Lubię farsę i komedię
Rozmowa z Jakubem Przebindowskim.- Dbamy o to, aby zdarzenia, które dzieją się między ludźmi, były jaskrawe i wyważone - rozmowa z Jakubem Przebindowskim, aktorem, dramaturgiem i reżyserem. Jutro w Teatrze Powszechnym w Łodzi premiera sztuki "Pomoc domowa" w jego reżyserii.
Z Jakubem Przebindowskim, reżyserem spektaklu "Pomoc domowa", przygotowywanym w Teatrze Powszechnym w Łodzi, rozmawia Bohdan Gadomski.
Bohdan Gadomski: Którą to już farsę reżyseruje pan w teatrze?
Jakub Przebindowski: Do tej pory reżyserowałem komedie z elementami farsy. Typową farsę reżyseruję po raz drugi. Jest to szczególny gatunek, wręcz wyjątkowy, z dużą tradycją w Anglii. Dla mnie jako reżysera jest to doświadczenie ciekawe, wymaga wielu specjalnych umiejętności, odpowiedniego podejścia do zdarzeń scenicznych, bo farsa lub komedia to zdarzenie plus czas. Tak naprawdę one nie są komiczne, komiczny jest sposób ich przekazywania.
"Pomoc domowa", którą zobaczymy jutro w Teatrze Powszechnym, jest typowa dla swojego gatunku?
- Staram się, żeby była i farsą, i komedią, bo staraliśmy się wyciągnąć wspólnie wszystkie te elementy, które należą do farsy, żeby zachować gatunek i żeby widz miał poczucie świadomości, w jakim świecie poruszają się bohaterowie i w jakim świecie on uczestniczy. Dbamy o to, aby zdarzenia, które dzieją się między ludźmi, były jaskrawe i wyważone.
Zauważyłem, że ostatnio mniej pan gra, a częściej reżyseruje.
- Zadecydował o tym przypadek. Dostałem kiedyś najpierw propozycję pisania sztuk teatralnych, które reżyserowali inni reżyserzy, a potem padła propozycja, żebym sam wyreżyserował własną sztukę. Był to "Antoine" w Teatrze Polonia w Warszawie, który pan oglądał na premierze i recenzował. Podjąłem się tego zadania z obawami, tym bardziej że zupełnie nie wyobrażałem sobie siebie jako reżysera. Od tamtego momentu zacząłem otrzymywać propozycję reżyserowania sztuk.
Jaką sztukę reżyserował pan przed przyjazdem do Łodzi?
- Była to sztuka "Lunch o północy" z Joanną Kurowską i Piotrem Gąsowskim, grana na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach. Teraz jest prezentowana na terenie kraju. Graliśmy ją także dla Polonii niemieckiej.
W latach 1999 - 2002 był pan aktorem Teatru Nowego w Łodzi Jak wspomina pan ten okres?
- Był to fantastyczny okres, który pozostanie dla mnie ważny. Zagrałem w Teatrze Nowym bardzo dużo różnych ról. To właśnie w Teatrze Nowym Tadeusz Słobodzianek namówił mnie na pisanie sztuk i tam miała premierę moja pierwsza sztuka "Go-Go, czyli neurotyczna osobowość naszych czasów" w reżyserii Łukasza Kosa. Napisałem także muzykę i teksty piosenek. Sam Kazimierz Dejmek widział to przedstawienie i zachęcał mnie, żebym dalej pisał. W Łodzi poznałem żonę, aktorkę Martynę Kliszewską.
Na koncie ma pan ponad dwadzieścia ról serialowych. Które wspomina pan najlepiej?
- Kilka tych ról jest dla mnie dużą przygodą. Szczególnie pamiętam te role, które grałem długo, jak w serialu "Na Wspólnej", w którym grałem partnera Anny Korcz. Z podobnym sentymentem wspominam role w serialach "Magda M.", "Teraz albo nigdy", a obecnie rolę ekologa, miłośnika przyrody Adama Steca w serialu "Blondynka". Ciekawa i śmieszna postać.
A w filmie?
- Miałem wielkie szczęście spotkać się w pracy z Andrzejem Wajdą, u którego zagrałem w filmie "Wielki Tydzień", była to jedna z głównych ról Julka Małeckiego. Byłem jeszcze studentem PWST w Krakowie. Z panem Wajdą spotkałem się podczas pracy w Teatrze Telewizji "Bigda idzie". Zagrałem także w jego "Katyniu" rolę księdza wikarego. Dużą rolę zagrałem w serialu "Sława i chwała" w reż. Kazimierza Kutza.
Mało, kto wie, że jest pan także autorem muzyki do wielu spektakli..
- Jestem absolwentem szkoły muzycznej w klasie fortepianu i fletu poprzecznego. W szkole teatralnej przygotowałem aranżacje trzech piosenek do spektaklu. Potem byłem zapraszany do współpracy przy kolejnych aranżacjach. Po dyplomie robiłem realizacje muzyczne w profesjonalnych teatrach w różnych miejscach. Niedawno napisałem muzykę i tekst do bajki japońskiej "Mamo Taro" dla Teatru Imka.
Pana żona jest aktorką. Czy gracie razem?
- Rzadko. Częściej żona gra w spektaklach, które reżyseruję.
Co lubi pan robić w wolnym czasie?
- Uwielbiam spędzać ten czas nad morzem. Czytam.
Sądzi pan, że córka też będzie aktorką?
- Aktorstwo to trudny zawód, więc raczej nie chciałbym, żeby została aktorką. Ale niczego nie będę jej zakazywał, jeżeli jej marzeniem będzie praca w teatrze, to niech w nim pracuje. Dla mnie najważniejsze jest, żeby Mia była szczęśliwa i wykonywała zawód, który nie będzie dla niej karą, lecz przynosił satysfakcję. Na razie córka wykazuje się bardzo dużym talentem plastycznym, odziedziczonym po żonie, która z drugiego wykształcenia jest malarką.
Jakub Przebindowski – urodził się 6 czerwca 1972 w Opolu. Aktor, autor sztuk teatralnych oraz kompozytor muzyki pisanej do teatru.