Logika i sentymenty
"Chopin kontra Szopen" - reż: M. Grabowski - Stary Teatr w KrakowiePrezentowany na scenie kameralnej Narodowego Starego Teatru w Krakowie spektakl "Chopin kontra Szopen" jest częścią obchodów Roku Chopinowskiego. Przedstawienie próbuje krytycznie analizować głosy składające się na naszą wiedzę o osobie geniusza
Spektakl w reżyserii Mikołaja Grabowskiego zaczyna się niczym akademia ku pamięci. Widzimy fortepian, a przy nim dziewczynkę, obok Beata Malczewska i Rajmund Jarosz. Recytowane, w statycznej pozie wiersze wydają się być groźbą przedstawienia bez ruchu. Półtorej godziny takiego tworzenia pomnika Fryderyka Chopina ze słów byłoby niemożliwe, w momencie, gdy już pierwsza scena tchnie anachronizmem. Jednak dwoje recytatorów i dziewczynka przy fortepianie to sprytna prowokacja. Cały spektakl jest prezentacją konwencji mówienia o Chopinie w poszukiwaniu prawdy o geniuszu.
Historia kompozytora rozgrywa się w dwóch symultanicznie prowadzonych konwencjach. Widzimy, granego niczym w XIX wieku, egzaltowanego o bladej cerze Szopena (Krzysztof Zawadzki) oraz ubraną w suknie z epoki, płonąca nieustanną namiętnością George Sand (Katarzyna Gniewkowska). Jasno wykłada nam się, iż ten obraz jest wytworzony ze zbiorowej pamięci polaków. Odbiciem współczesnym i pozbawionym egzaltacji jest para grana przez Marcina Kalisza i Dorotę Segdę, mająca ukazać człowieka a nie pomnik. Fabularnie ukazane zostaje nam spotkanie Chopina z George Sand oraz czas do ostatnich chwil życia kompozytora. Wydarzenia zarysowane są poprzez kolaż tekstów w tym listów, analiz lekarskich, relacji oraz fantasmagorii.
„Chopin kontra Szopen” jest dobrze odegraną akademią, która ukazuje wysoki poziom umiejętności aktorów Narodowego Starego Teatru. Pojawiające się postacie pomimo ewidentnej szablonowości dobrze komponują poszczególne sceny. Widzimy jak Pani Chopinolog (Monika Jakowczuk) sepleniąc i podjadając chrupki wypowiada się z oburzeniem o dziele Czernickiej (Lidia Duda). Ta ostatnia tworzy niezwykle ciekawą postać odchodząc od jednoznacznego ujęcia charakteru. Dobrze ograna zabawność sytuacji ukazuje jak kolejne „źródła” wiedzy o kompozytorze walczą o „naukowość”, czyli obiektywność.
Oglądając gonitwę konwencji, żartów zawartych w płynnej narracji widz przygląda się krytycznej analizie źródeł. Ograniczona jest niestety jedynie do szybkiego puentowania kolejnych głosów w dyskusji, co wydaje się służyć większemu skupieniu na człowieczeństwie geniusza, co wydaje się niezwykle banalnym posunięciem. Otrzymujemy opowieść o gwieździe mieszkającej w Paryżu, wysługującej się ludźmi, mało zainteresowanej ojczyzną. Ten portret ma źródło w korespondencji z Fontaną (Leszek Piskorz), który mając nadzieje na umożliwienie kariery służy Chopinowi, lecz nie udaje mu się realizować marzeń. Przejmująca historia jest odegrana bez najmniejszej ironii cechującej ton całego spektaklu. Wydaje się, iż to źródło niesie z sobą prawdę niedostępną dla innych. Wszelkie analizy i prace badawcze zdają się w tym momencie blednąc w zderzeniu z prawdą opowieści jednego człowieka i jego tragicznego losu. Logiczność wywodu na temat źródeł, przedsięwzięta przez reżysera, wydaje się tutaj niknąć na rzecz odruchu współczucia i sentymentu.
Spektakl w Narodowym Starym Teatrze wydaje się dyskusją na temat głosów opisujących Fryderyka Chopina oraz jego pozycji w społeczeństwie jako istoty nietykalnej. Wydaje się jednak nie dostarczać konkretnych wniosków ani dogłębnych analiz. Oglądamy dobrze zagrane dobroduszne żartowanie z tematu, który wszyscy znają, czyli z Polaków i pomników polskości.