Lubię silne kobiety z oper werystycznych

Rozmowa z Jolantą Wagner

Należę do tych śpiewaczek, które nie przestrzegają specjalnych zasad higieny głosu i oszczędzania go. W moim przypadku jest to po prostu nierealne. Prowadzę dom, muszę rano wstać, zrobić synowi śniadanie, nie ma szans na wylegiwanie się w łóżku. Nikogo nie interesuje, że mam wieczorem spektakl. Trzeba iść po zakupy, rozmawiać z sąsiadami, odbierać telefony, tysiące zwyczajnych, codziennych zajęć. Wychodzę z założenia, że po to mamy sześć lat studiów, co moim zdaniem jest bardzo dużo, i po to jesteśmy pod opieką swoich zaufanych profesorów, by budować technikę. Tym sobie pomagamy.

 

Z Jolantą Wagner - sopranem dramatycznym - rozmawia Magdalena Nowacka-Goik

Magdalena Nowacka-Goik: Jolanta Wagner - nazwisko operowe zobowiązuje! Dzieła Richarda Wagnera ma pani też w swoim repertuarze. Elżbieta w „Tannhaüserze" była debiutem na deskach Opery Śląskiej w Bytomiu. Zatem, jeśli chodzi o wybór opery to role w tych fantastycznych, baśniowych czy jednak werystycznych, bliższych realizmowi?

Jolanta Wagner - Rzeczywiście, to był mój debiut w tej operze i miło go wspominam . Jeśli jednak chodzi o wybór ról, preferuję partie werystyczne. Mocne, prawdziwe. Zależy mi, aby widz, będący po drugiej stronie sceny, odnalazł w sobie emocje, które my - artyści - ze swojej strony sceny chcemy przekazać. Żeby tak się stało, te emocje muszą być widzom bliskie, czyli realistyczne, nie z pogranicza fantazji, po prostu ludzkie.

Czy jako mała dziewczynka pojawiały się marzenia o byciu królewną, królową? Bo nie mogę oprzeć się wrażeniu, że na scenie jest pani stworzona do kreowania silnych kobiet, zarówno jeśli chodzi o możliwości głosowe, jak samo emploi, aparycję. Patrząc na panią w rolach królowych, władczyń, można powiedzieć z cała stanowczością : Jolanta Wagner umie nosić historyczny kostium! Szlachetność i pewna hardość wynika chyba także trochę z charakteru, prawdziwej dziewczyny z Mazur. Zresztą podobne cechy przypisuje się też Ślązaczkom...

- Nie ukrywam, że bliskie są mi takie postaci jak lady Makbet, księżniczka Elżbieta w „Don Carlosie" czy Abigail w „Nabucco". Śpiewam też partię księżnej w „Rusałce" Antonína Dvořáka, której akcja jest umiejscowiona w mitologii słowiańskiej. Wolę jednak te silne kobiety z oper werystycznych.

Kilka dni temu, na deskach Opery Śląskiej, słuchaliśmy pani Abigail. To postać arcyciekawa. I – co warto zaznaczyć - niesamowicie wymagająca aktorsko, trudna technicznie, bo to nie tylko arie czy duety, ale też sceny ansamblowe, partie z chórem, gdzie trzeba utrzymać głos w odpowiednich proporcjach. Potencjalna następczyni tronu, córka króla z nieślubnego łoża. Kobieta nieszczęśliwa, tak bardzo marząca o władzy i miłości, akceptacji, pełna sprzecznych uczuć, także nienawiści, niewątpliwie postać tragiczna. W wywiadzie sprzed 7 lat wyczytałam, że Jolanta Wagner chciałaby zagrać tę rolę, bo ma do tego głos...

- Tak, to prawda. Bardzo chciałam zaśpiewać Abigail i debiutowałam ta partią w Teatrze Wielkim w Poznaniu, a teraz przyszedł czas na Operę Śląską w Bytomiu. To jest niesamowita postać! Odbierana często bardzo jednoznacznie, schematycznie pejoratywnie, jako ta "zła". Oczywiście, Abigail ma w sobie gniew, złe emocje, ale wynikają one z tego, iż sama została skrzywdzona. Nie umie się z tym pogodzić, próbuje zniszczyć swoją siostrę. Ale uważam, że jest przede wszystkim bardzo samotna i nieszczęśliwa. O tym mówi w swojej arii. I to jest jedyny moment, kiedy pokazuje swoją liryczną stronę, pogodzoną z losem. Przypomina, że była kiedyś inną, a świat zmusił ją do takiej postawy. Jeśli chodzi o stronę muzyczną, faktycznie ambitus tej partii jest przeogromny. Wymaga techniki i sporych umiejętności. Ale poza śpiewaniem forte, staram się też "przemycać" piano i zawieszenia w głosie, które ta postać musi mieć, bo pokazują jej wrażliwość. Ona chce być kochana, pragnie okazania tej miłości. Dlatego mimo dźwięków forte, nieraz prowadzonych przez wiele oktaw, uważam, że obowiązkiem solistek jest również śpiewać w tej partii także piana.

Innym typem kobiety i inną rolą jest księżniczka Elżbieta w „Don Carlosie" Giuseppe Verdiego. Jaka będzie ta pani kreacja, przekonamy się już w Operze Śląskiej w kwietniu.

- W większości inscenizacji Eboli i Elżbieta zestawiane są jako ten mocny charakter, reprezentowany przez pierwszą z nich i kruchy, słabszy, który ma mieć Elżbieta. Moim zdaniem obie są równie silne. Elżbieta, kiedy nie mogła być z ukochanym Don Carlosem i musiała wyjść za Filipa, stawia warunek i jednocześnie zastrzeżenie : Dobrze, będę z tobą. Ale nigdy nie będę twoją do końca, nie będę twoją fizycznie. Możesz mieć każdą kobietę, oprócz mnie. I tym credo pokazuje swoją niezłomność, twardości, hardość charakteru, o czym śpiewa król Filip w II akcie. Mogę mieć miłość każdej kobiety, prócz miłości Elżbiety. Ona oczywiście jest u jego boku, pełni oficjalnie rolę jego małżonki, natomiast wszyscy wiedzą, że tęskni i kocha jedynie Don Carlosa. I nie ma w niej miłości do Filipa, a jedynie spełnienie rozkazu króla. Dlatego z pewnością nie jest na pewno słabą.

Ulubiony fragment tej opery?

- Scena ogrodowa, po duecie z Don Carlosem, król Filip wchodzi do ogrodu i pyta, dlaczego królowa jest sama. A on odsyła jej najbliższą służącą do Francji... Elżbieta patrzy królowi w oczy i nawet nie drgnie, pokazuje swoją niezłomność, siłę wewnętrzną. I ostatnia aria, podsumowująca całą jej historię, wybory. Padają w niej słowa Moje łzy spływają na mój tron. To całe sedno jej postaci. Nie jest szczęściem bycie królową u boku człowieka, którego się nie kocha.

Są śpiewacy operowi, których kariery przebiegają spektakularnie. Czasem zaczynają już na studiach, albo tuż po, od razu zostają solistami, błyszczą, idą jak burza: jedna, druga, trzecia rola. Patrząc na pani zawodowe życie, na początku właśnie to tak wyglądało. Debiut „Halką" Moniuszki w Operze na Zamku w Szczecinie, a potem partia „Pięknej Heleny" Offenbacha. Plany były snute z rozmachem. Zmiany personalne w dyrekcji sprawiły jednak, że ta solistyczna kariera stanęła pod znakiem zapytania. Było ciężko, pojawiły się chwile załamania?

- Absolutnie nie. Faktycznie tak złożyły się okoliczności, że zostałam z dnia na dzień bez pracy, mimo planów kariery solistycznej. Nie miałam żadnych oporów ani obiekcji, aby pójść do dyrektora Figasa i prosić wtedy o możliwość etatu w chórze. Otrzymanie go nie było zresztą wcale proste, ale udało się. Rozpoczęłam pracę we wrześniu, a w lutym... już pracowałam nad premierą „Halki". Byłam cztery sezony w chórze, śpiewając partie solistyczne w innych teatrach. Po dwóch premierach „Tannhaüsera" w Bytomiu, następnego dnia o godz. 10 witałam się z kolegami w sali prób chóru. Życie jest, jakie jest. Trzeba zarabiać pieniądze. Miałam małe dziecko i nie wyobrażałam sobie, żeby być tylko na utrzymaniu męża. Zarówno wtedy, jak i obecnie mam w sobie potrzebę niezależności. Nie sztuka być w domu i czekać, aż zadzwoni telefon z La Scali z propozycją pierwszoplanowej roli.

Skoro od Halki się zaczęło...ma pani wielki sentyment do tej postaci. I zachwyca w niej nieodmiennie, tworząc postać pełnokrwistą, pełną namiętności, szaleństwa, a jednocześnie tak liryczną...

- Jeśli spojrzymy na postać Halki, to bardzo uniwersalna postać kobiety, pokazuje całą paletę barw, emocji, które ma w sobie każda z nas. Niezależnie w jakim kraju żyje, ile ma pieniędzy na koncie czy jakim jeździ samochodem. Każda kobieta chce być kochana, tęskni, ufa, też się rozczarowuje, a niektóre przebaczają, tak jak Halka. Niektóre oczywiście nie, to już są bardzo osobiste wybory. Oczywiście, mam do niej sentymentu, ale mam też świadomość, że moja obecna Halka jest inna niż ta z debiutu. Zresztą, tak naprawdę, ona jest inna za każdym razem, kiedy ją śpiewam.

Najważniejsza cecha tej postaci?

- Wiara w uczciwość drugiego człowieka. Do końca. Uważam, że to jej sztandarowa cecha. Nawet kiedy są zaślubiny Zosi i Janusza, a ona słyszy głosy weselników, nie może w to uwierzyć. To jej problem, ale i zaleta. Wiara w drugiego człowieka, która daje jej siłę, aby ostatecznie życzyć mu szczęścia z inną.

A jak wygląda dbanie o głos? Dzień przed premierą w domu zapada cisza...?

- Należę do tych śpiewaczek, które nie przestrzegają specjalnych zasad higieny głosu i oszczędzania go. W moim przypadku jest to po prostu nierealne. Prowadzę dom, muszę rano wstać, zrobić synowi śniadanie, nie ma szans na wylegiwanie się w łóżku. Nikogo nie interesuje, że mam wieczorem spektakl. Trzeba iść po zakupy, rozmawiać z sąsiadami, odbierać telefony, tysiące zwyczajnych, codziennych zajęć. Wychodzę z założenia, że po to mamy sześć lat studiów, co moim zdaniem jest bardzo dużo, i po to jesteśmy pod opieką swoich zaufanych profesorów, by budować technikę. Tym sobie pomagamy. Uważam także, że każdy śpiewak, niezależnie od stażu zawodowego, bycia na scenie, powinien chociaż od czasu do czasu poddać się takiej kontroli. Praca śpiewaka to praca na żywym organizmie. Zawsze jest coś, co można poprawić, albo spróbować zaśpiewać inaczej. Każdy spektakl jest więc inny, zarówno pod względem technicznym, jak i emocjonalnym.

Głos czasem się zmienia, ale i sami śpiewacy próbują go zmienić, pod inny repertuar.

- Jestem sopranem dramatycznym i dobrze czuje się w partiach przeznaczonych na ten głos. Oczywiście, ciało się zmienia i mam świadomość, że mój głos może się za kilka lat obniżyć i będę mogła śpiewać partie mezzosopranowe. Poniekąd już stawiam pierwsze kroki w repertuarze przeznaczonym na ten głos, śpiewając Cześnikową w „Strasznym dworze" czy Cziprę w „Baronie cygańskim". Staram się jednak nie robić tego zbyt często, bardziej na zasadzie zaśpiewania i "odłożenia". Skupiam się na repertuarze sopranowo-werystycznym. Głos śpiewający wszystko ma zwykle krótki czas zawodowego bycia na scenie. Jeżeli mamy sopran z możliwością koloratury to nie ma szans, aby śpiewał rolę Carmen. Fizycznie jest w stanie, ale czy to będzie Carmen? Na pewno nie...Postać budujemy barwą głosu, temperamentem, charakterem. Także budową ciała.

Gdyby pani nie została śpiewaczką operową, byłaby... policjantką czy zawodowo pchała kulą?

- Myślę, że byłabym policjantką. Sport był w moim życiu, ale właśnie dlatego, że planowałam być policjantką. Los rozdał tak karty, że kreuję różne postacie na scenie. Zawód śpiewaka wymaga jednak silnej psychiki, wytrzymałości, podobnie jak zawód policjanta. Ciągle zmieniamy teatry, partnerów na scenie, pracujemy za każdym razem z innym dyrygentem. Musimy umieć się wtopić w nowe środowisko. Jestem szczęśliwa będąc śpiewaczką operową. To piękny zawód, skoro głosem mogę manipulować emocjami słuchacza, mogę go wzruszyć, rozbawić, przenieść w inny świat. Czego chcieć więcej? Niech nic się nie zmienia i będzie tak dalej.

___

Jolanta Wagner - W 2007 r. ukończyła Wydział Wokalno-Aktorski Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, w klasie prof. Katarzyny Rymarczyk. W czasie studiów uczestniczyła w wielu kursach mistrzowskich prowadzonych przez Ryszarda Karczykowskiego, Teresę Żylis-Garę, Andrzeja Mroza, Helenę Łazarską, Barbarę Kubiak. Stypendystka Fondazione Romualdo Del Bianco we Florencji. Współpracuje z teatrami operowymi, śpiewając gościnnie role: w Operze na Zamku w Szczecinie – Halka z opery Moniuszki, Piękna Helena z operetki J. Offenbacha; w Operze Śląskiej w Bytomiu – Elżbieta z „Tannhäusera" Wagnera, Halka z opery Moniuszki, Ulana z „Manru" Paderewskiego; w Teatrze Wielkim w Poznaniu – Lady Macbeth z „Macbetha" i Abigail z „Nabucco" Verdiego; w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie – Jezabel z „Moby Dicka" Knapika i Ulana z „Manru" Paderewskiego; w Operze Krakowskiej – Ulana z „Manru" I. J. Paderewskiego, w Polish Opera w Londynie – Cicha z „Jawnuty" Moniuszki; a także z Teatrem Komedii Muzycznej w Petersburgu, Filharmonią Pomorską w Bydgoszczy, Polską Filharmonią Sinfonia Baltica w Słupsku, Filharmonią Kaszubską w Wejherowie, Orkiestrą Kameralną Capella Bydgostiensis, Szafarnią-Ośrodkiem Chopinowskim, Orkiestrą Wojskową w Bydgoszczy, Orkiestrą Wojskową w Toruniu, Centrum I. J. Paderewskiego w Kąśnej Dolnej. Występuje w spektaklu „Maria Callas. Master Class" z Krystyną Jandą. Występowała w koncertach i spektaklach prowadzonych przez znakomitych dyrygentów (Marzena Diakun, Tadeusz Wojciechowski, Wojciech Rajski, Piotr Wajrak, Krzysztof Dziewięcki, Tadeusz Serafin, Bohdan Jarmołowicz, Maciej Figas, Andrzej Knap, Piotr Wujtewicz, Jakub Chrenowicz, Gabriel Chmura, Peter Guth). W 2018 r. nagrała partię Halki dla potrzeb przygotowywanej przez Operę Nova kolejnej DVD, z operą St.Moniuszki. Występuje w spektaklu „Maria Callas. Master Class" z Krystyną Jandą.

Magdalena Nowacka-Goik
Opera Śląska
2 marca 2020
Portrety
Jolanta Wagner

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia