Łódź stolicą animacji - część 1

3. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Animacji AnimArt:

Organizatorzy, artyści i widzowie III Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Animacji "AnimArt" od 29 września do 5 października przemienili Łódź w miasto animacji filmowej i teatralnej. Sztuka ta zagościła w salach kinowych, teatralnych, ale także muzealnych i na ulicach. W AnimArtowym Miasteczku Animacji na rynku Manufaktury odbywały się warsztaty twórcze, plenerowe projekcje i spektakle. Lalki teatralne - dzieła sztuki umieszczone w witrynach sklepów na ulicy Piotrkowskiej - kusiły, żeby zobaczyć jak artyści ożywiają je na scenie. W Teatrze Lalek "Arlekin" od rana do wieczora prezentowano przedstawienia.

Bogata i zróżnicowana oferta spektakli skierowanych do dorosłej publiczności stanowiła istotną część programu festiwalowego. Grono dojrzałych, wiernych widzów teatru formy wciąż jest nieliczne. Spora część odbiorców teatralnych dzieli mylne przeświadczenie, że animacja stanowi dziecięcą rozrywkę. Jedynie spektakularne wydarzenia mogą przyciągnąć szerszą publiczność i skłonić do zmiany opinii. Takich przedstawień na festiwalu nie brakowało. Odbyły się dwa pokazy niekwestionowanych mistrzów światowego lalkarstwa. Francusko-norweski zespół Plexus Polaire zaprezentował "Proch", natomiast The Katkatha Puppet Arts Trust z Indii "Mahabharatę". Spektakle konkursowe, w większości zrealizowane na bardzo wysokim poziomie artystycznym, również dostarczały mnóstwa pozytywnych wrażeń, często zachwytów, a nawet łez wzruszenia.

Memento mori

Przedstawienie "Solo" Compagnia Walter Broggini z Francji było zestawem etiud przesiąkniętych absurdem, ironią i sarkazmem w iście beckettowskim stylu. Asceza środków wyrazu i dbałość o precyzję formy stały się dla artysty sposobem na dobitne wyrażenie bezsensu egzystencji. W poszczególnych sekwencjach wątłe, nagie postacie (bardzo plastyczne lalki) reagowały irytacją bądź zniecierpliwieniem na niedorzeczność sytuacji, w której się znalazły. Jednej z nich nić uniemożliwiała dotarcie do drzwi, gdy ją odcięła, z brzucha wypadały wnętrzności. Język, zredukowany do jęków i westchnień, potęgował wrażenie cierpienia. Ciekawa relacja łączyła animatora i animanty. Pełnił rolę absolutu, raczej oprawcy niż sprzymierzeńca. Przybił dłonie postaci gwoździami, by nie mogła się ruszyć. Rzewne ballady grane na saksofonie i perkusji pogłębiały pesymistyczny nastrój. Działania zostały poprowadzone tak, że w chwilach skrajnego napięcia, publiczność wybuchała śmiechem. Poszczególne etiudy spajał lejtmotyw ze śmiercią siedzącą na obracającej się płycie gramofonowej. Jej postawa wyrażała drwinę: "Memento mori".

Tradycja kontra nowoczesność

Silencio Blanco w spektaklu "Cisza węgla" (na zdjęciu) realistycznie, bez słów, przedstawił opowieść o górniku i jego matce. Prosta, przewidywalna historia ubogiej rodziny, monotonnego wykonywania obowiązków domowych podczas wyczekiwania powrotu z kopalni zmęczonego syna, umożliwiła przesunięcie uwagi widzów na szczegóły realizacji. Wszystko w niej było perfekcyjne: scenografia z prawdziwym węglem i drewnianymi stolikami/wózkami, punktowe oświetlenie lampek czołówek artystów i lampioników lalek dających półmrok, odgłosy natury w tle (kucie skał, kapanie, śpiew ptaków), bezszelestne i zwinne poruszanie się animatorów, zespołowa animacja. Przedstawienie zbudowano na kontraście czerni i bieli, tego co pod ziemią i nad nią, węgla i suszącej się na sznurach bielizny. Wiernym odzwierciedleniem rzeczywistości w miniaturowej skali, z zachowaniem tradycyjnej formy, zespół z Chile wzbudził podziw.

Cinema Sticado Collective zadziwił publiczność eksperymentalnym warsztatem i otrzymał od jurorów nagrodę za nowatorskie podejście do sztuki lalkarskiej. Podczas "STRPTS//Odcinek 1: Mirlo&Rula" hiszpański duet tworzył na scenie film animowany, transmitowany na żywo. Na stole znalazła się kartonowa makieta dworca kolejowego. Na kolejnym - papierowe miasteczko z niewielką stacją, klubem ze striptizem, willą z basenem. Z boku sceny artyści zaaranżowali małe studio muzyczne, ścieżka dźwiękowa również powstawała na bieżąco. Na skutek płynnej rejestracji animowania tekturowych pociągów, samochodów, postaci oraz elektronicznego przetwarzania głosu aktorki na kwestie kobiece i męskie, sceniczny chaos przemienili w trzymającą do końca w napięciu, zawikłaną historię kryminalną. Spektakl okazał się niespotykanym doświadczeniem percepcyjnym. Był nieustannym balansowaniem między obserwowaniem na ekranie fabuły, a podglądaniem działających twórców.

Wojna wojna

Grand Prix dla najlepszego przedstawienia uhonorowany został Teatr Figur Kraków za instalację "Huljet, Huljet". Sztuką w formie cieniowego teatru mansjonowego artyści złożyli hołd mieszkańcom krakowskiego getta i odświeżyli wspomnienia, które zacierają się i bledną. Wydarzenie rozpoczęło się od eksploracji przestrzeni przez publiczność. W różnych częściach sali znajdowały się stare walizki, aptekarska komoda, dziecięce łóżeczko, pudełeczka z niemieckimi napisami skrywające dawne dwujęzyczne reklamy, anonse z gazet, obrazkowe historyjki. Następnie w rekwizytach zaczęła się rozgrywać cieniowa opowieść prowadzona z perspektywy dziecka. Pojawiły się obrazy ruin, przez które coraz trudniej przejechać rowerkiem. Wyliczanka "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy" przeplatała się z hukiem bomb i odgłosem wystrzałów. Najbardziej przejmująca okazała się wojenna wersja elementarza: "A jak Apteka pod Orłem B jak brat B jak brama C jak cebula, C jak ciągle cebula D jak dymD jak drut". Fragmentaryczność, wielość przedmiotów-strażników historii, istotność każdej padającej frazy sprawiły, że instalacja prowokowała do składania strzępów w całość, do powrotu, żeby nie zapomnieć.

Izraelczyk Ariel Doron spektaklem "Plastykowi bohaterowie" wypełnił niszę repertuarową w obszarze teatru lalek dla nastolatków. Obficie czerpiąc z popkultury podjął temat wojny i władzy. Wciągnął młodzież "bawiąc" się żołnierzykami, lalką, pluszowym tygrysem i wywalczył nagrodę za najlepszą animację. Tadeusz Wierzbicki i-art-i z humorystycznymi, lustrzanymi wariacjami dotyczącymi kropki oraz kreski w przedstawieniu "Litera i" też z pewnością spodobałby się uczniom, lecz tych niestety na widowni zabrakło. Nie wysłuchali spontanicznych, odautorskich komentarzy podczas działań scenicznych ani nie zobaczyli nagrodzonej scenografii.

Przyjemności

Festiwalową polską reprezentację zamknęła Grupa Coincidentia. Artyści rozbawili publiczność pełnym absurdu spektaklem "Made In Haeven", w którym słowo było równie ważne jak forma i wyjechali ze statuetkami Arlekina. Dagmara Sowa i Paweł Chomczyk otrzymali ją jako najlepsi aktorzy-lalkarze, a Robert Jurčo za najlepszą oprawę muzyczną.

Dzięki otwartości artystów każda prezentacja wiązała się z dodatkowymi atrakcjami. Po przedstawieniach zespoły zachęcały widzów, żeby obejrzeli z bliska scenografię oraz pokazywali lalki, nawet te bardzo delikatne. Z chęcią rozmawiali, wyjaśniali tajniki animacji i opowiadali o skomplikowanej pracy nad spektaklami. Może choć trochę przyczynili się, żeby wreszcie dorośli zaczęli postrzegać teatr formy nie przez pryzmat uciechy dla dzieci, lecz jako kunszt sztuki lalkarskiej. Niewątpliwie serdecznym podejściem do publiczności zachęcili do powrotu na AnimArt.

Maria Maczuga
e-teatr.pl
14 października 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia