Lunatyczka uciekła z wioski

\'Lunatyczka" - reż: Martin Otava - Opera na Zamku w Szczecinie

"Lunatyczka", podobnie jak inne opery Belliniego, wystawiana jest w Polsce bardzo rzadko. (Chyba najgłośniejsze przedstawienie tej opery w naszym kraju odbyło się jeszcze w latach 90. poprzedniego stulecia w Warszawie, i były to gościnne występy weneckiego La Fenice). Powodem jest nie tylko fakt, że ten repertuar nie daje wielkiego pola do popisu dla reżyserów i dyrygentów o zamiłowaniu symfonicznym, ale przede wszystkim trudności techniczne i stylistyczne partii wokalnych.

Rola Aminy (tytułowej Lunatyczki) przyciąga najlepsze śpiewaczki każdego pokolenia. Tak wyobrażał sobie śpiew i grę swojej bohaterki librecista Felice Romani: "Aktorka powinna być figlarna i prostoduszna, a jednocześnie namiętna, wrażliwa i uczuciowa. Musi też dobierać inny odcień głosu dla próśb, inny -dla słów potępienia. W każdym jej geście winno się przejawiać owo nieuchwytne połączenie stylowości z realizmem. Sam śpiew Aminy winien się odznaczać prostotą, ale i bogactwem środków, techniczną perfekcją, ale i swobodą". 

Cóż, nic dodać, nic ująć... Opera Belliniego, sama w sobie pełna prostych dla słuchacza, choć bardzo trudnych do zaśpiewania melodii, z warstwą instrumentalną w dużej mierze zredukowaną do akompaniamentu, aby rozkwitnąć - potrzebuje mistrzowskiego śpiewu i szczerych uczuć płynących ze sceny.

Reżyser piątkowej premiery w Operze na Zamku, Martin Otava, nie przekonał swoją sceniczną interpretacją. Mimo tzw. funkcjonalnej scenografii (Jan Zavarsky) i bardzo dobrego wykorzystania światła - reżyser wyprowadził akcję ze szwajcarskiej wioski początku XIX wieku i udał się w nieznane, gdyż niewiele zaproponował w zamian: nie było "zabawy z konwencją" ani tym bardziej poezji i ciepła płynącego z muzyki. Największe wątpliwości budziło poprowadzenie głównej bohaterki - prostej i wrażliwej dziewczyny, która w tym spektaklu lunatykuje w szykownej koszuli nocnej i peruce bliższej Olimpii z "Opowieści Hoffmanna" niż Aminie.

Trudno natomiast jednoznacznie ocenić interpretację wokalną Aleksandry Buczek w tytułowej partii. Dużym atutem było bardzo staranne frazowanie i spokojne, wręcz kontemplacyjne prowadzenie długich linii melodycznych Belliniego. Pełna dobrych intencji interpretacyjnych młoda śpiewaczka starała się różnicować dynamikę i zabarwienie głosu w scenach lunatykowania. Z drugiej zaś strony pewne obawy budzi jej nie zawsze naturalna emisja-jakby starała się nieco sztucznie ściemniać głos i powiększać dźwięk w centralnym odcinku skali, co powoduje niekiedy głuche brzmienie w dolnym rejestrze, efekt cofania się głosu w pianissimo i problemy z dykcją.

Głos kolumbijskiego tenora Kirlianita Cortesa (Elwino) brzmiał bardzo ładnie i stylowo we fragmentach mezza voce, w momentach wymagających większej siły ujawniał bardziej niż skromny wolumen i pewne ograniczenia techniczne niepozwalające na popis wokalny, bez którego bel canto traci cały swój urok, a może i sens. W tym kontekście chyba najbardziej kompletną postać pod względem aktorskim (najlepsza dykcja w obsadzie) i wokalnym stworzyła Joanna Tylkowska w roli Lizy.

Przekonujące było kierownictwo muzyczne Warcisława Kunca, bo sam dyrygent najwyraźniej przekonany jest do tej muzyki... Orkiestra starannie partnerowała śpiewakom, unikając wszelkich ekscesów brzmieniowych na rzecz wspomagania "długich, długich melodii Belliniego" (Wagner).

Maciej Deuar
Kurier Szczecinski
13 stycznia 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia