Litewski teatr walczy z demonami

5. Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG-WROCŁAW

Dzień litewski, z "Hamletem" Oskarasa Korsunovasa i "Idiotą" Eimuntasa Nekrošiusa, byl najmocniejszym jak dotąd akcentem wrocławskiego Dialogu.

Oba spektakle przyjęto niejednoznacznie -od zachwytów do całkowitej negacji. Oba udowodniły jednak, że teatr wciąż może być dojmującym przeżyciem. Nekrošius ma w litewskim teatrze pozycję taką, jaką w Polsce nie cieszy się chyba nikt. Jego spektakle oczekiwane są w napięciu, stają się potem punktem odniesienia dla innych. Szekspirowskie przedstawienia Nekrošius na przykład stały się dla Litwinów busolą. Kiedy ktoś sięga dziś po Szekspira, musi z tamtymi inscenizacjami podjąć dialog. 

Wierność do ostatka 

W Polsce Nekrošius jest artystą znanym. W latach 90. bywał stałym gościem toruńskiego Kontaktu, kiedy szefową festiwalu była Krystyna Meissner. Tam pokazywał m.in. "Trzy siostry", "Makbeta", "Otella", a jego potężne wizje odbierano jako olśnienia. Nekrošius czytał klasykę inaczej niż ktokolwiek przed nim. Brał tekst częstokroć dosłownie i z tego wyprowadzał najbardziej zaskakujące wnioski, symbole i metafory. Z początku jego reżyserska władza mogła wydawać się szokiem, ale szybko okazywało się, że ingerencje w oryginał z pozoru tylko są gwałtem na literaturze. One są sprzeniewierzeniem przyzwyczajeniom widzów, bo Nekrošius każdy zabieg wywodzi wprost z inscenizowanych utworów. Kiedyś na Kontakcie po "Trzech siostrach" podszedłem do Andrzeja Wanata, który Czechowa znał jak nikt inny i jak mało kto go kochał. - Ja go nienawidzę, ale on jest genialny -wycedził poruszony Wanat. 

Dla wielu widzów, również dla mnie, "Idiota" [na zdęciu] był spotkaniem z teatrem Nekrošiusa po latach i może także stąd się wzięły związane z nim kontrowersje. Utrwaliliśmy sobie własny obraz stylu litewskiego mistrza i oczekujemy od niego tylko tego, co nie zmieściłoby się w spektaklach innych artystów. Wybuchów wyobraźni nieposkromionej, otwierającej nowe horyzonty czytania klasyki i oglądania teatru. "Idiota" zaś z pozoru zdaje się przedstawieniem osadzonym w ramach scenicznej konwencji, widowiskiem zdatnym do grania nawet na przywykłych do mieszczańskich sztuk scenach. 

Jak Kubrick i Visconti Jednak im bardziej w głąb tego olbrzymiego, trwającego pięć i pół godziny spektaklu, tym więcej odnajdujemy w nim dawnego Nekrošiusa, a cały zewnętrzny sztafaż opowieści zdaje się jedynie prowokacją. U Nekrošius na nowo teatr jest całym światem, olbrzymia przestrzeń gry oddaje genialnie dynamikę ruchu bohaterów i płynność zmian miejsc akcji. Litewski wizjoner znowu okazuje się kimś na miarę Kubricka i Viscontiego w jednej osobie. Z reżyserem "Lśnienia" łączy go zdolność operowania skrótem oraz łatwość umieszczania w obrębie jednej sekwencji nawet najbardziej przeciwstawnych symboli. Do twórcy "Zmierzchu bogów" natomiast zbliża go pożenienie groteski z okrucieństwem. 

"Idiota" Nekrošiusa, jak wszystkie dzieła wybitne, jest o wszystkim. Zostając wiernym Dostojewskiemu, mówi o świecie na progu katastrofy. Pyta o istnienie Boga i choć z oddali dochodzą cerkiewne zaśpiewy, nie odpowiada wprost. Mówi o uzależnianiu się ludzi od siebie i uczuciach, które niszczy ludzka trucizna. A nade wszystko staje się opowieścią o wszechogarniającym szaleństwie świata - gorączce nie do uleczenia. Książę Myszkin Daumantasa Ciunisa z wiecznie nienaturalnie rozszerzonymi źrenicami i niepokojącym uśmiechem zdaje się tworem tej rzeczywistości i jej wyrzutem sumienia zarazem. Inni, co pokazuje reżyser z wyjątkową ostrością, też spalają się w mechanicznych ruchach i nerwowych tikach. Sceniczny świat unoszony posuwistą muzyką Faustasa Latenasa jest chory i nic nie uleczy jego "zidiocenia". 

"Idiota" Eimuntasa Nekrošius to wypowiedź mistrza teatru, który wciąż bada swoje terytorium, ciągle sprawdza, jak jego język może otwierać kolejne literackie arcydzieła. A przy tym nieodmiennie robi to z mocą dostępną tylko największym. 

Na tym tle "Hamlet" Oskarasa Korsunovasa wydaje się skromniejszy, co nie oznacza, że nie jest przedstawieniem frapującym. 40-letni artysta inscenizacją szekspirowskiego arcydzieła rozprawia się z własnym demonami, przygotowując seans mocny, do granic możliwości wypełniony bólem i wściekłością. 

Szekspir z popkultury 

Korsunovas zrobił "Hamleta" ery popkultury, co w żadnym stopniu nie umniejsza wagi jego przedstawienia. Fascynujące jest w tej inscenizacji wzajemne przenikanie jej warstw. "Hamlet" Korsunovasa jest spektaklem o przekleństwie teatru. O tym, że teatr uzależnia i zniewala własnych wyznawców. O tym, że jest niewdzięczny i nie potrafi odpłacić się za to wszystko, co dostał. Tylko wypluwa ludzkie wraki, często od razu na śmietnik. Korsunovas w ciągnącym z gwinta whisky i rzygającym do kubłów Hamlecie widzi siebie. Zdaje relację z własnego uzależnienia, szuka dróg ocalenia. Niewiele widziałem na scenie równie bezkompromisowych wiwisekcji samego artysty. 

Rozgrywa się także ten "Hamlet" w chorej jaźni bohaterów i wykonawców. Korsunovas stosuje środki radykalne, a mimo to zrozumiale. Między aktorami przebiega dziwny pokurcz - ich mały bies, jak Gollum z "Władcy Pierścienia" na służbie zła. Nagle pojawia się olbrzymia biała mysz albo szczur. Akceptujemy to, bo litewskiemu twórcy udaje się przekonać, że teatr to w żadnym wypadku nie jest normalne miejsce. Zdrowe reguły tu nie obowiązują.

Jacek Wakar
Dziennik Gazeta Prawna
16 października 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia