Lubię dawać piosenkom życie
rozmowa z Jagą WrońskąZ Jagą Wrońską, krakowską pieśniarką, o śpiewaniu i szaliczkach rozmawia Joanna Weryńska.
W jednym ze swoim recitali śpiewasz pieśni żydowskie. Czy to Twoje ulubione utwory?
Klimat tych pieśni zawsze wydawał mi się niezwykły. Jednak posiadam w stosunku do nich wielką pokorę, bo nigdy nie miałam bezpośredniej styczności z żywą kulturą żydowską. W przeciwieństwie
do piosenek ludowych czy patriotycznych, które śpiewało się na co dzień w moim domu. Ale lubię wszystkie piosenki, które śpiewam, bo moją największą pasją jest dawanie piosenkom życia.
Kto Cię w dzieciństwie uczył śpiewu?
Dziadek. To były przede wszystkim piosenki patriotyczne. To taka moja miłość. Do dziś wspominam momenty, kiedy dziadzio śpiewał "Jedzie, jedzie na kasztance siwy strzelca strój... ", a ja jak to mały brzdąc, dodawałam "sluj" i to było dla mnie całkiem naturalne. Nikt jednak nie uczył mnie piosenek po to, żebym śpiewała je na scenie. W podstawówce byłam bardzo nieśmiałą osobą. Ta nieśmiałość przełamywała się na lekcjach muzyki. Nauczycielka zwykle proponowała, "No to może Jadzia coś zaśpiewa" i śpiewałam. Dlatego bardzo zrosłam się z piosenkami, nawet tymi najprostszymi, jak ludowe przyśpiewki.
Kojarzona jesteś przede wszystkim z krakowską sceną. Czy jakoś odczuwasz swoją krakowskość?
Pewnie. Tu się urodziłam i mieszkam. Kraków to dla mnie przede wszystkim piękne kościoły, spacery Plantami, nad Wisłą...
No i Loch Camelot. Jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda z tą artystyczną piwnicą?
Na pewno Loch Camelot jest dla mnie główną bazą, bo wcześniej nie miałam takiej sceny, na której mogłabym występować. Czasami śpiewałam w Cafe Moliere. Kiedy byłam w średniej szkole muzycznej, moje koleżanki z klasy chodziły na lekcje do prof. Andrzeja Zaryckiego, który prowadził klasę piosenki przy ul. Basztowej.
Ja też tam poszłam i od tej pory te zajęcia stały się dla mnie ogromną pasją. Wcześniej myślałam raczej o operze, ale będąc na lekcjach prof. Zaryckiego, stwierdziłam, że wolę śpiewać piosenkę
z prostym przekazem, bo wtedy wiem, o czym mam ludziom opowiedzieć. Finałem półrocznej nauki
u tego znanego krakowskiego kompozytora był koncert prowadzony przez Jana Poprawę na Małej Scenie Starego Teatru.
Napisałam specjalnie na tę okazję swoją pierwszą piosenkę autorską. To był taki staroświecki walczyk o skrzypku i melodii... Kiedy ją śpiewałam, na sali pojawił się Kazimierz Madej, szef Lochu Camelot. Zaprosił mnie na próbę. Tak doszło do mojego pierwszego występu. Byłam bardzo zestresowana, nawet nie wiedziałam, w co się ubrać.
Kostium zwykle stanowi ważny element Twoich recitali....
Nigdy nie miałam żadnego aktorskiego przeszkolenia, także co do ubioru scenicznego. Zaczęło się więc klasycznie, od czarnej sukienki. Trochę inspirowałam się Edith Piaf, która jest moim wielkim wzorem. Potem zaczęła się przygoda z szalikami, które miały ożywić sukienkę. I tak, szmatki, które były w Camelocie, przeistoczyły się w szaliczki. Teraz mam ich dużo, to mój nieodłączny atrybut. Zawsze coś symbolizują, albo przez kolor, albo przez sposób ich założenia.
Ale mała, czarna chyba jest Twoją ulubioną...
Staram się, żeby nie stała się moim znakiem rozpoznawczym. Wiem, że ten strój kojarzy się często właśnie z Edith Piaf, a ja nie chcę być utożsamiana z kimś innym niż jestem.
A nie kusiło Cię nigdy, żeby zostać aktorką?
Nie, bo po prostu nigdy nie miałam do czynienia z teatrem.
Chyba jednak niełatwo jest żyć artyście na wolnym rynku?
Nie jest tak żle, bo choć wiele czasu poświęcam na śpiewanie, mam też konkretny zawód. Jestem nauczycielką. Uczę języka polskiego w Zespole Szkół Łączności. Mam tam nie tylko etat, ale i cudownych przyjaciół.
Ale szkoła chyba bardzo absorbuje. Jak w takim razie godzisz ją ze sceną?
Nauczycielką jestem już od sześciu lat. Myślę, że moi współpracownicy rozumieją moją artystyczną duszę.
A uczniowie?
Przyznaję, że długo ukrywałam przed nimi, iż śpiewam.
Chyba nie powinnaś, bo przecież teraz znani krakowscy kompozytorzy piszą dla Ciebie piosenki...
Tak, mam wielkie szczęście. Często dostaję piosenki od różnych osób, między innymi od Andrzeja Zaryckiego, Ewy Korneckiej, Zygmunta Koniecznego, Marka Jaworskiego czy Janusza Grzywacza,
a teksty piszą dla mnie tacy poeci jak Agnieszka Grochowicz czy Józef Baran. I pomyśleć, jak kiedyś marzyłam, żeby mieć chociaż jedną swoją piosenkę.