrzeccy łączy prastary zapis ich wspólnego przodka, XIX-wiecznego rejenta. Przyszło mi do głowy, że świetlisty, kochany przeze mnie od zawsze, Makuszyński czułby dziś ducha komedii romantycznej, gdzie mamy kilka suspensów i zasadzek, a jednak w finale następuje nie tylko happy end, lecz i morał. Ze to zbyt naiwne, że w życiu tak nie jest? Tak, czasem mam odruch wkurzenia na składanie wszystkiego w życzliwą światu i ludziom całość. A jednak, czy nie stajemy się od tego choć trochę lepsi?

Nie wiem, na ile to oferta tylko dla nas, szukających rodzinnych sentymentów, a na ile także dla młodych, niecierpliwych, czasem preferujących szorstkość i bezceremonialność. To widowisko to skądinąd także lekcja, jak bardzo zmieniły się czasy. Bo tu najbardziej szorstki jest próbujący trzymać wszystkich w szachu i starzec, pan Mościrzecki, drobny ziemianin. Młodzi za to są dziwnie delikatni. Mamy też inne niespodzianki. Na przykład uczucie rodzące się między dwójką ludzi w wieku mocno dojrzałym, właściwie bez seksu. W tym względzie komedia romantyczna a la Makuszyński jest trochę inna niż ta standardowa, dzisiejsza.

Jeśli ktoś z młodzieży skusi się na podróż do takiego świata, czekają go tego typu spostrzeżenia. Oczywiście znaczna część konfliktów i dylematów rysowana jest tu grubą, prawie bajkową kreską, ze szczyptą ciepłego komizmu. Ale czy to źle? Czy nie warto popróbować i takiej potrawy? Ja rzucam się na podobne utwory, bo, choć to zabrzmi banalnie, opowiadają się za dobrem. A to chwilami wydaje się równie niemodne jak wyznanie reżyserki, że nie ma zamiaru niczego dopisywać zmarłej autorce.

Żeby to zagrało, potrzeba galerii wyrazistych postaci. Anna Wieczur-Bluszcz taką galerię zgromadziła, nie zawsze z najbardziej modnych aktorów. Nawet Beata Fido prezentuje się całkiem zabawnie jako jedna z ciotek. Najwięcej uwagi przykuwają Krzysztof Dracz jako komiczny rządca, dojrzewający do późnej miłości (ten aktor zabłysnął ostatnio w scenicznej wersji "Ucha prezesa" brawurową kreacją Richarda Czarneckiego), oraz Joanna Jeżewska, nieprzeszarżowaną rolą jego wybranki. Świetny jest jak zawsze Jarosław Gajewski jako histeryczny aptekarz Mościrzecki. Ale rzecz cała opiera się na charyzmie Wojciecha Wysockiego jako wysoce kontrowersyjnego nestora rodu. To na moich oczach ten aktor debiutował w latach 70. jako romantyczny Kordian u Erwina Axera. Dziś świetnie się czuje we wszelkich konwencjach, ale może najlepiej, kiedy demonstruje sarkastyczny humor podszyty wiarą w człowieka.

A o to chodzi u Makuszyńskiego.

Piotr Zaremba
Sieci
9 stycznia 2019

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia