Lucy ...bejbe bejbe

"Dracula" - reż: Artur Tyszkiewicz - Teatr im. Słowackiego w Krakowie

Gotycka powieść epistolarna, autorstwa Brama Stockera, od lat wpada w reżyserskie ręce - mniej lub bardziej powołane do jej realizacji. Tym razem zainspirowała i została zinterpretowana przez Artura Tyszkiewicza. Wielbiciele książki i filmów mają okazję zobaczyć w Teatrze im. Juliusza Słowackiego, co Dracula zrobił z reżyserem, czy raczej co reżyser zrobił Draculi

Pierwszego maja Jonathan Harker (Krzysztof Piątkowski) wyjeżdża do Transylwanii, w sprawach służbowych - ma za zadanie sfinalizować sprzedaż pewnej londyńskiej posiadłości. Monachium-Wiedeń – Budapeszt - „im dalej na wschód tym mniej punktualnie kursują pociągi.” Mężczyzna spotyka w podróży zabobonnych tubylców, którzy straszą go urokami i przestrzegają przed złymi duchami, które zyskają na sile w zbliżającą się wigilię św. Grzegorza. Hrabia Dracula (Krzysztof Bauman)- nabywca nieruchomości, gości Jonathana w swoim ponurym zamczysku. Młodzieniec, który początkowo nie zważał na dziwaczne przesądy, wyczuwa, że wokół niego dzieje się coś niedobrego...

Reżyser usadza swoich bohaterów za biurkami w bibliotekach i gabinetach, gdzie powstają ich szczegółowe notatki, listy i wpisy do pamiętników. Kobiecy głos z offu, co jakiś czas przypomina im litery alfabetu: „A B C D E...” (tak na wszelki wypadek). Wnętrza, w których zasiadają postacie, są bez wyjątku chłodne i ciemne. Światło muska surowe dekoracje, a ogromna przestrzeń sceniczna zagospodarowana jest w sposób utrzymujący aurę tajemniczości. Wizerunek Draculi jest wzorowany na pierwszej ekranizacji powieści Stockera, dokonanej przez Friedricha Murnaua w 1922 roku. Wygląd pozostałych postaci nie jest warty uwagi.  

Interakcje zachodzą rzadko, a jeśli już się jakaś przydarzy, to ma się wrażenie, że bohaterowie wzajemnie się nie odnajdują - jak gdyby woleli opowiadać o zdarzeniach tkwiąc za stołem. W pierwszej części spektaklu, polifoniczna narracja zazębia się. Jej tryby, co prawda trochę topornie, ale jednak wchodzą w siebie i napędzają fabułę. Widz poznaje wiecznie podenerwowaną Minę (Katarzyna Zawiślak-Dolny), dowiaduje się o historii adoratorów jej najlepszej przyjaciółki i zapoznaje z Renfieldem (Sławomir Rokita) obsesyjnie pożerającym małe stworzonka. Jest także świadkiem jak (tak zwany) wilk – baletmistrz obleczony w koronki, urzęduje między udami (zahipnotyzowanej?) Lucy (Karolina Kominek), a doktor Van Helsing (Feliks Szajnert) wbija w jej pierś osinowy kołek. Krzyk blondynki przed opadnięciem kurtyny, sygnalizuje koniec konsekwencji w podążaniu za Stockerem.

W części drugiej niewidzialna ręka wkłada między tryby kamyk i mechanizm się rozpada. Opowieść rozlatuje się w mętnej wizji twórcy, chcącego pomieścić w „Draculi” szereg przeróżnych nawiązań, nie mogącego się zdecydować, czy chce go „na poważnie”, czy „na groteskowo”. Z głębi zadymionej sceny, rozświetlonej diodowymi gwiazdami, wyłania się Renfield nucąc "Que Sera, Sera...”. Ma na sobie strój arystokraty z podszytą purpurą peleryną i idealnie ułożone włosy. Gdy spotyka swojego mistrza, dochodzi do zestawienia dwóch filmowych wizerunków najpopularniejszego wampira wszech czasów, wykreowanych na początku zeszłego stulecia. Wyobrażenie Murnaua, zderza się z wizją Toda Browninga z 1931 roku, u którego, w postać Draculi, wcielił się legendarny Béla Lugosi.

Dracula – Mefistofeles, uświadamia Renfielda-Fausta, że ziemia jest piekłem i ofiarowuje mu najpiękniejszą kobietę świata Minę- Helenę. Uzupełnieniem tej dziwnej mieszaniny jest doktor Van Helsing i jego zahipnotyzowana drużyna, która wbijając w scenę krzyże, powtarza, że wampir zginąć musi. Dlaczego tak?

Adrianna Markowicz
Dziennik Teatralny Kraków
31 marca 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...